Uśmiech mnicha
i
zdjęcie: Raphaele Demandre/Opale/East News
Pogoda ducha

Uśmiech mnicha

Marcin Kozłowski
Czyta się 4 minuty

Medytacja oparta na współczuciu może zdziałać w mózgu cuda – do takich wniosków doszli naukowcy badający buddyjskich mnichów. Publikacje na ten temat być może nie zyskałyby powszechnego rozgłosu, gdyby nie dr Matthieu Ricard, który najpierw stał się ulubieńcem badaczy, a następnie gwiazdą mediów na całym świecie.

„Najszczęśliwszy człowiek na świecie” – tak media przed kilkoma laty okrzyknęły Matthieu Ricarda, 75-letniego Francuza, doktora genetyki molekularnej, który pod koniec lat 70. został mnichem i od tamtej pory praktykuje buddyzm tybetański.

Ricard na co dzień mieszka w Himalajach, ale podróżuje po świecie, wygłasza wykłady i pisze książki. Jest zaangażowany w działalność zainicjowanego w latach 80. Mind and Life Institute, którego założenie popierał m.in. Tenzin Gjaco, czyli XIV Dalajlama. Związani z instytutem naukowcy zajmują się stosunkowo nową dziedziną, czyli neuronauką kontemplacyjną. Polega ona na analizowaniu efektów medytacji za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego, mierzącego utlenowanie aktywnych obszarów mózgu.

Jedną z najbardziej znanych postaci w świecie neuronauki kontemplacyjnej jest psycholog i psychiatra dr Richard J. Davidson, prywatnie przyjaciel Dalajlamy, a zawodowo badacz na University of Wisconsin–Madison w Stanach Zjednoczonych. W pierwszej dekadzie XXI w. Davidson postanowił bliżej przyjrzeć się mózgowi Ricarda.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

„Nie przewidziałem, że spędzę ponad 100 godzin na badaniach rezonansem magnetycznym i będę królikiem doświadczalnym we wszelkiego rodzaju eksperymentach” – przyznał mnich w trakcie rozmowy z redakcją portalu Buddhistdoor.net.

Pewnego razu tylko w ciągu dwóch dni spędził we wnętrzu aparatu skanującego łącznie 10 godzin. Do tego dochodziło np. stosowanie stymulacji elektrycznej w obrębie nadgarstków, by zbadać wpływ medytacji na odczuwanie bólu, a także pomiary metabolizmu mózgu. W trakcie tych procedur mnich praktykował kilka odmian medytacji, opierających się chociażby na skupieniu na jednym punkcie. Początkowo w publikacjach omawiających wyniki badań Ricard występował pod pseudonimem Lama Oser. Autorem tych artykułów był psycholog Daniel Goleman. Podkreślał on, że choć już wcześniej przyglądano się mózgom mnichów i joginów, po raz pierwszy doświadczony zakonnik został zbadany za pomocą takich narzędzi jak funkcjonalny rezonans mag­netyczny (fMRI) czy rejestrujący fale móz­gowe elektroencefalograf (EEG).

Ricarda badano z wykorzystaniem dwóch „czapek” EEG: jedna miała 128 czujników, druga – aż 256. Naukowców szczególnie zainteresowała medytacja oparta na współczuciu. Podczas niej stwierdzono u mnicha wzrost aktywności w lewym zakręcie czołowym środkowym, który odpowiada za odczuwanie pozytywnych emocji.

„Krótko mówiąc, zmiana w mózgu Osera [czyli Matthieu Ricarda – przyp. red.] podczas współczucia wydawała się odzwierciedlać niezwykle przyjemny nastrój. Wydaje się, że sam akt troski o dobrostan innych wywołuje w nas silniejszy stan błogości. Odkrycie to potwierdza obserwację poczynioną przez Dalajlamę, że osoba medytująca nad współczuciem dla wszystkich istot jest tego bezpośrednim beneficjentem” – czytamy w tekście Golemana opublikowanym w czasopiśmie „Lion’s Roar”. Davidson udowodnił, że zmiany mogą być zauważalne już u początkujących adeptów medytacji.

Eksperyment z udziałem Ricarda miał przygotować podwaliny pod badanie kolejnych osób. Co ważne, zakonnik był w stanie przekonać innych mnichów z Indii oraz Nepalu do tego, by udali się do Stanów Zjednoczonych i oddali w ręce naukowców. Wyjaśniał im, że wyniki mogą w real­ny sposób pomóc ludziom, dzięki czemu mnisi chętniej brali udział w projekcie.

