Między Oranje a Limpopo
i
rysunek: Magdalena Chmielewska
Marzenia o lepszym świecie

Między Oranje a Limpopo

Andrzej Polus
Czyta się 12 minut

Piękno przyrody, bogactwo zasobów, bardzo długa i skomplikowana historia – z takich nitek utkany jest współczesny obraz południa Afryki.

Urodzony w stolicy Kenii, Nai­robi, brytyjski biolog Richard Dawkins (znany w Polsce przede wszystkim jako autor Samolubnego genu) lubi występować publicznie w koszulce z napisem „Wszyscy jesteśmy Afrykanami”, który ma podkreślać, że to z tego kontynentu homo ­sapiens rozprzestrzenił się na świat. Gdyby Dawkins chciał się wyrazić odrobinę precyzyjniej i zgodnie z najnowszymi odkryciami nauki, napis na jego T-shircie powinien brzmieć: „Wszyscy jesteśmy z Afryki Południowej”, a konkretnie z obszaru na południe od rzeki Zambezi. Jeś­li wziąć pod uwagę ustalenia archeologii, lingwistyki oraz badań genetycznych, z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że nasz gatunek pochodzi z Afryki Południowej, a nie Wschodniej, jak dotychczas sądzono.

W Republice Południowej Afryki, w jaskini Wonderwerk odkryto najstarsze na świecie, datowane na ponad milion lat dowody na świadome używanie ognia (zapewne przez gatunek homo erectus). Ludy Khoisan zamieszkujące południową część Afryki charakteryzują się największą różnorodnością genetyczną wśród wszystkich społeczności endogenicznych na Ziemi, a wiadomo, że im szersza paleta genów w danej populacji, tym jest ona starsza. W końcu języki mlaskowe i klikowe, którymi posługiwały się ludy San (ich wybitnym badaczem w drugiej połowie XX w. był Polak, prof. Roman Stopa), uznawane są za najbliższe pierwszym językom używanym przez homo sapiens. Można więc z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że wszyscy pochodzimy z Afryki Południowej. To Południowoafrykańczycy skolonizowali nasz glob, a nie Europejczycy „odkryli” ten region świata.

Nie ma jednej definicji regionu Afryki Południowej. Organizacja Narodów Zjednoczonych przyjmuje, że tworzą go państwa należące do najstarszej na świecie unii celnej – SACU (Southern African Customs Union), czyli: Botswana, Eswatini (dawne Suazi), Lesoto, Namibia i RPA. Amerykańska agencja pomocowa USAID (United States Agency for International Development) zalicza do regionu dodatkowo Angolę. Będąca wciąż dla wielu synonimem pewnej uniwersalnej wiedzy Encyklopedia Britannica wymienia również Malawi, Mozambik, Zambię i Zimbabwe. Natomiast najważniejsza organizacja regionalna – Wspólnota Rozwoju Afryki Południowej (Southern African Development Community – SADC) – ma aż 16 państw członkowskich; oprócz wszystkich wyżej wymienionych należą do niej także: Demokratyczna Republika Konga (DRK), Tanzania, Komory, Mauritius, Madagaskar i Seszele. Jeżeli jednak za geograficzną granicę Afryki Południowej przyjąć sieć rzeczną, czyli uznać, że tworzą ją tereny leżące na południe od zlewiska rzeki Kongo oraz Wielkiej Doliny Ryftowej, to wówczas DRK i Tanzania nie powinny być zaliczone do regionu. Jak widać, obszar Afryki Południowej jest trudny do zdefiniowania w kategoriach fizycznogeograficznych. Nie wyznacza go spójne ukształtowanie terenu ani nie określają jednakowe warunki klimatyczne, gdyż występują tam zarówno klimat śródziemnomorski (na południu RPA), zwrotnikowy, podzwrotnikowy, jak i jedno z najsuchszych miejsc na naszym globie – pustynia Namib. W położonej w wilgotnym klimacie subtropikalnym Pretorii notowane są zaś najniższe średnie temperatury miesięczne na całym kontynencie. Przy braku jasnych granic region ten zdefiniowała historia.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Zanim przyszli biali

