Ostatnie dni bezbożnika
i
David Hume, portret z 1766 roku, Allan Ramsay, National Galleries of Scotland (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

Ostatnie dni bezbożnika

Dennis Rasmussen
Czyta się 5 minut

David Hume umierał jako szczęśliwy i spełniony ateista. Dla intelektualnych elit Królestwa Wielkiej Brytanii był to szok, a śmierć myśliciela nabrała znamion skandalu.

Kiedy latem 1776 r. szkocki filozof David Hume leżał na łożu śmierci, wszyscy bacznie śledzili jego ostatnie chwile. Niewiele osób w XVIII-wiecznej Wielkiej Brytanii mówiło o swoim ateizmie tak otwarcie jak on. Przez całe życie spotykały go z tego powodu zniewagi, a wierzący czynili mu wyrzuty – próbowano nawet doprowadzić do jego ekskomuniki – wykluczenia z Kościoła Szkocji. Nic zatem dziwnego, że każdy chciał wiedzieć, jak ten zatwardziały bezbożnik zachowa się w obliczu śmierci. Czy okaże skruchę, może nawet wyrzeknie się sceptycyzmu? Czy umrze pogrążony w rozpaczy, pozbawiony pociechy, jaką zazwyczaj zapewnia wiara w życie pozagrobowe? Tymczasem Hume umarł tak, jak żył – w zaskakująco dobrym humorze i bez religii.

Autorem najsłynniejszej bodaj relacji z ostatnich dni Hume’a jest James Boswell [katolicki pamiętnikarz i obserwator życia intelektualnego oświeceniowej Europy – przyp. red.], któremu udało się odwiedzić filozofa w niedzielę 7 lipca 1776 r. Ze słów Boswella jasno wynika, że nie przyszedł do myśliciela, aby wyrazić szacunek wobec umierającego ani nawet by zaspokoić niezdrową ciekawość. Zamierzał umocnić własne przekonania religijne i zyskać dowód na to, że nawet Hume nie mógł do samego końca pozostać prawdziwym ateistą. Jednak jego misja zakończyła się fiaskiem.

„Ponieważ było za późno na mszę”, Boswell udał się do domu Hume’a, by z zaskoczeniem zastać go „w pogodnym, wręcz radosnym nastroju […]. Hume mówił o różnych sprawach ze spokojem i jas­nością umysłu, jakie w ogóle rzadko kiedy spotyka się u ludzi”. Z właściwym sobie taktem Boswell od razu zapytał filozofa, czy wierzy w życie pozagrobowe. Ten odparł: „Może się zdarzyć, że kawałek węgla, włożony do ognia, nie spłonie”. I dodał: „Myśl, że moglibyśmy istnieć bez końca, to absolutna mrzonka”. Kiedy Boswell nie ustępował i dociekał, czy Hume nie odczuwa strachu na myśl o unicestwieniu, filozof odpowiedział, że perspektywa ta nie przygnębia go w większym stopniu niż fakt, że nie istniał również przed swoimi narodzinami. Co więcej, Hume „stwierdził stanowczo, że moralność każdej religii jest zła i […] ilekroć przedstawiano mu jakiegoś człowieka religijnego, dochodził do wniosku, że to łajdak, ale znał też dobrych ludzi, którzy jednocześnie byli religijni”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Mimo że to jedna z najbardziej – jak się zdaje – aroganckich wypowiedzi Hume’a, w XVIII w. nie opuściła ona prywatnych zapisków Boswella. Najważniejszy i najbardziej kontrowersyjny opis ostatnich dni filozofa wyszedł jednak spod jeszcze słynniejszego pióra. Niedługo po śmierci Hume’a jego najbliższy przyjaciel, Adam Smith, napisał mowę pogrzebową, która przyjęła formę listu otwartego do ich wspólnego wydawcy, Williama Strahana. List stanowił właściwie „autoryzowaną historię” śmierci Hume’a (na jej napisanie filozof wyraził uprzednio zgodę) i został dołączony do wydanej pośmiertnie autobiografii Mój żywot (1776).

W liście Smitha próżno szukać potwierdzenia otwartej bezbożności Hume’a wybrzmiewającej w relacji Boswella. Odnotowuje on jednak – a wręcz ostentacyjnie podkreśla – spokój ostatnich dni filozofa, który dowcipkuje, gra w karty i pogodnie rozmawia z przyjaciółmi. Smith zwraca także uwagę na doskonały sznyt moralny Hume’a, deklarując na zakończenie, że jego niewierzący przyjaciel zbliżył się do „ideału absolutnie mądrego i cnotliwego człowieka na tyle, na ile pozwala na to słabość ludzkiej natury”.

