Wyśpiewaj swoje emocje
i
archiwum Tani de Jong
Opowieści

Wyśpiewaj swoje emocje

Maria Hawranek
Czyta się 15 minut

Dewiza Tani de Jong, zamieszczona na jej stronie internetowej, brzmi: „Kiedy śpiewasz, jesteś szczęśliwszy, a kiedy śpiewasz z innymi, jesteś szczęśliwszy jeszcze bardziej”. W 2008 r. artystka założyła w Melbourne pierwszy otwarty chór, w którym – takie było podstawowe założenie – spotykali się ludzie z różnych grup społecznych: bezrobotni i prezesi, uchodźcy i tutejsi z dziada pradziada, dzieci i stulatkowie. Co tydzień stawali razem i śpiewali. Po pięciu latach takich chórów było już 15, dzisiaj jest ich 32. Tania nadal prowadzi ten w Melbourne i po 15 latach jest jeszcze bardziej przekonana, że przez życie warto iść z pieśnią na ustach. Maria Hawranek: Czasem śpiewam, ale raczej tylko pod prysznicem; nieraz zanucę mojemu dziecku kołysankę. Podczas swojego występu na TED w Melbourne powiedziałaś, że publiczne śpiewanie stało się tabu. Tania de Jong: Co prawda w niektórych miejscach Afryki, Ameryki Południowej czy na wyspach południowego Pacyfiku nadal śpiewa się powszechnie, jednak w większości zachodnich społeczności ludzie sądzą, że nie są wystarczająco dobrzy, by to robić. Wierzą, że trzeba mieć tzw. dobry głos, by w ogóle móc go z siebie wydobyć, a przecież wszyscy narodziliśmy się po to, by śpiewać i w ten sposób dostrajać się do innych. Jakie społeczne funkcje pełni według badaczy śpiewanie? Jedna z hipotez mówi, że mózg wytworzył je jako mechanizm przetrwania. Zanim pojawiły się rządy i narody, grupy oraz plemiona śpiewały i tańczyły razem, by w ten sposób budować lojalność względem siebie, przekazywać sobie najważniejsze informacje dotyczące funkcjonowania wspólnoty i odstraszać wrogów. Badanie przeprowadzone w 2015 r. na University of Oxford jasno pokazało, że śpiew ma moc przełamywania lodów. Naukowcy przez siedem miesięcy obserwowali dorosłych, którzy zaczęli wspólnie śpiewać, oraz tych, którzy spotykali się w grupie i tylko zajmowali się kreatywnym pisaniem albo majsterkowaniem. Okazało się, że ci, którzy śpiewają, znacznie szybciej poczuli więź emocjonalną z grupą niż pozostali, choć z czasem to poczucie bliskości we wszystkich zespołach się wyrównywało. Być może więc po to zaczęliśmy śpiewać: aby szybko nawiązywać relacje z dużymi grupami relatywnie nieznajomych ludzi, co miało zapewnić bezpieczeństwo. A osobiste korzyści? Kiedy śpiewasz z innymi ludźmi, czujesz się z nimi ściślej połączona. Jesteś radoś­niejsza, bardziej kreatywna, doskonalisz swoją pamięć i koncentrację. Do tego ­zyskujesz pewność siebie, co też poprawia relacje. Masz lepszy kontakt ze sobą, a więc również dostęp do intuicji. Wyrażasz swoje emocje, stajesz się zatem zdrowsza. Nie chodzi tylko o znalezienie swojego śpiewającego głosu, lecz także o odkrycie głosu we własnym życiu, a wraz z nim – poczucia sensu i znaczenia. Dlaczego zatem w naszych czasach już razem nie śpiewamy? Bo nie zdajemy sobie sprawy, jakie korzyści niesie za sobą wspólny śpiew, ale przede wszystkim boimy się oceny. W społeczeństwach zachodnich większość ludzi na jakimś etapie swojego życia usłyszała, że nie może śpiewać – gdy staję przed widownią złożoną z tysiąca osób, jakieś 85% podnosi rękę, gdy o to pytam. Ucichliśmy, bo sądzimy, że inni będą nas krytycznie oceniać albo wyśmiewać – i nieraz, co smutne, mamy rację. Ja również, kiedy miałam 14 lat, usłyszałam, że nie powinnam sobie zawracać głowy lekcjami śpiewu, o czym marzyłam. A powiedziała mi to moja najlepsza przyjaciółka, która sama te lekcje pobierała. Nie uwierzyłaś jej i wzięłaś udział w przesłuchaniu do musicalu. Później zostałaś zawodową sopranistką. Na jakiś czas uwierzyłam. Dopiero trzy lata później odważyłam się wziąć udział w przesłuchaniu do chóru w musicalu Oklahoma! i – ku swojemu zaskoczeniu – dostałam główną rolę. Śpiewanie stało się moją życiową pasją. Co się z nami dzieje, kiedy śpiewamy? Przez większość czasu jesteśmy przytło­czeni nadmiarem informacji, myślimy szablonowo, odhaczając kolejne rzeczy do zrobienia, wypełniając formularze. Kiedy­­­ śpiewasz z innymi ludźmi, pobudzasz krea­tywność, wyobraźnię oraz intuicję – to ładowarka twojej baterii. Śpiewanie daje energię, pomaga nam połączyć się ze sobą i z innymi, co jest szczególnie ważne teraz, w dobie tak powszechnej samotności i depresji. Poczucie izolacji jest zresztą podłożem wielu chorób psychicznych. Śpiewanie w pojedynkę nie wystarczy, lepiej w chórze? Owszem, lepiej