Obojętność i zaangażowanie
i
fot. Marsel Minga/ Wikimedia Commons
Pogoda ducha

Obojętność i zaangażowanie

Piotr Stankiewicz
Czyta się 3 minuty

Jak być obojętnym na to, co od nas nie zależy? Jak nie przejmować się tym, co poza naszą kontrolą? Jak nie martwić się tym, na co nie mamy wpływu? Z odpowiedzią spieszą stoicy i mówią, że… nie należy się starać nie przejmować.

To jest oczywiście zaskakująca myśl. Paradoks lub wręcz prowokacja. To właśnie nie kto inny jak stoicy z tego słyną, że każą zachować głęboką neutralność wobec wszystkiego, co nie jest w naszej mocy. Są przecież cały ten „stoicki spokój”, samoograniczenie i wszystkie inne stereotypy, które zapalają się nam w głowie, gdy ktoś rzuca hasło „stoik”. A więc, jak to tak?

Cały miąższ nauki stoików tkwi w tym, że tak jak, owszem, idealny stoik w idealnych warunkach jest idealnie obojętny na rzeczy wobec niego zewnętrzne, tak owa obojętność nie jest ani celem samym w sobie, ani żadnym pierwszoplanowym drogowskazem. Szlachetną obojętność zdobywamy nie wprost. Nie chodzi o to, żeby wytknąć sobie sztuczny cel w rodzaju „tym się nie przejmę, a na tamto zobojętnieję”. Nie chodzi o to, żeby się wiecznie przymuszać. Taka postawa jest bezsensowna i nieskuteczna, jest wieczną walką z samym sobą, a więc pod górkę. Taka walka może się udawać, ale tylko na krótką metę. Na dłuższą prowadzi natomiast do porażki, nerwicy i samozaprzeczenia. A więc ci wszyscy, którzy wołają „nie przejmuj się tym, to od ciebie nie zależy!”, nie są ani najlepszymi przyjaciółmi, ani nawet prawdziwymi stoikami.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Postawa prawdziwie stoicka nie polega bowiem na sztucznym wymuszaniu na sobie obojętności na rzeczy niezależne, ale na skupieniu się na tym, co od nas zależy. To niby jest druga strona tego samego, ale… właśnie nie jest. Rzeczy zależne i niezależne nie są porównywalne, nie są równoważne, nie są konkurencyjnymi podzbiorami świata. Stoicyzm nie polega na tym, żeby abstrakcyjnie dzielić sobie kosmos na rzeczy od nas zależne i niezależne. Chodzi o to, żeby w pełni i bezwyjątkowo skoncentrować się na tym, co od nas zależy… a wtedy – obiecują stoicy – rzeczy niezależne same z siebie znikną nam z horyzontu. A więc nie budowa muru i małostkowa walka o to, żeby rzeczy niezależnych nie wpuścić w bramy kryształowego pałacu duszy, ale raczej skupienie naszej uwagi, energii i wysiłku na tym, co od nas zależy. A wtedy cała reszta ucieknie z pola widzenia, wyparuje, przestanie dla nas istnieć.

Pozostaje kluczowe pytanie: co właściwie od nas zależy? Otóż bardzo niewiele rzeczy… co właśnie czyni stoicyzm tak prostym, a fascynującym. Zależy od nas wybór wizji świata i wartości, które wyznajemy, celów, jakie sobie stawiamy, a przede wszystkim – zależy od nas nasz charakter, czyli to, jakimi ludźmi staramy się być, w którym kierunku chcemy się rozwijać, jak chcemy rosnąć. Tylko tyle i aż tyle. Na tym powinniśmy się skupić, tym właśnie powinniśmy się zająć. Jeśli to zrobimy, solidna dawka zdrowej obojętności na całą resztę – przyjdzie sama. I na tym właśnie polega cały trik.

Czytaj również:

Konfrontacje
i
zdjęcie: Uriel Soberanes/Unsplash
Pogoda ducha

Konfrontacje

Piotr Stankiewicz

Ten tekst zacznie się w sposób osobisty, ale osobisty zupełnie nie jest. Mówię tutaj o sobie tylko o tyle, że czuję – wiem z rozmów z ludźmi! –  że niejeden i niejedna z Was się w poniższym odnajdzie.

Otóż przeszedłem w życiu ewolucję w rozumieniu tego, czym są różnice, napięcia i konfrontacje między ludźmi. Kiedy dziś myślę o sobie dwudziestoletnim, widzę chłopaka, który miał skłonność (jak to młody człowiek) do konfrontowania się mocno i zasadniczo. Kiedy ktoś mnie wkurzył, kiedy się z kimś starłem albo poróżniłem, miałem tendencję do wchodzenia w biegunową, całkowitą opozycję. Opozycję totalną, jak byśmy dzisiaj powiedzieli. Ktoś miał inne poglądy niż ja czy po prostu nadepnął mi na odcisk? Moją odpowiedzią była totalna dezaprobata, niechęć gruntowna, sięgająca do spodu. Jeden punkt zapalny negował całą przestrzeń wspólną; nie widziałem nie tylko możliwego kompromisu, ale nawet miejsca spotkania. Najchętniej zupełnie zerwałbym relację. Nie wyobrażałem sobie, jak moglibyśmy dalej żyć pod jednym niebem, skoro aż tak się różnimy.

Czytaj dalej