Czy wojna jest czymś „naturalnym”?
Wiedza i niewiedza

Czy wojna jest czymś „naturalnym”?

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 5 minut

A może jest tak, że wojna nie tylko nie ma w sobie nic z kobiety, ale w ogóle z człowieka?

Jednym z popularnych wyjaśnień zjawiska wojny jest domniemane istnienie u ludzi wrodzonego instynktu agresji. Pogląd ten bywa różnie wyrażany. Zygmunt Freud twierdził, że jako gatunek posiadamy pewną mroczną i brutalną część psychiki, która potrzebuje ekspresji w formach symbolicznie lub dosłownie przemocowych. Badacze kojarzeni z nurtem socjobiologii, tacy jak Konrad Lorenz czy Edward O. Wilson, podkreślali ciągłość pomiędzy naszymi destrukcyjnymi zachowaniami a rzekomo analogicznymi do nich występującymi wśród innych zwierząt. Edward O. Wilson w swojej książce O naturze ludzkiej pisał, że gdyby pawian płaszczowy dysponował bombą atomową, wysadziłby świat w ciągu tygodnia. I choć badacz odrzucał istnienie jednej szeroko pojętej „agresji”, sugerował, że to właśnie tym pojęciem można wyjaśniać ludzką skłonność do przemocy, a także wojnę. Miałby to być nasz wrodzony potencjał, który w odpowiednich okolicznościach (np. w warunkach przeludnienia na danym obszarze) może się aktywować i prowadzić do tragedii.

Przy bliższym rozpatrzeniu powyższe stanowiska nie są jednak przekonujące.

Wiele trafnych argumentów przeciwko nim można znaleźć w książce Barbary Ehrenreich Rytuały krwi. Agresja i wściekłość mogą pojawiać się na polu bitwy, ale w przypadku broni dalekiego zasięgu, armat i rakiet, strzelb czy karabinów, a nawet łuku i włóczni (czyli prymitywnych narzędzi, które wynaleziono przecież już w głębokiej prehistorii) kierowanie się irracjonalnymi impulsami jest wysoce nieskuteczne. Pożądane cechy wojownika są dokładnie przeciwne: działania wojenne wymagają chłodu oraz kalkulacji. Snajper musi być cierpliwy i precyzyjny, strateg zaś racjonalny i uważny.

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Bitwa to zresztą tylko jeden z aspektów wojny, którą poprzedza długotrwałe i metodyczne przygotowanie do niej. Czy istnieje instynkt odpowiedzialny za wieloletni trening, działania logistyczne bądź marsz w szyku?

W argumentacji Ehrenreich szczególnie ważne jest jednak to, że wojna nie przychodzi żołnierzom „naturalnie”, z łatwością i bez psychologicznych oporów. Powołując się na prace z zakresu psychologii wojny, autorka zauważa, że nawet podczas bitwy, której stawką jest ich życie, ludzie często nie mają odwagi, by strzelać bezpośrednio do wroga. Eseistka przypomina również, że XVIII-wieczne pruskie podręczniki sztuki wojennej zdecydowanie zabraniały rozbijania obozów w sąsiedztwie lasu z tej prostej przyczyny, że w czasie konfliktu całe oddziały dezerterują, znikając między drzewami. Czy sam fakt dezercji stanowczo nie przeczy „naturalności” wojny?

Strach, a nie agresja

Wydaje się jednak, że najmocniejsze racje przeciwko objaśnianiu wojny domniemanymi instynktami wyłożył zmarły rok temu wybitny antropolog Marshall Sahlins w eseju Krytyka wulgarnej socjobiologii. Podkreślił on – bazując na swojej rozległej wiedzy etnograficznej – że podczas działań wojennych ludzie najczęściej nie są agresywni, lecz… przerażeni. Ponadto Sahlins zauważył, że szukając motywacji, które stoją za każdym indywidualnym aktem udziału w konflikcie, możemy znaleźć praktycznie wszystko: nienawiść, litość, strach, chciwość, dumę czy miłość do ojczyzny. Byłoby absurdem twierdzić, że militarna odpowiedź Ukraińców na atak wojsk rosyjskich jest rezultatem ich „biologicznej skłonności do agresji” czy też – jak ujął to wspomniany wyżej Edward O. Wilson – „biologicznej radości wojowania”.