Afryka Południowa, podobnie jak cały obszar subsaharyjski, była obiektem ekspansji zewnętrznej. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że długo przed tym, kiedy pojawili się w tym regionie Europejczycy, doszło tam do wyparcia na południe ludów mówiących językami khoisan (San, Damara, Khoikhoi) przez przybyłą z północy kontynentu (z obszarów dzisiejszej Nigerii i Kamerunu) ludność Bantu. Określenia „ludy Bantu” i „ludy Khoi­san” odnoszą się nie do etniczności, lecz do grupy języków, jakimi posługują się dane społeczności. Słowo bantu w wielu językach afrykańskich oznacza „ludzie”; nigdy nie istniało „plemię Bantu”, a dzisiejsza nazwa „ludy Bantu” została nadana tej społeczności afrykańskiej przez niemieckich językoznawców w okresie kolonializmu. Na ludy Bantu składa się ponad 400 grup etnicznych i tyle samo języków. W wyniku ich ekspansji na południe kontynentu ludność mówiąca językami khoisan była spychana na gorsze tereny, głównie pustynne. Świadectwem kontaktów chociażby Zulusów i Khosa [współcześnie pierwsza i trzecia grupa etniczna w RPA pod względem liczebności – przyp. red.] z ludami Khoisan jest występowanie mlasków oraz klików w językach zulu i khosa.

W podręcznikach do historii w rozdziałach poświęconych „wielkim odkryciom geograficznym” przeczytamy, że to Portugalczycy odkryli Afrykę Południową. Jak również to, że Bartolomeu Diaz w 1488 r. otworzył szlak handlowy do Indii prowadzący wokół Przylądka Dobrej Nadziei – nazwany tak przez portugalskiego króla, żeby podkreślić radość z ustanowienia nowej drogi wymiany towarowej pomiędzy Europą a Azją. Jednak według relacji Herodota to Fenicjanie mieli opłynąć Afrykę ponad 2 tys. lat przed Portugalczykami. Wyprawę tę zlecił faraon Necho II. Arabski geograf i podróżnik Al-Masudi, który na początku X w. n.e. dotarł do obecnego Zanzibaru, twierdził, że statki arabskie dopływały do dzisiejszego Mozambiku i jeszcze dalej na południe kontynentu. Jak zauważył Basil Davidson w książce Stara Afryka na nowo odkryta, piśmiennictwo Al-Masudiego jest pierwszym „rzeczywistym wglądem w rozwój cywilizacyjny społeczeństw epoki żelaza w Afryce Południowej. Tu także znajduje się pierwsza historyczna wzmianka o kopalniach Rodezji”. Tym samym stwierdzenia typu „Bartolomeu Diaz odkrył Przylądek Dobrej Nadziei” są w najlepszym razie skrótem myślowym, jeśli nie wyrazem eurocentryzmu.

Historii Afryki Południowej nie można oprzeć na stworzonych przez Afrykanów źródłach pisanych, gdyż tych zwyczajnie nie ma, przekazy ustne zaś były co najmniej do lat 50. XX w. uznawane przez historyków ze świata Zachodu za świadectwa wątpliwej wartości. Obecnie badania archeologiczne, językoznawcze i dotyczące tradycji ustnych są ważnymi źródłami wiedzy o przedkolonialnej historii Afryki Południowej. Najbardziej znane znalezisko archeologiczne regionu – monumentalne granitowe ruiny Wielkiego Zimbabwe, państwa istniejącego w X w. – przez dziesiątki lat prowadziło Europejczyków do błędnych wnios­ków, że musieli je zbudować przybysze z zewnątrz. Tajemnica genezy Wielkiego Zimbabwe zainspirowała nawet pod koniec XIX w. brytyjskiego pisarza Henry’ego Ridera Haggarda do napisania słynnej książki o kopalniach króla Salomona, które miały być usytuowane właś­nie na terenie dzisiejszego Zimbabwe. Ekranizacja powieści ugruntowała pogląd o przedkolonialnych wpływach zewnętrznych w Afryce Południowej.

Wyścig o Afrykę

Doświadczenie kolonializmu i występowanie przeciwko niemu, ze szczególnym uwzględnieniem zwalczania systemów opartych na segregacji rasowej, w dużym stopniu ukształtowały region Afryki Południowej. W 1575 r. Portugalczycy założyli dzisiejszą Luandę (obecną stolicę Angoli) i zaangażowali się w handel niewolnikami, którego szczyt przypadł na XVII i XVIII stulecie. Zanzibar już od XI w. był kontrolowany przez Arabów, a w wieku XVI został ustanowiony sułtanat na Komorach. Od połowy XVII w. na terenie dzisiejszej RPA rozwijało się osadnictwo holenderskich chłopów – Burów. Symbolicznym początkiem tego procesu było ustanowienie przez Jana van Riebeecka w 1652 r. stałej misji handlowej na Przylądku Dobrej Nadziei, czyli w dzisiejszym Kapsztadzie (nazwa miasta pochodzi od holenderskich słów kaap – przylądek i stad – miasto). Burowie, identyfikujący się jako naród afrykański, uznają założenie Kapsztadu (określanego często jako „miasto matka”) za początek własnej historii – historii Afrykanerów.

