Prze-czucie
i
Kamila Jankowiak-Siuda, zdjęcie: dzięki uprzejmości Biura Prasowego SWPS
Pogoda ducha

Prze-czucie

Rozmowa o wrażliwości i empatii
Dagny Kurdwanowska
Czyta się 10 minut

Ludzką wrażliwość i empatię można badać, mierzyć i dzielić – to, co już na ich temat wiemy, przedstawia w rozmowie z Dagny Kurdwanowską psycholożka i biolożka, profesorka Uniwersytetu SWPS dr hab. Kamila Jankowiak-Siuda.

Komputerowe neuroobrazowanie mózgu przydaje się nie tylko w medycynie, lecz także w nauce o ludzkich emocjach i zachowaniach. Bo chociaż w dużej mierze zależą one od kulturowych uwarunkowań, to u ich podstaw leży czysta biologia.

Dagny Kurdwanowska: Wrażliwość to jest bardzo pojemne określenie – bywa np. synonimem empatii albo czasem nawet smutku. A czym ona tak naprawdę jest?

Kamila Jankowiak-Siuda: Rzeczywiście jest pojęciem szerokim, pojawiającym się w różnych dziedzinach naukowych: psychologii, filozofii, neuronauce, biologii ewolucyjnej. Ma też swoje znaczenie potoczne, o którym pani wspomniała. Gdyby podejść do tego tematu z czysto naukowego punktu widzenia, najbliższa mi definicja mówi, że wrażliwość to zwiększona reaktywność na bodźce, płynące do nas zarówno z zewnątrz – np. dźwięk, obraz, gniew koleżanki, radość kogoś bliskiego – jak i z wewnątrz: wszystko, co czujemy, myślimy, co interpretujemy lub sobie wyobrażamy. W zależności od tego, z jaką czułością nasz organizm reaguje na te bodźce, jak je przetwarza i w jaki sposób ulega ich wpływowi, mówimy o różnym poziomie wrażliwości.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Czy istnieje zatem skala, w której znajdziemy normalny albo przeciętny poziom wrażliwości mogący być punktem odniesienia, czy wystarczy subiektywne odczucie?

W psychologii mamy rozmaite narzędzia, dzięki którym można zmierzyć poziom wrażliwości. Są także rozliczne koncepcje próbujące to zjawisko wytłumaczyć. Szczególne znaczenie wrażliwości, obecnie bardzo popularne, wprowadziło małżeństwo psychologów – Elaine i Arthur Aronowie. Dyskusja, jaką toczymy dziś o tym, czym jest wysoka wrażliwość, ma swoje źródła właśnie w ich teorii. Aronowie zwrócili uwagę na to, że żyją wśród nas osoby wysoko wrażliwe, które charakteryzują się wyższym przetwarzaniem sensorycznym. Większa wrażliwość na bodźce może oznaczać zarówno intensywniejsze reakcje na smak, zapach, natężenie hałasu czy światła, jak i silne reakcje – np. fizjologiczne – na bodźce płynące z naszego ciała, na emocje. Aronowie do opisania tego zjawiska użyli akronimu DOES, gdzie D oznacza depth of processing, czyli głębokość przetwarzania, O to overstimulation – przestymulowanie, pod E kryje się emotional reactivity – reaktywność emocjonalna, a pod S – sensing the subtle, tzn. wyczuwanie subtelności.

Te cztery litery wystarczą, żeby scharakteryzować czyjąś wrażliwość?

