Niech fale płyną
i
zdjęcie: archiwum prywatne Swamiego Jyothirmayaha
Złap oddech

Niech fale płyną

Agnieszka Rostkowska
Czyta się 9 minut

Pozwól, by myśli pojawiały się i znikały jak fale na oceanie. Nauczyciel duchowy Swami Jyothirmayah opowiada Agnieszce Rostkowskiej o tym, jak zachować spokój umysłu.

Swamiego Jyothirmayaha trudno uchwycić. Podróżuje po świecie, nauczając jogi, medytacji i technik oddechowych. Wykłada na uczelniach oraz międzynarodowych konferencjach, nadzoruje projekty pomocy humanitarnej. Osobiście realizuje programy medytacyjne skierowane do więźniów i kryminalistów. Traktuje ich z takim samym szacunkiem jak światowych przywódców, którzy zabiegają o jego wsparcie w inicjatywach na rzecz pokoju. Swami emanuje spokojem i życzliwością, a jego znakiem rozpoznawczym jest promienny uśmiech. Gdziekolwiek się pojawi, na spotkania z nim przybywają tłumy.

Agnieszka Rostkowska: Chyba każdy, kto uczestniczył w prowadzonych przez Pana medytacjach lub wykładach, zadaje sobie pytanie: jak to możliwe, że z jego twarzy nie schodzi uśmiech?

Swami Jyothirmayah: Uśmiech nie oznacza sztucznego szczerzenia się od ucha do ucha. To jedynie zewnętrzny przejaw autentyczności i szczerości, również w stosunku do siebie. A także rezultat patrzenia na świat z szerszej perspektywy, ze zrozumieniem, że – jak często podkreśla Ravi Shankar, założyciel fundacji Art of Living – życie to rodzaj gry, której podstawą jest przepływ energii nazywanej praną. Jeśli twój poziom prany jest wysoki, doceniasz wszystko wokół siebie i w sobie, kochasz życie we wszelkich jego przejawach. Kiedy jednak brakuje ci energii,

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Królestwo za orzechy
i
zdjęcie: Wouter Supardi Salari/Unsplash
Dobra strawa

Królestwo za orzechy

Dominika Bok

Przypominają kształtem ludzki mózg i znakomicie wpływają na pamięć, koncentrację oraz nastrój. Żeby były lepiej przyswajalne, warto namoczyć je przed spożyciem albo – w wersji dla zaawansowanych smakoszy – wytłoczyć z nich olej.

Sama nazwa orzecha włoskiego sugeruje, że ta roślina szczególnie lubi ciepło – typowe dla południowej Europy. Rzeczywiście w wyjaśnieniach etymologicznych jest trochę prawdy, gatunek ten można było spotkać w naszej – całkiem słonecznej wówczas – strefie klimatycznej, zanim nastała epoka lodowcowa, a wraz z nią doszło do wymarcia dużej części flory. Kiedy jednak orzech na dobre zadomowił się po raz wtóry na naszych terenach, doszło do zabawnej pomyłki. Tak naprawdę przywędrował on bowiem nie z Półwyspu Apenińskiego, lecz z Bałkanów przez Wołoszczyznę (górzystą krainę w Rumunii). Nie bez powodu w starych książkach kucharskich do dziś wśród wielu innych ingrediencji znaleźć można w przepisach „orzechy wołoskie”. Dolejmy jeszcze trochę oliwy do ognia tej językoznawczej historii: w Anglii orzechy włoskie nazywane są English walnut, Persian walnut, a czasami – kamień z serca – tylko walnut. Tyle określeń na jednego niepozornego orzeszka! Chociaż czy rzeczywiście tak niepozornego?

Czytaj dalej