Szpiedzy w Tybecie
i
ilustracja: Joanna Grochocka
Wiedza i niewiedza

Szpiedzy w Tybecie

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Tybet – najbardziej tajemniczy kraj świata – zamknął swoje granice przed cudzoziemcami, gdyż całkiem zasadnie obawiał się utraty niepodległości. Ale szpiedzy mieli swoje sposoby, by dostać się do kraju dalajlamów, a nawet go opisać i zmierzyć. W tych sekretnych misjach towarzyszył im szpieg z krainy „Przekroju” – Tomasz Wiśniewski.

Przez stulecia Tybet rozpalał wyobraźnię Europejczyków. Z pewnością główną przyczyną tej fascynacji była jego geograficzna i polityczna izolacja. Ten najwyżej położony kraj świata w XVIII w. ostatecznie usunął ze swojego terytorium nielicznych chrześcijańskich misjonarzy, całkiem trafnie przeczuwając, że ich obecność zapowiada europejski imperializm.

Gdy w XIX w. Wielka Brytania rozpoczęła rywalizację z Imperium Rosyjskim o polityczne i ekonomiczne wpływy w środkowej Azji, Tybet stał się miejscem wyjątkowo nieufnym i niegościnnym dla cudzoziemców. Wymusiło to na agentach obcych imperiów, pragnących pozyskać jakąś wiedzę o niedostępnym i legendarnym kraju, większą pomysłowość.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Pewne rozwiązanie jest dobrze znane polskim czytelniczkom i czytelnikom dzieł Gonbodżaba Cybikowa i Alexandry David-Néel – mowa tu oczywiście o podróżowaniu w przebraniu buddyjskich pielgrzymów. Jedynie taki kamuflaż umożliwiał wślizgnięcie się do kraju dalajlamów. Niemniej niełatwo było zwieść tybetańskich urzędników. Naiwna charakteryzacja szwedzkiego podróżnika Svena Hedina, polegająca na zgoleniu włosów i wysmarowaniu głowy tłuszczem i sadzą, nie wystarczyła: zdradzała go szwedzka uroda.

Brytyjczycy wpadli na pomysł bezczelny i znacznie skuteczniejszy: najęli panditów, mieszkańców kolonializowanych Indii, wystylizowanych na pobożnych ascetów pielgrzymów. Ich wielkimi zaletami były cena i wytrwałość: w przeciwieństwie do Europejczyków nie mieli problemu z oddychaniem na takich wysokościach.

Ci szpiedzy pielgrzymi udawali się do świętych miast i świątyń Tybetu, po kryjomu dokonując przede wszystkim pomiarów geodezyjnych i tworząc mapy tego kraju (pamiętajmy, że Tybet był wówczas białą plamą w geograficznej wyobraźni Zachodu).

Instrumenty służące do mierzenia ukrywano w młynkach modlitewnych i laskach. Trzymane w dłoniach różańce pozwalały odmierzać liczbę pokonanych kroków i odległości; koralik był przesuwany co 100 bądź 1000 kroków. Do najbardziej niezwykłych sztuczek uciekano się jednak podczas zapisu szczegółów geograficznych i pokonanych w ciągu dnia odległości: otóż rejestrowano je wierszem lub recytowano jako buddyjski poemat!

Metody te okazały się bardzo efektywne. Choć niekiedy dochodziło do zdemaskowania, w ten sposób określono szerokość geograficzną Lhasy, drogę prowadzącą bezpośrednio do niej, a także zmapowano bieg Brahmaputry.

ilustracja: Joanna Grochocka
ilustracja: Joanna Grochocka

Czytaj również:

Upiory to ludzie z krwi i kości – rozmowa z Łukaszem Kozakiem
i
Obraz Aleksandry Waliszewskiej zamieszczony w książce: „Upiór. Historia naturalna” Łukasza Kozaka
Opowieści

Upiory to ludzie z krwi i kości – rozmowa z Łukaszem Kozakiem

Stasia Budzisz

O tym, dlaczego upiory, czyli łopi, wieszczy i strzygonie nie piją krwi, ale za to lubią i dobrze podjeść, i popić, i dziecko spłodzić – z mediewistą Łukaszem Kozakiem rozmawia Stasia Budzisz.

Stasia Budzisz: Upiór. Historia naturalna to obrazoburcze opracowanie. Twierdzisz, że nie istnieje coś takiego jak mitologia słowiańska i że upiory nie należą do demonologii tylko do ludowej antropologii. Dość kozackie podejście do tematu. 

Czytaj dalej