Mądrość Jezusa i mądrość siddhów
i
Virūpa, XI- lub XII-wieczny mistrz buddyzmu tybetańskiego, XVI w., kolekcja prywatna; zdjęcie: domena publiczna
Złap oddech

Mądrość Jezusa i mądrość siddhów

Marshall Govindan Satchidananda
Czyta się 26 minut

Zachodni mistrz jogi o podobieństwach w naukach Jezusa i tradycji jogi.

W wieku 12 lat, pośród stu tysięcy innych słuchaczy, uczestniczyłem w spotkaniu z Billym Grahamem w Los Angeles. Ogromne wrażenie wywarła na mnie panująca tam atmosfera, a gdy Billy Graham powiedział, byśmy podeszli do sceny i oddali nasze życie Jezusowi, odpowiedziałem na wezwanie. Przyjąłem Jezusa Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela. Od tej pory niczego bardziej nie pragnąłem, niż zostać kaznodzieją i wyjechać na misję do Afryki.

Mając lat 15, brałem udział w „Human Encounter Session” w ośrodku Y.M.C.A., mieszczącym się tuż obok luterańskiego kościoła w Westches­ter. Przez dwa dni siedzieliśmy z moimi mniej więcej sześćdziesięcioma kolegami ze szkoły średniej w kręgu i opowiadaliśmy sobie o naszych troskach i lękach związanych z życiem. Rozmawialiśmy ze sobą i słuchaliśmy się nawzajem przez wiele godzin. Doradca z Y.M.C.A. z taktem moderował dyskusje, dając każdemu okazję do podzielenia się swoimi poglądami i wątpliwościami. Pod koniec drugiego dnia rozmowy powoli ucichły. Nikt nie miał już nic do powiedzenia. Wydawało się, że wspólnie dotarliśmy do kresu słów. I właśnie wtedy, zupełnie niespodziewanie, przeżyłem swoje pierwsze doświadczenie duchowe – osiągnąłem stan pełnej spokoju ekstazy. Uświadomiłem sobie, że jest tylko jeden Byt, który żarliwie przemawia ustami nas wszystkich, prowadząc nas ku urzeczywistnieniu naszej prawdziwej tożsamości, leżącej poza nazwą i formą. Byt ten przenikał wszystko i wszystko obejmował swoją łagodną miłością. Przeżycie to całkiem mną zawładnęło i jeszcze przez wiele dni trwałem w stanie odmienionej świadomości, czując jedność ze wszystkim. Było to prawdziwsze niż wszystko, czego doświadczyłem do tej pory. Stopniowo jednak stan ten przeminął, pozostawiając we mnie głęboką tęsknotę.

W latach, które nastąpiły, zgłębiałem różne dyscypliny medytacyjne i religie Wschodu. Zaspokojenie odnalazłem dopiero w tradycji jogi, nie porzucając jednak pierwotnej nauki Jezusa. W jodze odnalazłem wiele podobieństw do nauczania Jezusa, przekazywanego w przypowieściach, upomnieniach i kazaniach.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Przypowieści i sentencje Jezusa skupiają się wokół następujących zagadnień: natura ludzka i jej korygowanie, Królestwo Niebieskie, wstąpienie do Królestwa Niebieskiego, czystość, zatroskanie i bycie obecnym, cele i dążenia, wskazywanie ścieżki innym, bezwarunkowa miłość Boża, przebaczenie grzechów i karmiczne konsekwencje naszych czynów. Wiele moich przemyśleń na powyższe tematy zostało wzbogaconych analogiami, jakie dostrzegłem w naukach siddhów – mistrzów jogi współczesnych Jezusowi – a także w Ewangelii Tomasza, tekście odnalezionym na pustyni Synaj w 1945 r.

Natura ludzka i jej ­korygowanie

„Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5,48, podobnie Łk 6,36). „Siddha”, termin stosowany na okreś­lenie świętego tradycji jogi, dosłownie oznacza „tego, który osiągnął doskonałość”. Jezus wzywał swoich uczniów, by się ulepszali, by przekraczali słabości natury ludzkiej i odkrywali w sobie boskość. Jezus, tak jak najgorliwsi adepci jogi, uczynił ze swojego życia „jogę”. Przekroczył wszystkie ograniczenia natury ludzkiej, by odkryć swoją prawdziwą istotę, a swoich słuchaczy wzywał do uczynienia tego samego.