nucić nawet samemu pod nosem niż nie śpiewać wcale, dobrze też doświadczać muzyki na koncertach i w tea­trach. Najlepiej jednak śpiewać z innymi. Neuronauka dowodzi, że występowanie w chórze może przynieść nam ogromne korzyści psychiczne. Poza tym obniża ciśnienie, wzmacnia ścieżki neuronalne, wyzwala endorfiny, wzmaga neuroplastyczność mózgu, pomaga w uczeniu się języków, leczeniu udarów, zaburzeń mowy. Kiedy śpiewamy razem, nasze serca zaczynają bić w tym samym tempie. To supernarkotyk – legalny, darmowy i bezpieczny! Jakiś czas temu okazało się, że endokannabinoidy, czyli grupa związków chemicznych naturalnie występujących u ludzi i zwierząt, które oddziałują na receptory kannabinoidowe, a pod względem struktury przypominają te występujące w konopiach, są wydzielane w organizmie w czasie śpiewu. W badaniu, które zostało przeprowadzone na University of Nottingham i opublikowane w 2018 r. na łamach „Frontiers in Behavioral Neuroscience” sprawdzano, czy aktywności inne niż bieganie mogą doprowadzić do pojawienia się stanu euforycznego, będącego po części efektem krążących w żyłach endokannabinoidów. Okazało się, że spośród czterech wybranych półgodzinnych aktywności – tańca, czytania, śpiewania i szybkiej jazdy na rowerze – najwięcej tych substancji wydzieliło się właśnie po śpiewaniu. Z własnego doświadczenia wiemy, że nie tylko śpiew, ale w ogóle muzyka może regulować nasz nastrój. Wykazali to również m.in. badacze z British Academy of Sound Therapy (Brytyjska Akademia Terapii Dźwiękiem). Wystarczy przez 9 minut słuchać radosnej, energetycznej muzyki z wesołymi tekstami, żebyśmy sami stali się pozytywnie naładowani energią i poczuli się szczęśliwsi. Na relaksację przy muzyce wolnej, bez słów, potrzebujemy już 13 minut. Tyle samo zajmuje uwolnienie smutku i doświadczenie związanej z tym ulgi przy odpowiedniej ścieżce dźwiękowej. Kilka lat temu w Parkinson’s Disease and Move­ment Disorders Center (Centrum Cho­roby Parkinsona i Zaburzeń Ruchu) na University of Pennsylvania okazało się, że zorganizowane tam zajęcia gry na bębnach pozytywnie wpłynęły na pacjentów. Nie tylko poprawiały im nastrój, lecz także spowodowały złagodzenie symptomów – chorzy poruszali się z większą łatwością, a drżenia występowały u nich rzadziej. Jak długo trzeba czekać, by śpiew zaczął działać leczniczo? Niedługo. Od 15 lat prowadzę organizację charytatywną Creativity Australia, a w jej ramach społeczny chór łączący osoby z różnych warstw, grup etnicznych i w różnym wieku – od 9 do 90 lat. Wielokrotnie dołączali do niego ludzie, którzy nie śpiewali od dzieciństwa, czyli czasem od kilku dekad. Zaczynali się dostrajać, jakby tylko na to czekali. W cudowny sposób znajdowali swój głos i stawali się bardziej pewni siebie. Z książki Mamans du monde (Mamy świata) Anny Pamuły i Dorothée Saady znam historię kobiety pochodzącej z Gwinei z plemienia Peul, w którym istnieje kulturowy zakaz krzyczenia w trakcie porodu – krzyk jest oznaką słabości. Kobieta ta pierwsze dziecko urodziła we Francji, nie wydając z siebie żadnego głosu, czym zszokowała położne. Przy kolejnym porodzie chciała już krzyczeć, ale by móc to zrobić, musiała najpierw pójść na kurs wokalizacji. Jak pomagasz ludziom, którym różne bariery kulturowe czy lęki nie pozwalają śpiewać? Nikogo nie można zmusić do śpiewania. W korporacjach organizuję jednak warsztaty „One team, one home” (Jeden zespół, jeden dom), na których setki, a nawet tysiące ludzi śpiewają razem. Nie słyszą dobrze swojego głosu, ale śpiewają. A jak już raz pozbędziesz się ograniczających przekonań, że nie możesz tego robić, zaczynasz się dobrze bawić. I chcesz więcej. Nawet introwertycy dołączają do naszych chórów, bo śpiew jest alternatywną formą komunikacji – nie musisz nic mówić. Wiele nieśmiałych osób się w tym odnajduje. Twierdzisz, że śpiewanie zmienia życie, a wydobycie z siebie swojego śpiewającego głosu pomaga „odnaleźć swój głos” również w życiu. Czy to nie brzmi zbyt pięknie? Widziałam setki przykładów na to, jak śpiewanie zmienia ludzkie życie, a nawet je ratuje. Trafia do nas wiele osób doświadczonych przez los, z niepełnosprawnościami, z depresją czy też przekonanych, że nie mają po co dalej żyć. Jeśli dasz im poczucie sensu, znaczenia i miejsce, gdzie mogą co tydzień przyjść, gdzie spotkają się z grupą, której częścią się czują, to nagle zapragną dobrej zmiany w swoim życiu. W naszym chórze stawiamy na społeczną inkluzję; łączymy rozmaitych ludzi, w różnym wieku, z