Wbrew pozorom ten model daje przekrojowe pojęcie o wrażliwości człowieka. Głębokość przetwarzania (D) pokazuje nam np., w jakim stopniu ktoś widzi lub wyobraża sobie, co ktoś inny przeżywa. Przejawia się to często błądzeniem w myślach, które może prowadzić do zafiksowania się na jakimś temacie czy nadmiernego analizowania. Przestymulowanie (O) bardzo znacząco wiąże się z biologicznym ujęciem wrażliwości. Pokazuje, czy autonomiczny układ nerwowy nie jest nadmiernie pobudzony. On powinien się uaktywniać, gdy w naszym otoczeniu występuje jakieś zagrożenie, tymczasem u osób o zwiększonej wrażliwości może dochodzić do tego nawet z powodu zwykłych bodźców. To przestymulowanie prowadzi nieraz do wyczerpania lub wypalenia się, a więc mamy wtedy do czynienia z kolejną reakcją organizmu – że już dość, że „więcej nie zniosę”. Silna reaktywność emocjonalna (E) obejmuje z kolei całą gamę reakcji w obszarze emocji, które pokazują, jak silnie ktoś przeżywa to, co czują inni.

Wysoka wrażliwość jest dziś bardzo popularnym tematem, w Internecie można znaleźć mnóstwo artykułów i testy, które ją mierzą. Dr Google łatwo stawia diagnozę: jesteś wysoko wrażliwy/wrażliwa. A jak psycholodzy określają poziom wrażliwości?

Głównym narzędziem do badania jest kwestionariusz do oceny wysokiej wrażliwości w przetwarzaniu bodźców, tzw. HSP (ang. highly sensitive person), opracowany przez Aronów i składający się z 27 pytań. Odpowiedzi pozwalają nam ustalić, z jakim nasileniem dana osoba rea­guje np. na ostre światło i hałas, jak czuły ma smak.

W tym sensie wysoko wrażliwi są więc sommelierzy oraz „nosy” – tworzący kompozycje zapachowe perfum.

Kwestionariusz HSP informuje nas również o tym, jak bardzo dana osoba jest czuła na zmiany zachodzące w jej życiu; o intensywności reakcji na to, co się wydarza, na emocje, czynniki zagrażające. Są pytania o doznania wewnętrzne i o to, co burzy spokój, wyprowadza z równowagi. W Polsce takie badania były przeprowadzone m.in. przez mój zespół z Uniwersytetu SWPS w grupie kilku tysięcy osób i nasze statystyki są podobne do tych światowych: w populacji 15–20% to osoby wysoko wrażliwe. W tym kontekście szczególnie interesuje nas empatia.

Intuicja podpowiada, że im człowiek wrażliwszy, tym bardziej empatyczny. Wiele osób nawet stawia znak równości między empatią a wrażliwością.

To prawda, że dla wielu ludzi są to wręcz synonimy – moim zdaniem niesłusznie. Dlatego postanowiliśmy zbadać jednostki wysoko wrażliwe, by przekonać się, czy rzeczywiście wysoka wrażliwość idzie w parze z wysoką empatią. Zależało nam, by sprawdzić nie tylko subiektywne przekonania o własnej empatii, lecz także to, czy idzie za tym zwiększona aktywność różnych obszarów mózgu i sieci neuronalnych związanych z empatią. Przyglądaliśmy się w rezonansie magnetycznym obrazom mózgu osób wysoko wrażliwych oraz niewysoko wrażliwych w sytua­cjach, kiedy były świadkami bólu kogoś innego. I nasze badania nie wykazały, że ludzie wysoko wrażliwi są bardziej empatyczni – jedynie łatwiej i dłużej przetwarzają takie bodźce, wykorzystując do tego więcej obszarów mózgu. U osób wrażliwszych szybciej aktywowały się neurony lustrzane: ich działanie było widoczne nawet wtedy, gdy występował słaby bodziec. Wystarczał lekki grymas bólu na pokazywanej twarzy. Osoby wysoko wrażliwe inaczej też oceniały ból u drugiego człowieka – o wiele trudniej przychodziło im zróżnicować, czy był słabszy, średni czy duży. Dla nich zwykle okazywał się po prostu wysoki. Z kolei osoby z drugiej grupy badanych nie tylko trafniej potrafiły określić natężenie widzianego bólu, lecz także na ogół lepiej go znosiły.