Jednym z uczestników badań został znany tybetański nauczyciel Yongey Mingyur Rinpoche. Jak opisywali Daniel Goleman i Richard J. Davidson, autorzy książki Trwała przemiana, gdy Rinpoche rozpoczynał medytację współczucia, elektroencefalograf rejestrował nagły wzrost aktywności elektrycznej. W momencie gdy mnich przerywał medytację, ta aktywność malała, choć nie znikała całkowicie. Kiedy przebadano go za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego, w trakcie medytacji współczucia obszary mózgu odpowiedzialne za empatię odnotowywały siedmio-, ośmiokrotny wzrost aktywności.

Rezultaty projektu zostały opublikowane w 2004 r. w głoś­nym i wielokrotnie cytowanym tekście w czasopiśmie naukowym „PNAS”. Przebadano wtedy łącznie ośmiu buddyjskich mnichów mających za sobą od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy godzin medytacji. Dla porównania grupa kontrolna składała się ze studentów, którzy odbyli zaledwie tygodniową praktykę.

Naukowcy skupili się na falach gamma, czyli falach o wysokich częstotliwościach. „Są one związane z wyższą aktywnością umysłową, taką jak uwaga, uczenie się i świadoma percepcja” – wyjaśniała wówczas w komunikacie przedstawicielka University of Wisconsin–Madison.

Po pierwsze już przed rozpoczęciem medytacji opartej na „bezwarunkowej miłującej dobroci i współczuciu” stwierdzono różnice między obiema grupami. U mnichów częściej niż w grupie kontrolnej występowały fale gamma, co od początku sugerowało, że długotrwała medytacja zmienia podstawowy stan mózgu. Różnice zwiększały się jeszcze bardziej podczas trwania medytacji, a po jej zakończeniu były wyższe niż przed rozpoczęciem.

„Odkrycia te wskazują, że trening umysłowy prowadzący do zwiększenia współczucia i miłującej dobroci ma głęboki wpływ na funkcjonowanie mózgu. Wyniki ponadto sugerują, że te cechy nie są u ludzi niezmienne, a raczej można je pielęgnować poprzez praktykę i szkolenie” – wyjaśniono. Mowa tu o neuroplastyczności, nazywanej też plastycznością mózgu. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu naukowcy byli przekonani, że tak głębokie zmiany wywołane treningiem umysłowym są praktycznie niemożliwe.

Życzliwość nie męczy

Ricard był także badany m.in. przez Tanię Singer, niemiecką neurobiolożkę związaną z Mind and Life Institute. Kiedy zakonnik skupiał się na empatii, w jego mózgu aktywowały się obszary związane z bólem. Gdy zaś koncentrował się na współczuciu i życzliwości wobec kogoś, kto przeżywa trudne chwile, jego mózg „sygnalizował” pozytywne doznania, takie jak poczucie przynależności do grupy.

Znajomość i rozmowy z Ricardem zaowocowały w 2013 r. publikacją w czasopiśmie akademickim „Cerebral Cortex” dotyczącą powiązań między neuroplastycznością a współczuciem. Singer wraz z innymi naukowcami przebadali pod tym względem 94 młode kobiety. Stwierdzono wówczas m.in., że grupa praktykująca medytację lepiej reagowała na cudze cierpienie. Zauważono większą aktywność obszarów w mózgu, takich jak przyśrodkowa kora oczodołowo-czołowa, gałka blada, istota czarna i pole brzuszne nakrywki, które mają związek np. z pozytywną oceną, miłością i poczuciem przynależności.

„Po raz pierwszy pokazaliśmy, że zmęczenie lub empatia prowadzą do emocjonalnego wyczerpania i wypalenia, podczas gdy altruistyczna miłość i współczucie – wręcz przeciwnie. Regenerują one naszą zdolność radzenia sobie z cierpieniem innych z pogodą ducha, życzliwością i odwagą. Nie ma »zmęczenia współczuciem«, terminu często używanego w medycynie, ale istnieje »zmęczenie empatią«” – komentował Ricard w rozmowie z redakcją portalu Buddhistdoor.net.