Jezus chciał, byśmy działali na przekór naszej naturze. Powiedział: „A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz! Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące! Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie” (Mt 5,39–42, podobnie Łk 6,29). I dalej: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół” (Mt 5,44, podobnie Łk 6,27–28).

Zalecenia te są niezwykle wymagające – absurdalne nawet, jeśli rozumieć je dosłownie – i właśnie dlatego dają nam ten rodzaj mądrości, jaki przynosi uświadomienie sobie typowych skłonności ego. Nakazują zachowywać się w sposób w zasadzie niewykonalny, doprowadzają nas do granicy kondycji ludzkiej po to, byśmy ją przekroczyli. Wymaganie, by kochać wrogów, jest szczególnie ważne, bo rozsadza uwarunkowania społeczne i stanowi paradoks: ci, którzy kochają swoich wrogów, nie mają ich.

Tej samej prawdy naucza się w jodze i tantrze. Jak żartobliwie ujął to Śri Aurobindo, gdy jego towarzysze walczący o niepodległość Indii nawoływali go do wznowienia politycznej walki: „Powstanie przeciwko brytyjskiemu rządowi to żadna sztuka, musimy zbuntować się przeciw całej naturze tego świata”.

Granica fizycznej wytrzymałości, jakiej sięga ćwiczący jogiczne pozycje, to metafora dla granic ludzkiego doświadczenia w ogóle, naszych odczuć złości, strachu czy smutku. Zachowując równowagę, czujność i spokój, słuchając, nawykowe działania zastępując refleksją, poszerzamy pole naszych możliwości, niejako „rozciągamy” włókna naszej ludzkiej natury. Joga naucza, by iść na przekór codziennym skłonnościom: zachowywać spokój i zadowolenie w sytuacji konfliktów i waśni, zastygnąć w pozycji siedzącej zamiast nieustannie się poruszać, czuwać z zamkniętymi oczami w stanie medytacji, spowolnić oddech aż do zera, a umysł wyciszyć aż do znieruchomienia.

Królestwo Niebieskie

O tym, jak należy rozumieć Królestwo Niebieskie, dowiadujemy się z przypowieści o ziarnku gorczycy.

„Rzekli uczniowie do Jezusa: »Powiedz nam, do czego podobne jest królestwo niebieskie?«. Rzekł im: »Podobne jest do ziarna gorczycy, najmniejszego ze wszystkich nasion. Jeśli spadnie na ziemię, którą się uprawia, (ta) wydaje ogromną gałąź, i ta staje się osłoną dla ptaków niebieskich«” (Ewangelia Tomasza, wers 20, podobnie u: Mk 4,30–32, Łk 13,18–19, Mt 13,31–32).

Zdaniem egzegetów metafora ziarn­ka gorczycy (przysłowiowego ze względu na swój mały rozmiar) doskonale wyraża to, jak Jezus rozumiał Królestwo Boże: jest skromne, a nie majestatyczne, należy do wszystkich i jest wszechobecne. Uczeni podkreś­lają, że Królestwo Boże opisywano zwykle za pomocą metafor libańskiego cedru (Ez 17,22–23) i drzewa Daniela z Apokalipsy. To, że Jezus zobrazował je za pomocą ziarnka gorczycy, oznacza, że celowo zadrwił z ustalonej tradycji. Było to posunięcie antyspołeczne, wyrażające aprobatę dla ruchów dywersyjnych i ośmieszające ustaloną tradycję.

Inną przypowieścią odnoszącą się do Królestwa Niebieskiego jest Przypowieść o zaczynie. Dowiadujemy się z niej, że aby je dostrzec, musimy iść na przekór naszej ludzkiej kondycji.

„Powiedział im inną przypowieść: »Królestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż się wszystko zakwasiło«” (Mt 13,33, podobnie Łk 13,20–21 i Ewangelia Tomasza, wers 96).

Zdaniem uczonych z Jesus Seminar ta jednozdaniowa przypowieść przekazuje nauki Jezusa najklarowniej ze wszystkich źródeł historycznych. Jezus posługuje się trzema obrazami w sposób, który musiał budzić zdumienie u jego słuchaczy. „Ukrywanie” zaczynu w mące to dość niezwykły sposób na opisanie procesu mieszania drożdży i mąki. Sugeruje, że Bóg celowo ukrył przed nami swoje Królestwo. Zdziwienie narasta, gdy Jezus mówi, że było aż „pięćdziesiąt funtów mąki”.

