Kiedy czuję się bardzo zmęczona albo zdołowana, przytłoczona zmartwieniami, potrzebuję opieki i właściwego towarzystwa. Trochę fikcji, którą zaproszę do mojego mieszkania i która stanie się dla mnie, na krótki czas, światem prawdziwszym i bliższym niż moje własne życie. Zanim zrezygnowałam z telewizji, oglądałam w takich chwilach kanały kulinarne. Widok dużych ilości masła, siekanie i mieszanie czasem pomagały rozproszyć natrętne myśli i zasnąć.
Prawdziwego poczucia bycia zaopiekowaną zaznałam jednak dopiero wtedy, kiedy świadomie zaczęłam wybierać sobie towarzyszy niedoli. Długi czas była to Clarice Starling, bohaterka Milczenia owiec i Hannibala Thomasa Harrisa. Jednak zarówno Jodie Foster, jak i Julianne Moore wcielające się w Starling w ekranizacjach Demme’a i Scotta wciąż nie były optymalnym wyborem i oczywiście nie dlatego, że fizycznie nie łączy mnie z tymi aktorkami właściwie nic. Obie były totalnie pochłonięte pracą – ta cecha czyniła je idealnymi bohaterkami tych historii, ale też odczłowieczała i upraszczała je nieco. Były zbyt niezłomne w swojej pasji, żebym mogła się w nich przejrzeć – całe ich życie podporządkowane było