Nasięźrzał i podejźrzon
i
"W noc świętojańską", Witold Pruszkowski, 1875 r., MNW (domena publiczna)
Żywioły

Nasięźrzał i podejźrzon

Łukasz Łuczaj
Czyta się 2 minuty

Od dawna ludzi fascynowały rośliny niemające kwiatów. Stąd przypisywanie ogromnych mocy paprociom – i oczekiwanie, że ich kwiat zakwita gdzieś na krótko, może o północy w noc świętojańską, w specjalnych, tajemniczych okolicznościach.

Taką potęgę przypisywano i zwykłym paprociom, np. nerecznicy, ale szczególnie ciekawe są legendy związane z paprociami z rodziny nasięźrzałowatych. To bardzo rzadkie już dziś rośliny, istnieje dosłownie kilka gatunków z rodzaju nasięźrzał (Ophioglossum) i podejźrzon (Botrychium). Już same nazwy są dziwne – kojarzą się z podglądaniem, zerkaniem na samego siebie, sugerując, że wyprawa w celu znalezienia ich kwiatu jest zarazem wejrzeniem w głąb własnej duszy.

Nasięźrzał pospolity, najczęściej występujący gatunek, rośnie na mokrych łąkach i wcale nie wygląda jak paproć. Ma jeden liść, trochę przypominający liść babki, i zielony kłos zarodnionośny, też trochę jak kwiatostan babki. Dawniej wierzono, że roślina ta ma zdolność otwierania wszystkich zamków w drzwiach i zapewnia także szczęście w miłości. Kilka razy o jej zbieraniu przez dziewczęta w noc świętojańską wspomina w tomach swojego dzieła ojciec polskiej etnografii Oskar Kolberg, napomykając, że np. w Rzeszowskiem kobiety szukały go nago. Kolberg przytacza też wierszyk, który zresztą pojawia się i w innych źródłach oraz w nieco różnych wersjach. Ten wiersz zaklęcie odmawiało się podczas zrywania nasięźrzału:

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Nasięźrzale
rwę cię śmiale
Pięcią palców
Sześcią dłonią
Niech się chłopcy za mną gonią
Po stodole, po oborze
Tak daj Boże!

Nasze lasy porastają też inne magiczne paprocie. Choćby paprotka zwyczajna (Polypodium vulgare). Ta niewielka roślina występuje w lasach całej Polski, jednak najliczniej na górskich zboczach skalnych i nadbałtyckich wydmach. Dawniej wierzono u nas w górach, że jest pokarmem dziwożon. Nazwa tych demonicznych kobiet powstała z połączenia słów „dziwa” i „żona”, czyli „dzika kobieta” (w niektórych językach słowiańskich do tej pory „diwy” to dziki). Były to odrażające niewiasty, z piersiami po ziemię, które miały równie brzydkie dzieci. Porywały one nowo narodzone ładne niemowlęta, podrzucając w zamian swoje szpetne potomstwo. Jedną z metod obrony przed nimi było otaczanie kołyski kwiatami dziurawca zwanego w górach dzwonkami. Dziwożony i ich ulubioną roślinę paprotkę spopularyzował twórca z okresu romantyzmu Seweryn Goszczyński. Występują w jego poemacie Sobótka (z 1834 r.) i Dzienniku podróży do Tatrów. Pojawiły się także w Tatrach Macieja Bogusza Zygmunta Stęczyńskiego (wyd. w 1860 r.). Według zawartych w tej literaturze opisów dziwożony noszą czerwone czapeczki ze słodyczką, bo tak często nazywano tę paproć. W Sobótce Goszczyński umieścił następującą pieśń obrazującą inicjację na dziwożonę:

Włosy ci rozplotą,
Czapeczkę nasadzą,
Słodyczkę jeść dadzą.

Wierzenia, że paprotki są pokarmem leśnych istot, wzięły się prawdopodobnie stąd, że rośliny te mają słodkie kłącza, dlatego właśnie nazywano je słodyczkami, sołodyczkami itp. Zawierają one aż kilkanaście procent cukru, niestety, są także gorzkie – smakują trochę jak lukrecja. W całej środkowej Europie paprotki były przekąską dzieci i pasterzy. Czasem suszono je i wykorzystywano do słodzenia napojów, nawet jeszcze niedawno – w czasie drugiej wojny światowej. Natomiast w XIX w. chłopi z wiosek koło Jasła wykopywali je i sprzedawali na jasielskim targu. W masywie Babiej Góry kłącze paprotki zawinięte w szmatkę jeszcze w okresie międzywojennym dawano niemowlętom do ssania jako rodzaj smoczka, wierząc, że zapewni to dziecku zdrowie i uchroni je od czarów. Z kolei wedle jednej z legend o Jezusie, znanej w wielu rejonach naszych gór, słodyczka ma słodki korzonek, bo podczas ucieczki Świętej Rodziny do Egiptu przed prześladowaniem Heroda roślina nakarmiła sobą głodne Dzieciątko.

Czytaj również:

O czym mówią dęby (i nie tylko one)
i
fot. Agnieszka Cytacka
Promienne zdrowie

O czym mówią dęby (i nie tylko one)

Rozmowa z Robertem Rientem
Sylwia Niemczyk

Rośliny nas leczą, żywią, dają cień, ale przede wszystkim – jeśli tylko będziemy na to otwarci – mogą nas wiele nauczyć. O ich mądrości i szczodrości mówi Robert Rient, autor świeżo wydanej książki Wizje roślin, czyli pięćdziesiąt roślin leczniczych i jeden grzyb.

Nowa książka Roberta Rienta to nie tylko 51 fascynujących opowieści o drzewach, krzewach, kwiatach i ziołach (oraz jednym grzybie), ale przede wszystkim hołd złożony przyrodzie. Autor zestawia udowodnione naukowo właściwości roślin zarówno z tradycyjnym ziołolecznictwem, jak i z ich rytualnym zastosowaniem (dawnym i współczesnym), jednak najważniejszym przesłaniem, które przebija z jego książki, jest nie użyteczność natury, ale jej mądrość i moc.

Czytaj dalej