Trwanie zamiast przetrwania
i
ilustracja: Igor Kubik
Przemyślenia

Trwanie zamiast przetrwania

Opowieści z czasów zarazy
Robert Rient
Czyta się 3 minuty

Hartowanie wygląda podobnie: ekstremalne nagrzanie i gwałtowne ostudzenie. Zahartowane materiały, takie jak szkło, stają się twardsze, sprężyste, bardziej wytrzymałe, ale również bardziej kruche, można powiedzieć – wrażliwe.

Hartowanie jest moją strategią na czas kryzysu. Nie odpowiada mi słowo: przetrwanie. Wychodzę z trybu przetrwania, o ile pamiętam o hartowaniu. Przedrostek prze nadaje słowu trwanie martwe znaczenie. Podobnie przedrostek prze zabarwia słowo moc. Gdy te połączą się, powstaje przemoc – być może głośniejsza, bardziej hałaśliwa i rozleglejsza od mocy, jednak znacznie płytsza, toporniejsza i niepotrafiąca sięgać w głąb. W czasie pandemii, kryzysu klimatycznego i faszyzujących rządów, pomysł na przetrwanie rodzi iluzję nadziei, że powrócimy do przeszłości, stanu sprzed pandemii. Ale to nie jest możliwe. Za to właśnie teraz dostajemy szansę, by budować świat na podstawie takich wartości jak głębokie poczucie współzależności ze wszystkimi żywymi istotami zamieszkującymi Ziemię i samą Ziemią.

Przetrwanie kojarzy mi się z przeczekiwaniem, odraczaniem, wypieraniem. To coś innego niż wierne trwanie z przyjaźnią przy ukochanym człowieku albo kilkusetletnie trwanie dębu. Nie przeczę, że część z nas zmuszona jest wejść w tryb przetrwania. Jednak wielu myli stan przetrwania z utratą przywilejów, dostępu do wygody i wyszukanych form rozrywki. W obecnych czasach raz po raz wybieram trwać, czyli pozostawać żywym. A to znaczy, że nie czekam, aż inni rozwiążą problemy świata, ale upatruję dziurawych miejsc w siatce życia, które mogę zacerować. A przynajmniej spróbować.

Aby trwać z mocą, hartuję ciało, jak nigdy wcześniej. Czasami oblewam je zimną wodą, częściej jednak rozciągam. Na początku pandemii uczyniłem z tego poranny nawyk. Napinam ciało do granic możliwości, a potem je relaksuję. A nawet podnoszę ciężary, ja, który 30 lat temu kombinowałem zwolnienia z WF-u. W dbaniu o ciało wyrażam nie tylko szacunek do pojazdu, którym przemieszczam się od narodzin do śmierci, ale również szacunek do tych, którzy pojawią się obok mnie i będą potrzebowali wsparcia, siły. Jestem, jak każdy, podstawowym narzędziem tego, czym się zajmuję. Dlatego dbam o godziny bez wiadomości i bycia online, by oczyszczać umysł zafascynowany lękiem i newsami o kryzysie oraz liczbie zgonów. To godziny bez książki, filmu, ludzi i ich opowieści. Idę do lasu i zaprzyjaźnionych drzew. Wsłuchuję się w dwa pytania, które mnie prowadzą. Jaki jestem? Odpowiedzi przychodzą, gdy obserwuję, jak traktuję ciało, bliskich, nieznajomych, Ziemię i jej mieszkańców. Odpowiedź na drugie pytanie niekiedy wymyka się albo przeciwnie – wypełnia i zmusza do poszukania od nowa. To pytanie brzmi: po co tutaj jestem? Tu, przed ekranem monitora. Tu, w tej pracy. Tu, w tej relacji. Tu, w tym życiu. Niosę to pytanie do lasu, w ciszy, wypatruję znaków, które zamienię w odpowiedzi. A później przystępuję do kulminacyjnej części hartowania, czyli rytuału.

Plemię Dagarów z zachodniej Afryki, od którego uczyłem się konstruowania rytuałów szamańskich, dzieli czas życia na przygotowania do rytuału, rytuał i integrację po rytuale. Do rytuału przystępuję z pustym żołądkiem – lekkie, jednodniowe posty przy okazji pełni lub nowiu, to również hartowanie ciała. Zapalam ogień, trzymam swoją intencję, zachowuję świadomość czterech kierunków: wschodu, zachodu, południa, północy. Zwracam się do czterech żywiołów: ognia, wody, ziemi, powietrza. Należy znać początek i zakończenie rytuału, ale nie to, co wydarzy się pomiędzy – inaczej będzie on pustym odtwarzaniem. W godzinach pomiędzy tym, co znane i oczekiwane, pozwalam prowadzić się duchowi. Tak hartuję się tajemnicą, osiadam w niej. Hartuję się nieznanym i niepewnością, bo wiem, że nadciągają czasy, o których nie mam pojęcia. Chcę uczynić narzędzie, którym jestem, bardziej odpornym, twardym, a zarazem wrażliwym, bo coś jednak wiem o nadciągających czasach – moc i umiejętność trwania przy życiu będą przydatne.

ilustracja: Igor Kubik
ilustracja: Igor Kubik

Szanowni Czytelnicy!

Czeka nas trudny i niepewny czas. Wierzymy, że wspierając się nawzajem, przetrwamy tę jesień i tę zimę, i każdą następną porę, która postawi przed nami kolejne wyzwania. Dlatego zachęcamy Was do dzielenia się swoimi doświadczeniami i opowieściami kwarantannowymi oraz strategiami przetrwania. Najciekawsze teksty będziemy publikować na naszych łamach.

Tekst powinien mieć maksymalnie 4 tysiące znaków ze spacjami i zostać wysłany na adres [email protected]. W temacie wiadomości prosimy o wpisanie hasła “Opowieści z czasów zarazy”.

Z wyrazami szacunku,

Redakcja przekroj.pl

Czytaj również:

Z dziennika mizantropki
i
ilustracja: Igor Kubik
Przemyślenia

Z dziennika mizantropki

Opowieści z czasów zarazy
Joanna Wróbel

Ach, pomór – istny karnawał dla nieprzyjaciół ludzkości!

Gallus Misanthropus

Czytaj dalej