Czy osoby wysoko wrażliwe, widząc cierpienie innych, są bardziej skłonne do działania i pomocy?

W odpowiedzi na to pytanie może pomóc narzędzie psychologiczne: skala wrażliwości empatycznej Davisa. Pozwala ona określić empatię poznawczą oraz emocjonalną. Jeden z podtypów empatii emocjonalnej – nazywany wysokim poziomem osobistej przykrości – jest nakierowany na własne ja. Osoby, które doświadczają tego rodzaju empatii, nie są skłonne do pomocy innym. Będą współodczuwały smutek, lęk, ból, rozpacz, cierpienie, ale nie pójdą za tym ich zachowania prospołeczne. Odczują te emocje jako coś przykrego dla siebie, a nie jako sygnał do pomocy innym. Jednak istnieje też reakcja nazywana empatyczną troską. Osoby, u których się ona uruchamia, będą starały się konstruktywnie pomóc. Zrobią to również ludzie wykazujący chęć zrozumienia sytuacji drugiej strony, próbujący postawić się na miejscu kogoś innego – to z kolei mierzymy na podskali empatii poznawczej. W naszych badaniach było widać, że wysoko wrażliwi częściej wykazywali ten rodzaj empatii, który był związany z osobistą przykrością.

Tak silne przeżywanie czyichś emocji powoduje, że w pierwszej kolejności człowiek próbuje się od nich odciąć?

Nie znam badań, które by wprost mówiły o tym, że osoby wysoko wrażliwe chętniej albo mniej chętnie udzieliłyby pomocy np. powodzianom czy uchodźcom. Natomiast rzeczywiście skłaniałabym się ku temu, że intensywność tego, co czują i co przeżywają, bardzo utrudnia taką pomoc. Mierzenie się z ludzkim cierpieniem i tragedią wymaga dużej odporności psychicznej. Jeśli ktoś potrafi swoją wrażliwość regulować, wie, gdzie leżą jego granice, to będzie na siłach, aby pomagać innym. Ci, którzy odczuwają potrzebę niesienia pomocy, ale nie są świadomi swoich ograniczeń, mogą się w tych działaniach wypalić, zacząć chorować, doznać obniżenia nastroju, wpaść w depresję. Tacy ludzie radzą sobie ze stresem i przebodźcowaniem np. właśnie poprzez unikanie trudnych sytuacji.

Na zasadzie: jeśli nie potrafisz zadbać o siebie, nie zadbasz o innych.

Wysoka empatia to dla mnie przede wszystkim połączenie empatycznej troski z umiejętnością przyjmowania perspektywy osoby potrzebującej pomocy. Empatia, która jest osobistą przykrością, występuje nie tylko u osób wysoko wrażliwych, lecz także np. u osobowości narcystycznych. Można powiedzieć, że narcyz ma wysoką empatię, ale skierowaną wyłącznie na siebie. Z drugiej strony wysoko wrażliwe są również osoby w spektrum autyzmu. U nich poziom empatii będzie kształtował się w jeszcze inny sposób. Na różnice w reakcjach empatycznych mają też wpływ nasze doświadczenia życiowe, wychowanie, dojrzałość emocjonalna, a nawet wiek, bo przecież nasz mózg wraz z upływem lat rozwija się i przeobraża. Przy czym od razu zaznaczę, że nie ma prostej korelacji pomiędzy wiekiem a poziomem wrażliwości i nie możemy tego uprościć do stwierdzenia: im ktoś jest starszy, tym bardziej wrażliwy oraz empatyczny. Żeby to sprawdzić, należałoby taką osobę obserwować przez dłuższy czas; analizować, jak się zmienia. Z wiekiem zaczynamy lepiej sobie radzić z pewnymi sytuacjami. Inaczej będziemy doświadczać wysokiej wrażliwości jako nastolatkowie, a inaczej jako 30-latkowie, kiedy już jesteśmy bardziej świadomi siebie i wiemy, że wiele spraw można rozwiązać na różne sposoby.