W osiemnastym rozdziale Księgi Rodzaju do Abrahama przyszli trzej mężowie, wysłannicy Boga, i oznajmili, że jego żona mimo zaawansowanego wieku pocznie dziecko. Na życzenie gości Sara miała przygotować podpłomyki z pięćdziesięciu funtów mąki, by uczcić to ­cudowne­ ­zdarzenie (z gr. epifania), będące bezpośrednim objawieniem Boga. Trzeci obraz wykorzystuje zaczyn, tradycyjnie postrzegany jako symbol zepsucia. Podczas święta Pesach wypiekano chleb bez zakwasu. W zdumiewającym odwróceniu pojęć zaczyn u Ezechiela reprezentuje nie to, co zepsute i pozbawione świętości, lecz Królestwo Niebieskie. To, że Bóg celowo je przed nami ukrywa, przypomina jeden z pięciu rodzajów boskiej aktywności, głoszonych przez szkołę śajwasiddhanty – zmusza nas, byśmy zaczęli go szukać i zdjęli zasłonę ułudy spowijającą rzeczywistość.

Z jego łaski przyszedłem na świat
Z jego łaski wszedłem w wiek dorosły
Z
jego łaski spocząłem w śmierci
Z
jego łaski trwałem w omroczeniu
Z
jego łaski upiłem nektaru błogości
Z
jego łaski Nandin wszedł

(Tirumantiram, wers 1800)

Ewangelii Tomasza (werset 113) czytamy, że Królestwo Niebieskie jest już na ziemi, ale go nie dostrzegamy:

„Zapytali Go uczniowie jego: »W ja­kim dniu nadejdzie królestwo?«. (Rzekł Jezus): »Ono nie nadejdzie, gdy go wyczekują. Nie będą mówić: ‘Oto tutaj, albo oto tam’, lecz królestwo Ojca rozszerza się na ziemi, a ludzie go nie widzą«”.

Ci, którzy nie widzą Skarbu cenniejszego niż wszystko
A szukają skarbów ulotnych
Jeśli zajrzą do swych topniejących serc
Znajdą Skarb, co nie przepadnie

(Tirumantiram, wers 762)

O wejściu do Królestwa Niebieskiego

Żyjemy w czasach, w których możemy cieszyć się dobrobytem nieznanym wcześniejszym pokoleniom. Przywódcy Kościołów zachęcają nas do pomnażania majątku. Telewizyjni ewangeliści zapewniają, że jeśli szczodrze wspomożemy ich Kościoły, Bóg w nagrodę zadba o nasze portfele. Czy właśnie tego nauczał Jezus?

„Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego” (Mk 10,25, podobnie Mt 19,24 i Łk 18,25).

Czy słowa te oznaczają, że ci, którzy zdobyli bogactwo w tym świecie, nie wejdą do następnego? Są obrazowe, żartobliwe, hiperboliczne i celowo przesadne. Nie należy ich rozumieć dosłownie, co oznacza, że związek między bogactwem a Królestwem Niebieskim nie jest taki oczywisty: czy Jezus naprawdę naucza, że powinniśmy wybrać nędzę jako sposób życia? Ubóstwo i wstrzemięźliwość płciowa są typowe dla ascetów, którzy pojawili się w chrześcijaństwie już na bardzo wczesnym etapie jego rozwoju.

Słowa te powtarzają się również jako jedno z tak zwanych ośmiu błogosławieństw i sens ich jest taki, że im więcej posiadamy dóbr materialnych, tym bardziej się do nich przywiązujemy i tracimy z horyzontu Królestwo Niebieskie.

„Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni. Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie” (Łk 6,21, podobnie Ewangelia Tomasza, wers 54, 69.2, 58 i Mt 5,3 i 5,6).

„Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom” (Łk 6,22–23, podobnie Mt 5,10–12 i Ewangelia Tomasza 68.1–2, 69.1).