Wiedzę Matthieu Ricarda i jego doświadczenie wykorzystano również w kolejnych badaniach. W 2018 r. w czasopiśmie „PLOS ONE” opisano eksperyment z udziałem 16 doświadczonych joginów, których mózgi analizowano za pomocą fMRI. Tutaj także zastosowano medytację współczucia, ale z tą różnicą, że w trakcie badania uczestnikom emitowano rozmaite dźwięki, m.in. związane z ludzkim cierpieniem.

Jak opisywali później autorzy Trwałej przemiany, u mnichów zaobserwowano duży wzrost aktywności w obszarach ­mózgu odpowiedzialnych np. za wyczuwanie czyjegoś stanu umysłu i wykonywanie ruchu, co mogło sugerować, że byli oni wręcz gotowi do udzielenia komuś pomocy. W trakcie emitowania dźwięków cierpienia rejestrowano u joginów mniejszą aktywność w korze tylnego zakrętu obręczy, która powiązana jest z myślami na własny temat. A to oznacza, że badani mniej skupiali się na sobie i na tym, co się z nimi stanie.

W książce W obronie szczęścia Ricard napisał, że praktyka współczucia pozwala zapanować nad cierpieniem fizycznym i psychicznym. „Nie uważamy już swego bólu za niesprawiedliwość. Wypełnieni altruizmem, przestajemy pytać z goryczą: »Dlaczego to właśnie ja cierpię?«” – stwierdził. Podkreślił, że wtedy, gdy kierujemy się współczuciem, „bezsilna rezygnacja ustępuje odwadze, depresja – miłości, ograniczenie umysłowe – otwarciu na wszystkich, którzy nas otaczają”.

Szczęśliwy, ale czy najszczęśliwszy?

Czy Matthieu Ricard – osoba, która odegrała ogromną rolę w połączeniu świata nauki i duchowości – jest naprawdę najszczęśliwszy na świecie? Okazuje się, że to mit wykreowany przez media. „Oczywiście to lepsze niż bycie nazywanym najnieszczęśliwszym na świecie, ale to stwierdzenie absolutnie nie jest oparte na naukowych danych” – przyznał w 2009 r. na swojej stronie internetowej Ricard.

Wszystko dlatego, że przed laty wziął udział w nagraniu materiału dla australijskiej telewizji ABC. Dziennikarz przedstawił go wtedy widzom jako „chyba najszczęśliwszą osobę na świecie”. Po kilku latach w jednej z angielskich gazet pojawił się artykuł o „najszczęśliwszym człowieku na świecie” i opisano badania, którym poddał się Ricard. Odtąd łatka „najszczęś­liwszego” przylgnęła do niego już na stałe. Mnich przyznał, że medytacja oparta na współczuciu aktywuje obszary związane m.in. z pozytywnymi emocjami, zaznaczył jednak, że inni medytujący uzyskiwali w trakcie pomiarów podobne wyniki.

Ricard przekonuje, że „najszczęśliwszy na świecie może być każdy człowiek, o ile szuka szczęścia we właściwym miejscu”. Czyli gdzie? W pielęgnowaniu własnej mądrości, altruizmu i współczucia przy jednoczesnym wyzbyciu się nienawiści, przywiązania oraz ignorancji.

Czytaj również:

O opiece duchowej
Pogoda ducha

O opiece duchowej

Marcin Polak

Opiekuńczą intencję odnajdujemy w idei czułego narratora Tokarczuk, a także w myśli niektórych filozofów i nauce Buddy.

Gdzie można spotkać opiekuna? W domu, w rodzinie, ale też w religii oraz filozofii. W każdej z tych dziedzin z opiekunami jest aktualnie krucho – może nie beznadziejnie, ale krucho z pewnością. Kobiety w naszym kręgu kulturowym coraz częściej rezygnują z realizowania w życiu archetypu opiekunki, chyba że opiekują się sobą nawzajem, motywowane feministyczną ideą siostrzeństwa. Na rewolucyjnej fali emancypacji do głosu dochodzi jednak raczej archetyp wojowniczki. Mężczyźni – jak od dłuższego czasu twierdzą Zimbardo oraz inni psycholodzy – są słabi i coraz słabsi, coraz bardziej ulegli i pozbawieni poczucia sensu życia, tymczasem opiekun powinien dawać poczucie bezpieczeństwa m.in. dzięki sile charakteru (a także dzięki mąd­rości i doświadczeniu). Jednak najważniejszą cechą odróżniającą awatary archetypu opiekuna czy opiekunki od awatarów innych archetypów (np. mędrca czy mistrza) jest intencja niesienia pomocy w cierpieniu.

Czytaj dalej