Mimo że list Smitha jest obecnie stosunkowo mało znany, w XVIII w. wywołał niemałe oburzenie. W późniejszych latach Smith stwierdził: „Z powodu tego listu prześladowano mnie dziesięciokrotnie bardziej niż wtedy, gdy brutalnie zaatakowałem cały system ekonomiczny Wielkiej Brytanii”. Było to oczywiście nawiązanie do dzieła Bogactwo narodów (1776). Przez całe życie Smith zadał sobie wiele trudu, by nie ujawnić swoich przekonań religijnych – czy też ich braku – i uniknąć konfrontacji z wierzącymi. Jednak jego opinia o Humie, zdeklarowanym sceptyku, który miał stanowić wzór mądrości i cnoty, została przez współczesnych uznana za „niezwykle obraźliwą” i „szokującą dla każdego trzeźwo myślącego chrześcijanina”.

Sam Boswell uznał list Smitha za wyraz „zuchwałej arogancji” i przykład jednego z „trujących wytworów, które opanowały naszą epokę”. Wezwał nawet Samuela Johnsona [anglikańskiego pisarza i filantropa – przyp. red.], aby „zajął stanowisko”, „surowo potępił Hume’a oraz Smitha i ostatecznie wykpił próżną, ostentacyjną bezbożność”. Apelował: „Czy nie warto by wyplenić tak szkodliwe chwasty z moralnego ogrodu?”.

Kontrowersje ucichły nieprędko. List Smitha wywoływał takie wzburzenie, że niemal 100 lat później John Lowrie, amerykański autor licznych dzieł o treści religijnej, oznajmił, że „w całej literaturze angielskiej” nie znalazł „bardziej żałosnego dowodu słabości i głupoty wynikających z bezbożności i braku religii”.

Najwyraźniej w XVIII w. wielu drżało na myśl, że sceptyk mógłby umrzeć godnie, bez zbędnych nadziei i lęków. Tak właśnie myślał Boswell. Po spotkaniu 7 lipca próbował on odwiedzić Hume’a jeszcze dwa razy i kontynuować „przesłuchanie”, ale nie został dopuszczony do filozofa. Oczywiście, w dzisiejszych czasach niewierzący ciągle bywają traktowani podejrzliwie czy wręcz budzą w pewnych kręgach nienawiść, jednak ich śmierć nie staje się sensacją i pretekstem do podobnych komentarzy. Aby zaszokować i obrazić kogokolwiek, potrzeba wyjątkowo śmiałej i bezpośredniej deklaracji ateizmu, zbliżonej raczej do postawy Hume’a podczas prywatnej rozmowy z Boswellem niż opisanej w liście otwartym Smitha – jak w przypadku Christophera Hitchensa [amerykańsko-brytyjskiego pisarza i dziennikarza, zdeklarowanego ateisty – przyp. red.], którego śmierć w 2012 r. nie bez powodu porów­nywano do śmierci szkockiego filozofa. Sam fakt, że w XVIII w. Smith doświadczył tak dotkliwych i długotrwałych prześladowań za to, że po prostu zdał relację ze spokojnej i odważnej śmierci przyjaciela, dosadnie przypomina, jak długą drogę pod tym względem przebyliśmy.

Pierwotnie tekst ukazał się w serwisie Aeon.co. Tytuł i lead pochodzą od redakcji „Przekroju”.

Czytaj również:

Potomkowie Słońca
i
ilustracja: Joanna Grochocka
Wiedza i niewiedza

Potomkowie Słońca

Tomasz Wiśniewski

Gdy inkaski władca umierał, mumifikowano go. Jednak nie był to koniec jego ziemskiej podróży – mumia rozpoczynała nowe, czasem całkiem bujne życie. A takie generuje koszty.

Europejczycy mieli możliwość zobaczenia tylko ostatniego cesarza Inków – Atahualpę. Trzymając go w niewoli przez osiem miesięcy, poznawali jego zwyczaje, rozmawiali z nim (ponoć nauczył się nawet grać w szachy). Obserwowali także, jaki stosunek mają do władcy jego podwładni.

Czytaj dalej