O czym myśli wrona
i
„Główny oddział to wąska sala, długa na 13 m. Wzdłuż ścian stały klatki, jedna na drugiej, czwórkami. Wiatrak pod sufitem został osłonięty drucianą kratą, żeby przypadkiem nie uszkodził żadnego pacjenta”. Zdjęcie: Peretz Partensky
Ziemia

O czym myśli wrona

Ross Andersen
Czyta się 21 minut

Jak zwierzęta doświadczają świata? Czy ptaki, ryby i owady mają świadomość? Co mówią na ten temat najnowsze badania naukowe? Ross Andersen, reporter „The Atlantic”, pochyla się nad tym zagadnieniem w miejscu szczególnym – na świętej górze dźinistów, którzy od 3 tys. lat traktują z szacunkiem wszystkie istoty żywe.

Ponad zatłoczonymi ulicami Starego Delhi, przy średniowiecznym bazarze wznosi się czerwony budynek z klatkami na dachu, przewyższający o dwa piętra labirynt podświetlanych neonami stoisk i wąskich alejek. Prosty szyld w górze głosi: „Szpital dla ptaków”.

Szpital dla ptaków, Chandni Chowk, Delhi; zdjęcie: Christopher John SSF
Szpital dla ptaków, Chandni Chowk, Delhi; zdjęcie: Christopher John SSF

Był gorący wiosenny dzień. Zdjąłem bu­ty przed wejściem i wszedłem do holu na pierwszym piętrze. Recepcjonista, niespełna 30-letni, rejestrował pacjentów. Starsza kobieta podsunęła mu tekturowe pudełko i podniosła pokrywkę. W środku leżała biała papużka, cała zakrwawiona, ofiara ataku kota. Mężczyzna przede mną przyniósł niewielką klatkę z gołębiem, który zderzył się ze szklanym wieżowcem w dzielnicy finansowej. Dziewczynka, co najwyżej 7-latka, trzymała białą kurę z opadniętą szyją.

Główny oddział to wąska sala, długa na 13 m. Wzdłuż ścian stały klatki, jedna na drugiej, czwórkami. Wiatrak pod sufitem został osłonięty drucianą kratą, żeby przypadkiem nie uszkodził żadnego pacjenta. Przechadzałem się po sali i przeprowadzałem pobieżny spis. Wiele klatek na pierwszy rzut oka wydawało się pustych, ale kiedy przyglądałem się bliżej, dostrzegałem ptaka, najczęściej gołębia, schowanego w głębi, w ciemności.

Najmłodszy weterynarz Dheeraj Kumar Singh robił obchód w dżinsach i masce chirurgicznej. Najstarszy z pracowników od ponad ćwierć­wiecza brał tu nocne zmiany. Poświęcił dziesiątki tysięcy godzin na usuwanie ptakom guzów, uśmierzanie ich bólu za pomocą odpowiednich lekarstw i podawanie znieczulenia. W porównaniu z nim Singh to zupełny żółtodziób, aczkolwiek nie wskazywał na to choćby sposób, w jaki obchodził się z gołębiem. Szybko, ale łagodnie obracał go w dłoniach, jak telefon komórkowy. Nie przerywając rozmowy ze mną, wezwał gestem asystenta. Ten podał mu nylonowy bandaż, a wówczas Singh okręcił go dwukrotnie wokół skrzydła i je nastawił; rozległo się proste „pyk” i było po sprawie.

Szpital dla ptaków stanowi jedną z wielu placówek założonych i prowadzonych przez wyznawców dźinizmu, starożytnej religii, której najważniejsze przykazanie zabrania przemocy zarówno wobec ludzi, jak i zwierząt. Obrazy w holu szpitala ilustrują, do jakich skrajności potrafią się w tym zakresie posuwać wierni. Średniowieczny król w niebieskiej szacie patrzy przez okno pałacu, jak gołąb z rannym skrzydłem próbuje umknąć przed jastrzębiem. Władca daje gołębiowi bezpieczne schronienie, lecz zagniewany jastrząb domaga się rekompensaty za utracony posiłek, król obcina więc sobie rękę i stopę, po czym karmi nimi drapieżnika.

Przyjechałem do Indii i ptasiego szpitala, by na własne oczy zobaczyć, jak wygląda w praktyce etyka dźinizmu. Wyznawcy stanowią niespełna 1% populacji kraju. Chociaż od tysiącleci krytykują hinduistyczną większość, niekiedy zapewniali sobie posłuch władców. W XIII w. nawrócili króla i nakłonili go, by wprowadził pierwsze w historii subkontynentu prawa o ochronie zwierząt. Istnieją dowody, że dźinizm wpłynął na filozofię samego Buddy.

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Lekcja zachwytu
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum 383/1958r.
Ziemia

Lekcja zachwytu

Julia Fiedorczuk

Oskarżano ją o zbytnią emocjonalność, wytykano staropanieństwo. Niektórzy sugerowali nawet, że jest radzieckim szpiegiem. To cena, jaką płaciła za pisanie o szkodliwym wpływie pestycydów na środowisko naturalne. Nazywała się Rachel Carson.

Rok 1962, trwa zimna wojna. Stany Zjednoczone wprowadzają embargo wobec Kuby, pędzi nuklearny wyścig zbrojeń i wyścig o podbój kosmosu. Lou Reed ma 20 lat, Bob Dylan – 21 i właśnie wydał swój pierwszy album. 19-letnia Janis Joplin zaczyna studia na University of Texas w Austin, których nie ukończy. 5 sierpnia w niejasnych okolicznościach umiera Marilyn Monroe, jej śmierć określa się jako „prawdopodobne samobójstwo”. 28 sierpnia 1962 r. o godzinie 16.00 rozpoczyna się konferencja prasowa prezydenta Johna F. Kennedy’ego, podczas której pada pytanie, czy prezydent rozważa zaangażowanie Departamentu Rolnictwa albo publicznej służby zdrowia do zbadania wpływu DDT i innych popularnych pestycydów na ludzkie zdrowie. Kennedy bez wahania odpowiada twierdząco, dodając, że sprawa jest już badana, a to za sprawą książki „panny Carson”.

Czytaj dalej