Na przełomie XVIII i XIX w. w regionie rozpoczęła się ekspansja brytyjska, powodująca częste konfrontacje z Burami i konieczność poszukiwania przez nich wciąż nowych terenów w głębi lądu (tzw. Wielki Trek), co z kolei prowadziło do licznych antagonizmów pomiędzy Afrykanerami a ludnością rodzimą – głównie ludami Khosa. Dzięki przewadze technologicznej Burowie często wychodzili z tych konfliktów zwycięsko, czego konsekwencją było powołanie do życia dwóch nowych państw: Transwalu i Wolnego Państwa Oranii. Odkrycie diamentów w Kimberly i złotonośnych piasków w okolicach dzisiejszego Johannesburga uznawane jest za przyczynę dążenia Wielkiej Brytanii do pełnej kontroli nad terenami dzisiejszej RPA. Konflikt pomiędzy Burami a Brytyjczykami z lat 1880–1881, a następnie 1899–1902 przeszedł do historii jako wojny burskie. Burom udało się wygrać pierwszą z nich, w drugiej jednak ulegli imperium brytyjskiemu. Przegrana oznaczała koniec niepodległości Transwalu i Oranii oraz powstanie – osiem lat po zakończeniu walk – Związku Południowej Afryki, który zawierał się w granicach dzisiejszej RPA. Druga wojna burska została zapamiętana przez Afrykanerów przede wszystkim ze względu na okrucieństwa, jakich Brytyjczycy dopuszczali się wobec cywilów. Podczas tego konfliktu utworzono pierwsze obozy koncentracyjne, a wkrótce po Brytyjczykach założyli je Niemcy – w trakcie batalii przeciwko ludom Herero i Nama w dzisiejszej Namibii. Wojny burskie przyniosły również rozwój partyzanckich technik prowadzenia walki zbrojnej, które w zasadzie bez większych zmian wykorzystywane są do dzisiaj.

Konferencja berlińska z lat 1884–1885, będąca szczytowym momentem kolonializmu, podzieliła Afrykę pomiędzy mocarstwa europejskie. Dzisiejsze Mozambik i Angolę przyznano Portugalii; Namibia (nazwana Niemiecką Afryką Południowo-Zachodnią) przypadła Niemcom, reszta tej części kontynentu w różnych konfiguracjach formalnoprawnych pozostała zaś pod kontrolą Wielkiej Brytanii. Specyficzną formułą brytyjskiego kolonializmu była kierowana przez Cecila Rhodesa Brytyjska Kompania Południowoafrykańska.

W Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej w latach 1904–1908 doszło do pierwszego ludobójstwa XX w., kiedy to wojska II Rzeszy pod dowództwem Lothara von Trotha, wsławionego krwawym stłumieniem buntu w Tanganice (również kolonii niemieckiej), dokonały mordu na ludzie Herero. Do dziś zachował się w formie pisemnej wydany przez generała rozkaz, w którym nakazywał strzelanie do każdego przedstawiciela tego ludu, włączając kobiety i dzieci. Przetrwały też świadectwa jego wypowiedzi, w których otwarcie twierdził, że dąży do eksterminacji ludności rodzimej. Hererowie zostali zepchnięci na pustynię, a Niemcy nie dopuszczali ich do źródeł wody, przez co wielu zmarło. Tych, którzy przeżyli, zamknięto w obozach pracy i pozbawiono ziemi; osadnicy niemieccy przejęli należące do nich stada bydła.