A płeć też ma znaczenie? Mówi się, że kobiety są bardziej wrażliwe, a chłopaki nie płaczą. Czy badania nad mózgiem potwierdzają, że wrażliwość kobiet jest inna niż wrażliwość mężczyzn, czy jest to raczej konstrukt społeczny?

W wynikach badań kwestionariuszowych rzeczywiście można zaobserwować, że częściej u kobiet niż u mężczyzn występuje wysoka wrażliwość w przetwarzaniu bodźców. U podstawy tego faktu mogą leżeć choćby hormony, które przecież mają wpływ na nasz nastrój. Mężczyźni podlegają cyklowi dniowemu, kobiety – miesięcznemu. Nasza emocjonalność również przez to inaczej się kształtuje. Natomiast gdy badamy obszary związane z reaktywnością emocjonalną, powiedziałabym, że budowa mózgu ma mniejsze znaczenie niż to, czym jest on karmiony. Istnieje wiele badań na temat empatii, w których sprawdzano, jak kobiety i mężczyźni reagują, widząc cierpiącą osobę. Na poziomie neuroanatomicznym wygląda to u nich tak samo. Różnice pojawiają się, gdy występuje jakiś rodzaj manipulacji społecznej. W badaniu niemieckiej neurobiolożki i psycholożki Tani Singer oraz jej zespołu wykazano, że dla kobiety częściej nie ma znaczenia, czy dana osoba jest wobec niej fair, czy nie – nadal z nią współodczuwa. Mężczyźni, kiedy widzą, że ktoś jest wobec nich nie w porządku, przestają być empatyczni: poziom reaktywności obszarów mózgu związanych z empatią spada. W naszych badaniach sprawdzaliśmy też np. to, jak się zachowujemy wobec bólu osób mniej lub bardziej atrakcyjnych. Takich zestawień może być wiele. Zmierzam jednak do tego, że im więcej czynników bierzemy pod uwagę, tym trudniej udzielać prostych odpowiedzi. Kluczowa jest kompozycja cech indywidualnych, na którą składa się także płeć.

Czy wrażliwość można odziedziczyć w genach?

Badania pokazują, że istnieje pewna kombinacja genów powodująca, że mamy większą predyspozycję do bycia osobą wrażliwą. Zaangażowane są w to m.in. geny związane z transportem serotoniny. Ale ważne jest również, czy wychowujemy się wśród ludzi akceptujących naszą wrażliwość i wzmacniających tę genetyczną predyspozycję, czy wręcz odwrotnie: takich, którzy uważają, że wrażliwość to słabość, i wychowują nas na osoby twarde.

Stereotypy też pewnie mają wpływ.

Przyzwolenie społeczne na wrażliwość dziewczynek powoduje, że kobiety mogą łatwiej sobie na nią pozwolić. Z drugiej strony – od nich także oczekuje się troski, opiekuńczości, empatii. Chłopiec, który jest wrażliwy – płacze, okazuje emocje – bywa obiektem żartów; czasem mówi się, że jest miękki – i to nie komplement. Teraz jest już inaczej, jednak wciąż dużo trudniej namówić do udziału w badaniach wrażliwego mężczyznę potrafiącego opowiedzieć o tym, co przeżywa, niż wrażliwą kobietę. W przypadku testów i badań ma to jeszcze jeden skutek: uczciwa samoocena może różnić się od odpowiedzi, które wpiszemy w formularz – będą one bowiem podyktowane naszą wiedzą o oczekiwaniach społecznych. Mężczyzna pozwalający sobie na łzy może wcale nie przyznać się do tego w kwestionariuszu, bo uzna, że nie powinien. To są niuanse, ale z badawczego punktu widzenia bardzo ważne.