Jezus błogosławił biednych, mówił im, że to do nich należy Królestwo Niebieskie. Sądził zapewne, że prostota przybliża nas do bożej obecności. To pogląd, zgodnie z którym przywiązanie do rzeczy materialnych jest przeszkodą w realizacji celów duchowych. Problemem nie są jednak przedmioty materialne, lecz pragnienie, jakie ku nim kierujemy, i nasze do nich przywiązanie – to przez nie ślepniemy na Bożą Rzeczywistość. Umysł ma skłonność do ulegania omroczeniu, fantazjowania, zatroskania, skupiania się na przedmiotach materialnych, dawania się im pochłaniać zamiast żyć wolno, utożsamiając się z promieniejącą czujnością, żyć „w świetle”. Zachęcał też swoich uczniów do wykroczenia poza dualizm biednych i bogatych, głodnych i sytych, płaczących i pocieszonych, posiadających i nieposiadających, a więc poza chorobę umysłu, przez którą zwykle identyfikujemy się z naszym ciałem, umysłem i emocjami. Musimy oczyścić się z pragnień, by przekroczyć perspektywę, w której „ja” jest ciałem, a ego przywiązuje się do przyjemności ciała.

Stwierdzenie, że ubodzy są błogosławieni, czy – mówiąc współczes­nym językiem – „winszowanie” rozbitkom życiowym jest co najmniej dość nieoczekiwane, wręcz paradoksalne, gdyż winszowano zwykle tym, którym się dobrze wiodło, którzy cieszyli się majątkiem, szczęściem czy władzą. Pochwałę płaczących i głodnych wyrażono w żywym i przejaskrawionym języku, co obwieszcza zasadniczą zmianę.

Pary przeciwieństw występujące w ośmiu błogosławieństwach przywodzą na myśl praktykę jogiczną polegającą na „czynieniu na wspak”: trwanie nieruchomo zamiast ruchu, milczenie zamiast mowy, poszczenie zamiast ucztowania, pielęgnowanie czystej świadomości zamiast mentalnej paplaniny. Czyniąc tak, przekraczamy zwykły stan świadomości, perspektywę ego, osiągając perspektywę naszej duszy, która cechuje się spokojem i nieuwarunkowaną radością – błogostanem.

Błogosławieństwa (łac. beatitudo – „szczęśliwość, błogostan”) to paradoksy, których znaczenie wymaga głębszego namysłu. Zważywszy na wielokrotnie powtarzane przez Jezusa zapewnienia, że Królestwo Boże jest już obecne na ziemi, błogosławieństwa nie mogą być obietnicą przyszłej nagrody w jakimś drugim życiu po śmierci, jak chcieliby to widzieć ci, którzy wierzą, że Jezus głosił nadejście końca świata. Czyż nie są raczej wyzwaniem rzuconym uczniom, by ze swej kondycji życiowej uczynili drogę do oczyszczenia? Wezwaniem, by wyzbyć się poczucia, że nasze „ja” cierpi, jest głodne, żyje w nędzy i uświadomić sobie, że „ja” nie jest ciałem, nie jest emocjami, nie jest przeżywanymi cierpieniami i nie jest umysłem. „»Ja« jest” to stwierdzenie bliższe Prawdy. Wezwaniem, by istnieć jako Świadek naszego życia, jako widzący, a nie jako przedmiot widzenia.

Patańdźali mówi w Jogasutrach: „Moc nadludzka nad ciałem i narządami psychicznymi – na skutek zniknięcia nieczystości – dzięki ascezie” (Jogasutry, II.43; tłum. L. Cyboran). W jodze klasycznej w ujęciu Patańdźalego mówi się, że trwamy w stanie snu na jawie, bo utożsamiamy się nie z tym, czym naprawdę jesteśmy, czyli z czystą świadomością, lecz z tym, czym nie jesteśmy, czyli z naszymi wyobrażeniami i poruszeniami umysłu. Ta błędna identyfikacja „Ja”, czyli „widzącego”, z przedmiotem widzenia to fundamentalna przyczyna cierpienia i największa trudność ludzkiej świadomości. „Ja” jest czystym, absolutnym podmiotem i jest doświadczane jako „jestem”. Jednak w codziennym ludzkim doświadczeniu zostaje uprzedmiotowione, zamienia się w „mnie”, staje się osobowością, przepojoną egotyzmem kompilacją myśli, uczuć i doznań, które uzurpują sobie status podmiotu. Nawyk utożsamiania się z naszymi myślami, emocjami i doznaniami, czyli egotyzm, jest w zasadzie powszechną ludzką chorobą. Tylko przez zaprzestanie takiej identyfikacji, poprzez odcięcie się i oczyszczenie, uświadamiamy sobie naszą prawdziwą tożsamość, „Ja”. „Ja” i Bóg mają wspólny element: świadomość. Według Patańdźalego i nauk siddhów przez urzeczywistnienie naszej prawdziwej Jaźni możemy urzeczywistnić Boga w sobie i wstąpić do jego Królestwa.