Mimo że Niemcy sprawowali kontrolę nad dzisiejszą Namibią „zaledwie” przez 31 lat (w 1915 r. Związek Południowej Afryki zajął to terytorium), skutki ich obecności widoczne są do dziś i manifestują się w co najmniej trzech sferach. Po pierwsze, ludobójstwo zmieniło strukturę etniczną państwa – będący niegdyś największą grupą etniczną Hererowie teraz stanowią jedną z najmniej licznych społeczności w Namibii. Ma to bezpośrednie przełożenie na sytuację polityczną: pochodzący z pogranicza angolsko-namibijskiego lud Owambo stał się podstawą głównej siły politycznej i militarnej w okresie walki z RPA – Organizacji Ludu Afryki Południowo-Zachodniej (South West Africa People’s Organization – SWAPO). Partia SWAPO pozostaje u władzy w Namibii od momentu uzyskania przez to państwo niepodległości w 1990 r. Po drugie, Niemcy wprowadzili nowe stosunki własności: większość najlepszej ziemi wciąż należy do białych. Po trzecie, kwestia reparacji za ludobójstwo nadal nie została rozwiązana (pomimo zgody RFN na wypłacenie Namibii 1,1 mld euro).

Długie cienie kolonializmu

Znamienne jest to, że procesy dekolonizacji zachodziły na tym obszarze później niż w innych częściach Afryki. Rozpad Federacji Afryki Centralnej w 1963 r. doprowadził do powstania niepodległych Zambii oraz Malawi, z kolei Rodezją Południową (dzisiejszym Zimbabwe) zaś do 1979 r. rządzili biali. Kolonie portugalskie – Mozambik i Angola – ogłosiły niepodległość w 1975 r., jednak oba kraje wkrótce pogrążyły się w długoletnich wojnach domowych. Królestwa Suazi i Lesoto oraz Botswana zyskały niepodleg­łość wcześniej, bo w latach 1966–1968, ale w okresie zimnowojennym ogromny wpływ na ich funkcjonowanie wywierała RPA. Jeśli proces formalnej dekolonizacji kontynentu afrykańskiego, rozpoczęty w 1957 r. w Ghanie, miał swój koniec, to było nim powstanie niepodleg­łej Namibii w 1990 r. i obalenie systemu segregacji rasowej w RPA w 1994 r. Siły antyapart­heidowe mierzyły się wówczas z bezwzględną przewagą Republiki Południowej Afryki, dysponującej nawet bronią atomową.

Równocześnie w okresie zimnowojennym region ten był miejscem, gdzie dochodziło do zbrojnej, a także ideologicznej konfrontacji pomiędzy blokami wschodnim i zachodnim. Szczególnie widoczne było to w dzisiejszej Angoli, gdzie Związek Radziecki otwarcie wspierał Ludowy Ruch Wyzwolenia Angoli (Movimento Popular de Libertação de Angola – MPLA), Stany Zjednoczone i RPA zaś – walczący z tym pierwszym Narodowy Związek na rzecz Całkowitego Wyzwolenia Angoli (União Nacional para a Independência Total de Angola – UNITA). W okupowanej przez RPA Namibii ZSRR wspierał i szkolił wspomniane SWAPO, a w Mozambiku – Front Wyzwolenia Mozambiku (Frente de Libertação de Moçambique – FRELIMO). Z kolei w Rodezji Południowej Afrykański Narodowy Związek Zimbabwe (Zimbabwe African National Union – ZANU), na którego czele stał Robert Mugabe, wspomagały Chiny, a konkurujący z nim Afrykański Ludowy Związek Zimbabwe (Zimbabwe African People’s Union – ZAPU) uzyskiwał wsparcie z Moskwy. Afrykański Kongres Narodowy (The African National Congress – ANC) otrzymał wsparcie bloku wschodniego. W tym kontekście nie dziwi chłodne, delikatnie mówiąc, nastawienie Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii do sankcji międzynarodowych, jakie nakładano na Republikę Południowej Afryki. RPA rządzona przez kierującą się doktryną segregacji rasowej Partię Narodową była w tej części świata głównym sojusznikiem Zachodu. Wysłanie przez Fidela Castro kubańskich żołnierzy do Angoli może być uznane za kluczowe z geopolitycznego punktu widzenia wydarzenie, które doprowadziło do porażki militarnej UNITA, pośrednio przyśpieszyło niepodległość Namibii i wskazało, że niepokonane dotychczas wojska południowoafrykańskie wcale nie są takie silne.

Cechą charakterystyczną regionu jest również to, że partie polityczne, które przyniosły poszczególnym państwom niepodległość, cały czas pozostają u władzy. Z taką sytuacją mamy do czynienia w RPA, Namibii, Botswanie, Zimbabwe, Angoli i Mozambiku. Eswatini i Lesoto są monarchiami – pierwsze absolutną, drugie konstytucyjną. Jednocześnie wraz z upadkiem Związku Radzieckiego skończyły się jego wpływy w regionie i jeśli partie rządzące w państwach Afryki Południowej mają na sztandarach hasła socjalistyczne, a ich członkowie zwracają się do siebie per „towarzyszu” (jak bywa np. w Angoli, Namibii czy RPA), są to w zasadzie zabiegi retoryczne, gdyż cały region przyjął wolnorynkowe reformy gospodarcze narzucone przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy.