Pojawiły się ostatnio badania, które pokazują, że wysoka wrażliwość może stać się sposobem na manipulowanie otoczeniem – gdy ktoś wykorzystuje ją, by ustawić się w roli ofiary, wzbudzić współczucie albo poczucie winy i dzięki temu osiągnąć określone korzyści.

Myślę, że raczej zdarza się to w przypadku osób narcystycznych lub o skłonnościach psychopatycznych. To ludzie skoncentrowani na swoim ja, empatyczni wobec siebie, ale nie wobec innych. Wyczuwają u nich słabe punkty, dlatego wiedzą, gdzie uderzyć, by uzyskać pożądany efekt. Należy odróżnić takie manipulacje od sytuacji, gdy ktoś jest wrażliwy, ma wysoką świadomość tego, co mu służy, a co nie, więc potrafi postawić granice i np. zwrócić uwagę komuś, kto zbyt głoś­no się zachowuje. Współcześnie wiele się mówi o wrażliwości i empatii, dzięki czemu osoby wysoko wrażliwe czują się w większym stopniu akceptowane, a inni są bardziej otwarci na ich potrzeby, ale z drugiej strony część takich osób oczekuje, że wszyscy się do nich dostosują, co rodzi konflikty. Kolejnym zjawiskiem jest chęć bycia postrzeganym jako ktoś wysoko wrażliwy. Za pomocą takiej etykietki można korzystać z różnych społecznych gratyfikacji i przywilejów, chociażby z troski czy zainteresowania. Jednak do tego typu zachowań potrzeba jeszcze dozy innych cech, a nie tylko samej wrażliwości. Pozytywne jest to, że chcemy coraz więcej o niej wiedzieć, lepiej ją zrozumieć. Wrażliwość to nie jest zamknięta kategoria, o której wiemy już wszystko. Ciągle ją odkrywamy.


Kamila Jankowiak-Siuda

Biolożka molekularna i neuropsycholożka. W pracy naukowej zajmuje się empatią i reakcjami mózgu na ból. Kieruje Centrum Neuronauki Behawioralnej.

Czytaj również:

JaToMy
i
zdjęcie: archiwum Daniel J. Siegel
Marzenia o lepszym świecie

JaToMy

Rozmowa z Danielem J. Siegelem
Paulina Wilk

Na naszych oczach umiera wiara w indywidualizm. I to jest dobra wiadomość. Kiedy już ją pożegnamy, odkryjemy, że wszyscy jesteśmy połączeni, nie istnieją oddzielne ja i my. Dlaczego trzeba już skończyć ze społecznością solistów i czemu w rodzicielstwie warto wspomóc się medytacją, wyjaśnia profesor psychiatrii Daniel J. Siegel w rozmowie z Pauliną Wilk.

W południowej Kalifornii, gdzie mieszka, dopiero wstało słońce. Daniel J. Siegel łączy się ze mną na rozmowę wideo z przejażdżki rowerowej, w której towarzyszy mu pies. To jego codzienna rutyna, tuż obok praktyk medytacyjnych. Drugą część rozmowy profesor psychiatrii i klinicysta z Uniwersytetu Kalifornijskiego prowadzi na stojąco, przestępując z nogi na nogę przy specjalnym, lekko sprężynującym biurku. Przez cały czas pozostaje w ruchu. Mimo ukończonych 66 lat emanuje młodzieńczą energią. Jest wyjątkowo aktywnym badaczem, wielokrotnie nagradzanym naukowcem, a także praktykującym psychoterapeutą i autorem bestsellerowych książek, m.in. Rozwój umysłu, Psychowzroczność oraz Potęga obecności. Prowadzi badania interdys­cyplinarne, łącząc m.in. psychologię i psychiatrię z mindfulness czy neurobiologią interpersonalną. Jak sam mówi, wykorzystuje naukę, by wzbogacić naszą rzeczywistość o więcej życzliwości i empatii.

Czytaj dalej