różnorodnych kultur; tych, którym się poszczęściło, z tymi, którzy szczęścia w życiu mieli mniej. Kiedy razem śpiewają, powoli stają się grupą, plemieniem. Mamy taki program „Lista życzeń” – ludzie mogą sobie zażyczyć czegokolwiek, podzielić się marzeniem z innymi członkami chóru. Lista jest odczytywana na głos, a ci, którzy słuchają, mogą zacząć spełniać te marzenia. Wielu osobom pomogliśmy w ten sposób zmienić życie: znaleźć pracę, przyjaciół, a nawet małżonków! Podasz jakiś przykład? Po jednym z koncertów do chóru dołączyła Annabelle, która ma dziecięce porażenie mózgowe. Jest bardzo bystra, ale niegdyś była dyskryminowana przez swoją niepełnosprawność. Kiedy ją poznałam, od sześciu lat bezskutecznie szukała pracy. W chórze znaleźli się chętni, którzy pomog­li jej napisać lepsze CV. Najpierw dostała staż w ramach programu pomocy osobom z niepełnosprawnościami subsydiowanego przez państwo, lecz kiedy środki się wyczerpały, skończył się też program, a ona się rozsypała. Wróciła do chóru i podzieliła się pragnieniem, by znów znaleźć pracę. Usłyszała ją kobieta, która przyszła tamtego dnia na próbę, właś­cicielka małego biznesu, i zaproponowała jej zatrudnienie na trzy dni w tygodniu. Pracują razem już od trzech lat. Anna­belle zarabia tyle, że może sobie pozwolić na to, by pomagać innym osobom z chóru. Stanęła również na czele naszego programu „Lista życzeń”. Kiedy do nas dołączyła, miała poczucie, że świat jest przeciwko niej, a w chórze stała się zwyciężczynią. Teraz może dzielić się tym, co ma. Mogłabym mnożyć takie opowieści. Podobna historia: Natalie, migrantka z Kamerunu. Gdy do nas trafiła, szukała pracy od czterech lat. Kiedy wreszcie miała iść na rozmowę kwalifikacyjną do jednego z banków, rozpłakała się przekonana, że nie ma szans. W chórze zrobiliśmy z nią próbne wywiady,­ ale przede wszystkim otoczyliśmy ją miłością. Dwa tygodnie później wróciła rozpromieniona – dostała pracę w call center. Niedługo potem objęła wymarzone stanowisko w księgowości. Łączysz to z jej udziałem w chórze? Chóralne śpiewanie, a także bycie w jakiejś wspólnocie buduje pewność siebie, a to jest potrzebne każdemu. Im większe masz poczucie własnej wartości, tym odważniej występujesz w swoim imieniu. Dzięki śpiewaniu łatwiej wypowiadać się publicznie; praca na scenie uczy, jak efektywnie używać swojego głosu, zmniejsza poczucie niepokoju i stres z tym związany. Ludzie, którym się bardziej poszczęściło, mają okazję spotkać się w chórze z osobami mniej uprzywilejowanymi i dzięki temu uświadamiają sobie, że mógł im się trafić zupełnie inny los. Ja mogłabym być Annabelle, a ona mogłaby być mną. Przebywanie w różnorodnej grupie daje ci poczucie wdzięczności za to, co masz. W swoim występie na TED twierdzisz, że śpiewanie może pomóc nam wszystkim w przejściu ze świata opartego na rywalizacji do takiego, gdzie bardziej ceni się współpracę. Znowu muszę wrócić do poczucia większej łączności ze sobą i z innymi, o którym już mówiłam, bo ostatecznie do tego się to sprowadza. Tylko jeśli czujesz się ze sobą dobrze, możesz zatroszczyć się o innych. Im bardziej o siebie dbasz, im lepiej słyszysz własny głos, im silniejsze są twoje poczucie sensu oraz wiara w siebie, tym bardziej możesz być hojna wobec innych ludzi. Jeśli jesteś zanurzona w poczuciu braku, samotności, izolacji, bardzo trudno myśleć o zmienianiu świata, bo utykasz w swoich sztywnych przekonaniach. To jeszcze na koniec poradź: w jaki sposób zacząć śpiewać? Możesz śpiewać z radiem, robić ćwiczenia oddechowe, zapisać się do chóru albo na lekcje śpiewu. Na początek mam kilka wskazówek, jak użyć naszego ludzkiego instrumentu w najlepszy sposób. Stań, rozstawiając stopy na szerokość bioder, rozluźnij kolana. Rozluźnij też ramiona – możesz je najpierw unieść i swobodnie opuś­cić. Wyobraź sobie strumień energii, który przepływa od stóp przez kręgosłup do głowy – w ten sposób będzie mógł też wędrować dźwięk. Najważniejsze w śpiewaniu jest oddychanie. Pomyśl, że masz w brzuchu balon, który nadyma się, kiedy bierzesz wdech przez usta, tak że powietrze wypełnia brzuch aż do kręgosłupa. Możesz umieścić rękę na pępku, by sprawdzić, czy brzuch się wydyma. Poćwicz taki sposób oddychania. Wnętrze naszej głowy, nasze zatoki działają jak pudło rezonansowe, dlatego by nasz głos mógł w pełni wybrzmieć, ważne, by unieść podniebienie miękkie i rozszerzyć gardło. Jak to zrobić? Wyobraź sobie, że wąchasz cudowną różę albo zaczynasz ziewać i wtedy dobądź z siebie głos.