 Najistotniejsze jednak jest to, że rozważanie poszczególnych motywacji, z powodu których ludzie walczą, wcale nie odpowiada na pytanie, dlaczego wojny w ogóle wybuchają. Wojna – zdaniem Sahlinsa – nie mówi nic o stosunku między danymi jednostkami, a wyłącznie między organizmami społecznymi (jak np. państwo). W tym sensie wojna nie jest zjawiskiem biologicznym, lecz społecznym i kulturowym. Antropolog nie twierdzi, że nie posiadamy jako gatunek określonych popędów i skłonności. Chodzi raczej o to, że po prostu nie zaspokajamy i nie wyrażamy ich podczas wojny – może je ona co najwyżej pobudzać, mobilizować czy wykorzystywać.

Ostrożny wniosek z tych rozważań jest umiarkowanie optymistyczny: nie da się stwierdzić, że ludzie są z natury wściekłymi drapieżnikami, które muszą się wzajemnie zabijać. Nie istnieją też racjonale podstawy, by twierdzić, że pacyfizm jest czymś sprzecznym z naszą „biologiczną naturą”.

ilustracja: Joanna Grochocka
ilustracja: Joanna Grochocka

Podziel się tym tekstem ze znajomymi z zagranicy lub przeczytaj go po angielsku na naszej anglojęzycznej stronie Przekroj.pl/en!

Czytaj również:

Pokój z widokiem na wojnę
Przemyślenia

Pokój z widokiem na wojnę

Łukasz Saturczak

Serhija Żadana cenię za (przynajmniej) kilka rzeczy. Zaczynając od trzymania literackiego poziomu, przez bycie od dwóch dekad kulturowym ambasadorem wschodniej Ukrainy, która dzięki niemu stała się bliższa mieszkańcom pozostałej części kraju – przy jednoczesnym i konsekwentnym bronieniu się przed wysłaniem na literacki parnas (co nie zmienia faktu, że ląduje Żadan w rankingach najbardziej wpływowych Ukraińców, a nagród na jego koncie przybywa), po kreatywność w tworzeniu tytułów (Anarchy in the Ukr., Hymn demokratycznej młodzieży, Odsetek samobójstw wśród klaunów…). Najbardziej cenię jednak pisarza za dojrzewanie wraz ze swoimi bohaterami, co doskonale widać i w najnowszej powieści pt. Internat, która rozgrywa się w czasie niszczącej jego kraj wojny.

Gdy polski czytelnik w 2005 r. mógł sięgnąć po prozę (Big Mac) i poezję (Historia kultury początku stulecia) Serhija Żadana, w Ukrainie dobiegła końca pomarańczowa rewolucja, która nie przyniosła, jak wiemy, oczekiwanych zmian. Przewrót sprawił jednak, że polskie wydawnictwa zaczęły jak nigdy wcześniej (i później) zabiegać o ukraińskich pisarzy, więc pojawiły się u nas dzieła m.in. Sofiji Andruchowycz, Natalki Śniadnko, Tarasa Prochaśki, Ostapa Sływińskiego, Wasyla Machno, Ireny Karpy, Lubko Deresza czy tworzącego po rosyjsku Andrija Kurkowa. I tu należy się zatrzymać, bo jeśli coś łączy tak różne osobowości jak wymienieni autorzy, to przede wszystkim miejsce urodzenia, bo wszyscy oni są z zachodniej i centralnej Ukrainy. Wyjątek stanowił właśnie Serhij Żadan, którego kolejne wydane książki pozwoliły poznać lepiej młodych mieszkańców również wschodnich regionów, tak bliskich pisarzowi, który urodził się w Starobielsku, wychował w Ługańsku (kiedyś Woroszyłowgrad), a od czasów studiów mieszka stale w Charkowie.

Czytaj dalej