Moje osobiste doświadczenie wstąpienia do Królestwa Niebieskiego

W 1971 r. przeszedłem inicjację w zaawansowane techniki jogiczne. Wiodłem potem w Indiach życie ascety i przez kolejny rok praktykowałem to, czego się nauczyłem. Żyjąc w samotności, odwiedzany jedynie przez służącego, który przynosił mi posiłki i sprzątał, bez żadnych rozproszeń (również bez kanalizacji i w zasadzie bez elektryczności), pielęgnowałem w sobie pragnienie poznania Boga. Moje wołania uzyskały odpowiedź w postaci serii potężnych doświadczeń napełniających mnie pokojem i radością. Nie da się ich opisać, bo nie wiązały się z nimi żadne wizje, pamiętam jednak, jak namacalna była wtedy obecność Boga. Nawet podczas codziennych czynności: kąpieli przy studni, w prostym wegetariańskim posiłku ugotowanym na palenisku z krowiego łajna, jeździe rozklekotanym autobusem na zakupy do miasteczka, ukłonach przed okolicznymi świątyniami, w jasnych oczach miejscowych dzieci przychodzących do aśramu na lekcje jogi, nawet w cukierku, jaki dostawały na zakończenie zajęć. Czułem czasami, że wstąpiłem do pozaczasowej rzeczywistości, tak wielki był mój spokój. Choć nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, to wszystko przepojone było niewyczerpaną Bożą radością. Bóg był wszechobecny w tym prostym życiu przepełnionym szczęśliwością.

„Potem przywołał znowu tłum do siebie i rzekł do niego: »Słuchajcie Mnie, wszyscy, i zrozumcie! Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym«” (Mk 7,14–15, podobnie Mt 15,10–11 i Ewangelia Tomasza 14.5).

Jezus mówił o prawdziwej czystości – wewnętrznej, przeciwstawionej zewnętrznym formom i zasadom przestrzeganym przez faryzeuszy – jako o warunku wejścia do Królestwa Niebieskiego. Wewnętrzna czystość serca zaczyna się od rozróżnienia kalających nas myśli: osądów, chciwości, pożądliwości, gniewu, nienawiści, pragnienia. Wszystkie one powodują cierpienie, nie tylko u innych, lecz także u osoby, która je w sobie hoduje. Słowa i czyny są poprzedzone myślami, więc musimy rozwijać czujność wobec negatywnych mentalnych skłonności i odciąć się od nich, jak tylko zaczną się w nas ujawniać. W Jogasutrach Patańdźali wylicza dziewięć przeszkód stojących na drodze do wewnętrznej świadomości: „choroba, ociężałość umysłowa, wątpliwość, niedbałość, lenistwo, folgowanie zmysłom czy uzależnienie, mylne spostrzeganie, niecierpliwość, upór i niezdolność do utrzymania spokoju wobec szczęścia i nieszczęścia”. Mówi wprost o takich negatywnych myślach i skłonnościach: „Gdy atakują słabości – wytwarzanie przeciwieństwa” (II.33). Główną jednak jego metodą było kultywowanie odrywania się od nich, zaprzestanie identyfikowania się z poruszeniami umysłu. Drogę oczyszczenia proponowaną przez jogę klasyczną można sprowadzić do dwóch aktów duchowej dyscyp­liny: „Joga jest pamiętaniem, czym jest »Ja«, i uwalnianiem się od tego, czym »Ja« nie jest. Niczym skrzydła ptaka wznoszą nas one do Nieba”.

O zatroskaniu i byciu obecnym

„Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele polne, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym bardziej was, ludzie małej wiary? Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jedli? co będziemy pili? czym będziemy się przyodziewali?” (Mt 6,25–31, podobnie Łk 12,22–31 i Ewangelia Tomasza 35).

Jest to jedna z najważniejszych rzeczy, jakie powiedział Jezus. Łączy się z innymi jego słowami: „Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie” (Łk 6,21), „modlitwa o chleb powszedni” (Mt 6,11) i „Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje” (Łk 11,10). Posługując się metaforami zaczerpniętymi z życia codziennego, Jezus stawia wyzwanie powszechnie panującym poglądom na życie. Jego słowa są przejaskrawione: ludzie nie żywią się tym, czym ptaki, i nie ubierają się w trawę, jak łąki.