Obecnie państwa z tego obszaru należą do najbardziej spolaryzowanych na świecie (zarówno jeśli chodzi o dysproporcje dochodowe, jak i majątkowe). W pierwszej dziesiątce globalnego rankingu nierówności jest aż sześć państw z Afryki Południowej. Zestawienie otwiera RPA, na drugim miejscu plasuje się Namibia, na czwartym – Zambia, na szóstym – Eswatini, na ósmym – Mozambik, a Bots­wana zamyka dziesiątkę. Angola i Zimbabwe zajmują odpowiednio miejsca jedenaste i trzynaste. Sytuację tę można tłumaczyć systemami segregacji rasowej, w których utrwalanie nierówności było celem samym w sobie, sposób przeprowadzenia transformacji ustrojowych i przyjęcie neoliberalnego światopoglądu w gospodarce sprawiły zaś, że dysproporcje w dostępie do różnego rodzaju kapitałów – ekonomicznego, politycznego, społecznego – zostały utrzymane, a nawet się pogłębiły. Co ciekawe, obrazujący nierówności dochodowe współczynnik Giniego dla Republiki Południowej Afryki jest niemalże identyczny jak dla całego świata. Można zatem próbować bronić zdania, że stan rzeczy, z jakim mamy do czynienia w RPA, ukazuje w skali krajowej problem o zasięgu globalnym.

Klątwa surowcowa

Większość krajów regionu Afryki Subsaharyjskiej boryka się z tym, że nie jest w stanie zmienić swojego miejsca w międzynarodowym podziale pracy. Co to znaczy? Państwa subsaharyjskie, których eksploatacja (surowców i ludzi) umożliwiła akumulację kapitału na dzisiejszej globalnej Północy i przyczyniła się do ugruntowania systemu kapitalistycznego, są cały czas drenowane z zasobów ludzkich (tzw. drenaż mózgów) i całkiem dosłownie – z zasobów naturalnych. Zdecydowana większość – z wyjątkiem RPA – to gospodarki monokulturowe, nieuprzemysłowione, a nawet takie, w których zachodzą procesy deindustrializacji (np. Zambia). Ponadto Afryka Południowa jest niezwykle bogata w kopaliny. Jeśli nawet wykluczymy z niej Demokratyczną Repub­likę Konga, to w regionie mamy Zambię – jednego z głównych producentów miedzi, Botswanę, której gospodarka w zasadzie opiera się na diamentach, czy Angolę będącą w 2022 r. największym producentem ropy naftowej w Afryce. U wybrzeży Mozambiku znajdują się duże złoża gazu, którego wydobycie stanowi ogromny potencjał tego państwa. Namibia – ważny eksporter uranu i diamentów – również potwierdziła występowanie u swoich wybrzeży złóż ropy naftowej i gazu ziemnego. Zimbabwe pozyskuje diamenty i istnieje duże prawdopodobieństwo, że podobnie jak Demokratyczna Republika Konga ma złoża metali ziem rzadkich, które stosuje się w nowoczesnych technologiach. Krajem o najbardziej rozwiniętym przemyś­le wydobywczym jest RPA – jeden z największych producentów złota, platyny, diamentów, węgla, żelaza, rud chromu czy uranu.

Przez wiele lat badałem korelację między rozwojem poszczególnych państw subsaharyjskich – czy raczej jego brakiem – a występowaniem na ich terenie złóż surowców naturalnych. Zjawisko to w dyskursie akademickim nosi medialną nazwę „klątwa surowcowa”. Oczywiście samo występowanie na danym terytorium ropy naftowej, miedzi lub diamentów trudno uznać za przekleństwo, nie sposób jednak nie zauważyć, że z wyjątkiem RPA i Botswany gospodarki afrykańskie opierające się na eksporcie kopalin rozwijały się wolniej niż państwa pozbawione surowców. Warto wskazać co najmniej dwa aspekty klątwy surowcowej: ekonomiczny i polityczno-instytucjonalny.

