Światy bez wojny i pokoju
Wiedza i niewiedza

Światy bez wojny i pokoju

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Niektórzy twierdzą, że pojęcia i zwyczaje istniejące w danej społeczności są nieprzekładalne. Tak zwani relatywiści kulturowi utrzymują, że wyznawane wartości, a nawet same opisy rzeczywistości są uwarunkowane kulturowo. Wobec tego wszystkie też są sobie równe. Jeśli przyjąć tę perspektywę, przedstawiciele rozmaitych wspólnot żyją w oddzielonych od siebie monadycznych światach.

Argumentem za tą koncepcją może być niezrozumienie pojęć wojny i pokoju przez niektóre społeczności „pierwotne”. Słynna amerykańska antropolożka Ruth Benedict na podstawie ustaleń etnografa i badacza Arktyki Knuda Rasmussena opisywała przypadek Inuitów, którzy nie dysponowali w ogóle pojęciem wojny. Znana im była idea zabójstwa, będącego rezultatem konfliktu. Gdy doszło do morderstwa, nie wiązały się z nim żadne szczególne społeczne sankcje. Inuici nie rozróżniali zabójstwa słusznego i niesłusznego, sprawiedliwego i niesprawiedliwego. Według nich takie akty czasem po prostu się zdarzały. Niemniej idea zbiorowej napaści jednej wsi na drugą, jednego plemienia na drugie, a już w szczególności organizowania „zasadzki”, wydawała im się skandalicznie nieuczciwa. Z tego powodu Rasmussenowi nie udało się w pełni objaśnić tym ludom zachodniej historii oraz jej uwikłania w ciągłe konflikty militarne.

Benedict sama miała podobne doświadczenia, gdy próbowała przybliżyć pojęcie wojny plemionom rdzennych Amerykanów z Kalifornii. Zdaniem badaczki w ich kulturze nie istniały wyobrażenia, które mogłyby pomóc uchwycić ideę „zorganizowanych wzajemnych rzezi”. Jedyna analogia, do jakiej udało się dotrzeć, to coś w rodzaju „bójki ulicznej”. Nie było jednak sposobu na to, by odróżnić „wojnę” od zwykłej „bójki”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Te dwa opisy etnograficzne przeczą teoriom głoszącym uniwersalność i powszechność wojny, o której tak chętnie rozprawiają zachodni teoretycy – od Freuda po socjobiologów. Okazuje się, że tego rodzaju koncepcje są kolejnym ukrytym przejawem etnocentryzmu, który zjawiska obecne we własnej kulturze ma ochotę rozciągać na wszystkie inne ludy.

Nie powinniśmy jednak na tej podstawie wytwarzać sobie romantycznego wyobrażenia „szlachetnego dzikusa”. Przykładowo, niektóre opisywane społeczności amerykańskie nie mogły zrozumieć także pojęcia pokoju. Gdy etnolodzy próbowali je wytłumaczyć, wydawało im się ono skandaliczne i absurdalne. Oznaczało bowiem przyznanie, że skłócone z nimi plemiona to również istoty ludzkie, a nie zwierzęta czy demony.

ilustracja: Joanna Grochocka
ilustracja: Joanna Grochocka

Czytaj również:

Apostoł spokoju
i
Thich Nhat Hanh, zdjęcie: Ebet Roberts/Getty Images
Promienne zdrowie

Apostoł spokoju

Paulina Wilk

Był pacyfistą, który za swoje działania na rzecz pokoju na świecie został nominowany do Nagrody Nobla i wygnany z własnego kraju. Miał dar nieoceniania, wolał skupiać się na przebaczaniu i współczuciu. Tego nauczał przez całe życie. Thich Nhat Hanh, buddyjski mnich z Wietnamu, duchowy ojciec mindfulness, zmarł w styczniu. Ale czy ktoś, kto nie wierzył w śmierć, mógł umrzeć?

Podążając za naukami Buddy, Thich Nhat Hanh nie utożsamiał się z 95-letnim ciałem, w którym przebywał, ani z jego ograniczeniami. Od ośmiu lat nie mówił, rozleg­ły wylew krwi do mózgu odebrał mu tę możliwość. Ceniony nauczyciel i poliglota, znający bieg­le siedem języków (m.in. pali, sanskryt, francuski i angielski), odtąd porozumiewał się z otoczeniem za pomocą gestów i poruszał się na wózku inwalidzkim. Nie uciekał od cierpienia – zgłębiał jego naturę, przekonany, że tylko poznanie bólu pozwala odczuwać pełnię życia i prawdziwe szczęście. Na długo przed tym, nim zaczął słabnąć fizycznie, uczył, że życie to istnienie pozbawione granic – jeśli nigdy się nie rodzimy, nigdy nie umieramy. Odrzucał koncept śmierci i powszechny wśród ludzi lęk, że chwila ta oznacza anihilację. Powtarzał, że narodziny oraz koniec życia są konceptami umysłowymi, iluzjami. Lekiem na wyzwolenie się od lęku przed śmiercią miało być zrozumienie, że jesteśmy niezniszczalni. Jak nauczał, tylko ta świadomość może przynieść ulgę, otworzyć drogę do cieszenia się życiem i doceniania go.

Czytaj dalej