Wzywając uczniów, by żyli w teraźniejszości, Jezus powtarzał im, że Królestwo Boże jest tu i teraz. Uwalniając się od trosk i ciesząc chwilą, można w sobie rozwinąć mistyczną wizję wieczności zamkniętej w teraźniejszej chwili, najwyższej dobroci. Pobrzmiewają w tym słynne słowa Patańdźalego: „Joga jest porzuceniem identyfikowania się z fluktuacjami świadomości. Widzący trwa w swojej prawdziwej formie. W zwykłym umyśle troski zaciemniają pole widzenia i nie dostrzegamy już nieskończenie obecnego Bytu. Wszystkie tradycje duchowe, w tym joga i nauczanie Jezusa, podkreślały wagę zdolności wyciszania umysłu. Czyniąc tak, oczyszczamy się z fałszywych identyfikacji dokonywanych przez ego”.

O dążeniu duszy

Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą” (Mt 7,7–11).

Jezus nie ma tutaj na myśli zwykłych modlitw, w których najczęściej prosimy o coś, co nasze ego uważa za niezbędne do osiągnięcia szczęścia. Chodzi mu raczej o to, co w jodze określa się mianem „dążenia”. Śri Aurobindo definiuje owo dążenie jako „duchowy entuzjazm, żarliwość duszy w jej poszukiwaniach” (The Practice of Integral Yoga, s. 42). Dążenie, o którym mowa, jest dopominaniem się przez duszę Boga. Pragnienie jest ukierunkowaniem ego na osiągnięcie czegoś, co w jego mniemaniu uczyni go szczęśliwym. Dążenie duszy jest przeciwieństwem pragnienia. Jesteśmy świadomi ograniczeń egzystencji przywiązanej do ego i chcemy wydostać się z jej więzów. Kierujemy swoje wysiłki na zewnątrz ego. Najpierw manifestuje się to jako głód duchowej wiedzy, a z czasem jako spokojne, zrównoważone poszukiwanie istoty boskości. Jest to duchowy entuzjazm naszej duszy nakierowany na doskonałość, bezwarunkową miłość, prawdę i piękno. Odpowiedzią na wołanie duszy jest łaska. Jest to zgodne z powszechnym oczekiwaniem, że modlitwy są wysłuchiwane przez jakąś życzliwą siłę, niezależnie od tego, czy na to zasługujemy, czy nie. Inaczej niż prawo karmana łaska nie zależy od tego, czy zasługujemy na karę, czy nagrodę. Dzięki niej w formie duchowych przeżyć, rozpoznań i wglądów w Prawdę i Obecność otrzymujemy to, co jest podnoszące na duchu i budujące.

Dążenie duszy w praktyce jogi może przybrać postać surowych wyrzeczeń, określanych jako tapas, które mają doprowadzić do poddania włas­nego ego, wraz z jego pragnieniami i lękami, Bogu. Gdy są praktykowane w świętym miejscu przez odpowiednio długi czas, wewnętrzna duchowa energia ułatwia pojawienie się doświadczeń natury duchowej. Tapas to dosłownie „żar” i może oznaczać dobrowolnie powzięte wyzwanie, by przekroczyć swoją naturę, albo pokutę za złe czyny popełnione w przeszłości. W jodze używany jest jednak przede wszystkim w odniesieniu do podtrzymywania ognia dążenia, by wyzbyć się perspektywy ego i urzeczywistnić Boga.

Jogini uznaliby, że to, co Jezus praktykował przez czterdzieści dni na pustyni, to właśnie tapas. Jego wielkie dążenie, by porzucić wszelkie pragnienia i pokusy, by pragnąć tylko Ojca, jest podobne do sposobu, w jaki mistrzowie jogi oczyszczali swoje dusze i osiągali komunię z Bogiem.