zdjęcie: archiwum Tani de Jong

Tania de Jong:

Australijska sopranistka, mówczyni motywacyjna. Założycielka czterech organizacji charytatywnych.

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Śpiew nośnikiem pamięci
i
"Martwa natura — skrzypce i muzyka", William Michael Harnett, 1888 r.
Opowieści

Śpiew nośnikiem pamięci

Agnieszka Drotkiewicz

Agnieszka Drotkiewicz: Porozmawiajmy o Waszej książce W poszukiwaniu złotego jabłka. Lider Buch – śpiewnik rodzinny, którą razem napisałyście, a zapis śpiewów chasydzkich dodała Dorota Szwarcman, siostra Belli i ciocia Róży. Pięknie pokazujecie w niej to, że śpiew jest jednym z nośników pamięci.

Bella Szwarcman-Czarnota: Od kilku lat przymierzam się do napisania książki poświęconej żydowskim instytucjom kulturalnym i oświatowym w okresie międzywojennym. Chciałabym napisać o pokoleniu moich rodziców i w tym celu przeprowadziłam badania w archiwach w Nowym Jorku i w Wilnie. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że jednym z najważniejszych elementów kultury jidysz był wówczas śpiew, szczególnie śpiew chóralny. Zrozumiałam, że najpierw powinnam napisać o tym. W naszym domu, już po wojnie, nadal tak było. Muzyka była ważnym elementem wychowania mojego i mojej siostry: rodzice i najstarsza siostra mamy, która z nami mieszkała, dużo nam śpiewali, ojciec grał na fortepianie i mandolinie. I chociaż ja sama nie zostałam muzykiem, ten czas pozostawił we mnie ślad.

Czytaj dalej