Jeżeli chodzi o ten pierwszy, państwo zależne od jednego surowca jest także zdane na międzynarodowe ceny danego dobra. Jeśli spada jego wartość, maleją wpływy z eksportu i w kon­sekwencji produkującemu je krajowi trudniej równoważyć bieżące dochody i wydatki. Zam­bia, której gospodarka opiera się na górnictwie miedzi, może być dobrym przykładem tego wymiaru klątwy surowcowej. Dodatkowo górnictwo ze swojej natury zalicza się do przemysłów kapitałochłonnych, nie można też liczyć na to, że znaczna część populacji znajdzie pracę w tym sektorze. Kapitał i wiedza techniczna potrzebne do produkcji kopalin zazwyczaj nie pochodzą z państwa subsaharyjskiego, w którym wydobywa się określone surowce. Często dochodzi do sporów pomiędzy rządami krajów afrykańskich a międzynarodowymi korporacjami o podatki, które są należne państwu z tytułu prowadzenia działalności na jego terytorium. Przykładem kraju, który uniknął tego wymiaru klątwy surowcowej, jest Botswana. Jej rząd (wraz z założoną jeszcze przez Cecila Rhodesa korporacją De Beers) jest współwłaścicielem produkującej diamenty spółki Debswana. Botswańskie diamenty z kopalni w Jwaneng uznawane są za najlepsze i najwartościowsze na świecie. Posiadanie wyjątkowego i rzadkiego surowca zapewniło tamtejszemu rządowi silną pozycję negocjacyjną wobec korporacji wydobywczych. Może się ona jeszcze umocnić, gdyż w marcu 2023 r. rząd zakupił udziały w spółce HB Antwerp, która zajmuje się sprzedażą, cięciem i szlifowaniem kamieni szlachetnych. W kon­sekwencji tej transakcji Gaborone ma się stać ważnym rynkiem diamentów. Niestety Botswanie w zasadzie nie udało się przy tym zdywersyfikować gospodarki, co również może być postrzegane jako specyficzny objaw klątwy surowcowej.

Polityczny aspekt klątwy polega zaś na tym, że stały dostęp do renty – zysku, którego nie trzeba wypracowywać, wynikającego z produkcji kopalin – może hamować działania mające na celu rozwój innych gałęzi gospodarki oraz inwestycje w kapitał ludzki. Jeden z angolskich polityków powiedział mi raz z rozbrajającą szczerością: „Po co robić cokolwiek, skoro mamy ropę i zapewnione dzięki niej wpływy do budżetu?”.

Powtarzając za Richardem Dawkinsem, że w zasadzie wszyscy wywodzimy się stamtąd, starajmy się nie tylko patrzeć w przeszłość (która pozwala nam zrozumieć teraźniejszość), lecz także zachować świadomość, iż procesy zachodzące współcześnie manifestują się w Afryce Południowej w sposób szczególnie widoczny: czy chodzi o zmiany klimatyczne, rywalizację wielkich mocarstw, kryzys zadłużeniowy, pojawianie się zagrożeń epidemiologicznych, czy – przede wszystkim – wspomniane powyżej nierówności.

Czytaj również:

Król Lew
i
"Smutny lew", Nina Torr, 2014 r.
Marzenia o lepszym świecie

Król Lew

Iza Klementowska

W tej opowieści są potężni przodkowie, zły brat ojca, spiski i zdrady, powstanie i upadek imperium. Nie dzieje się ona jednak w bajkowej krainie zwierząt, lecz na ziemiach wzdłuż Limpopo, które dziś nazywamy Mozambikiem. I jak to bywa z prawdziwymi historiami z czasów europejskich podbojów kolonialnych – kończy się tragicznie.

Afryka” przybija do brzegu Cacilhas 13 marca 1896 roku. Po drugiej stronie Tagu leży Lizbona. Zainteresowanie jest tak duże, że kapitan decyduje się pozostać na razie tutaj. Podpływają inne frachtowce, łódki, żaglówki, a nawet małe szalupy. Każdy chce zobaczyć tę „bes­tię”. Każdy chce zobaczyć ten „koszmar kolejnych rządów”. Tak nazywają go liz­bońskie gazety już od kilku miesięcy. Po paru następnych fabryka Pampulha będzie sprzedawać ciasteczka „Gungun­hana”, bar w Areeiro przekąski „Gungunha­na”, a sklepiki i lizbońskie kioski pocztówki „Gungunhana”. Powstaną wiersze i poematy.

Czytaj dalej