Od końca 1972 do początku 1973 roku przez czterdzieści osiem dni praktykowałem tapas w świątyni Brahmanoor Kali w indyjskim stanie Tamilnadu. Co noc z wybiciem północy odprawiałem krótką ceremonię, a potem przez wiele godzin trwałem w stanie głębokiej medytacji. Ta bardzo skromna świątynia stała na jałowej pustynnej ziemi. Choć brakowało jej dekoracji, była w niej potężna duchowa energia. Wieczorami kobry wychodziły ze swoich nor i krążyły wokół niej. W napawającej lękiem ciemności, w tym miejscu emanującym przejmującą duchową energią, pogrążałem się w wyjątkowo głębokich medytacjach. Często wstępowałem w pozbawiony oddechu stan samadhi, posługując się zaawansowanymi technikami, w które inicjowano mnie w 1971 r. Efekty tych nocnych sesji widoczne były także za dnia. Pozostawałem w stanie transcendentnym jako niezmienny Świadek – wszystko było we mnie, a ja byłem we wszystkim. Doświadczałem Łaski w czystej postaci. Bóg był wszędzie.

Wskazywanie ścieżki

„Mówił im dalej: »Czy po to wnosi się światło, by je postawić pod korcem lub pod łóżkiem? Czy nie po to, aby je postawić na świeczniku? Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw«” (Mk 4,21–22, podobnie Łk 8,16, Mt 5,15, Łk 11,33 i Ewangelia Tomasza 33.2–3). Najprościej ujmuje to Ewangelia Tomasza (5.2): „Nie ma bowiem nic ukrytego, co nie zostaje odkryte”. We wszystkich przywołanych kontekstach światło jest metaforą dla wyższego stanu świadomości i wglądu specjalnego rodzaju. W interpretacji przypowieści słowa te mogą znaczyć tylko jedno: że tajemnice przypowieści zostaną odsłonięte. A skoro tak, możemy zapytać, dlaczego w ogóle zostały ukryte.

Stwierdzenia, że ukryte ma zostać odsłonięte, i wytłumaczenie, dlaczego wszystko podane jest w przypowieściach, wydają się sprzeczne. Pomieszanie bierze się zapewne z prób pogodzenia dwóch przeciwstawnych tematów w nauczaniu, dokonywanych przez najwcześniejszych interpretatorów:

1. Jezus posługiwał się trudnymi do zrozumienia przypowieściami.

2. Jezus twierdził, że jego nauki mają być zrozumiałe, odkrywać prawdę, odsłaniać. Naśladując św. Marka, św. Łukasz stara się wykorzystać cytowane przypowieści do wyjaśnienia tego paradoksu.

Przywodzi to na myśl sekretny ­język zwany sandhjabhasza (dosł. „język półcieni”), w którym siddhowie tworzyli swoją poezję. W języku tym celowo ukrywa się pewne prawdy nieprzeznaczone dla osób, które nie przeszły inicjacji; teksty te mają kilka warstw znaczeniowych – zarówno na poziomie codziennej egzystencji, jak i na poziomie metafizycznym. Są sugestywne i nasycone paradoksami. Język jest mistyczny w swej istocie, a to, co najwyższe, podane jest jako najniższe. Siddhowie dowolnie operowali grami słownymi, paradoksami, powtórzeniami i metaforami, by odmalować przed słuchaczem bogactwo rzeczywistości ukryte pod terminami i symbolami oznaczającymi rzeczy namacalne. Prawdziwe znaczenie dostępne jest wyłącznie inicjowanym. Niewykluczone, że sama poezja siddhów miała funkcję inicjacyjną. Jest to język przeznaczony do nauczania nauk mistycznych i ezoterycznych.

Dzielenie się światłem jest podobne do pojęcia arrupadai (wskazywanie ścieżki innym) występującego w tekstach siddhów. Wyrażają to słynne słowa Tirumulara: „Oby ten świat cieszył się błogością, jakiej mi dane było zaznać”. Siddhowie dbali nie tylko o swój doskonały stan fizyczny, ale troszczyli się też o społeczność i chcieli dzielić się swoją mądrością oraz środkami do usunięcia źródeł cierpienia.

Przekaz, by nie ukrywać naszego światła, nie jest tak oczywisty, jak by się mogło wydawać. Kiedy bowiem je pokazać? Jak? Do kogo? Kto jest gotów je ujrzeć? W 1976 r. podczas pielgrzymki, jaką odbywałem z moim nauczycielem siddhą, napotkałem godny zapamiętania przykład tego problemu. Pewnej nocy zatrzymaliśmy się na nocleg nieopodal Pikes Peak. Mój mistrz powiedział, że udaje się do lasu, by w samotności praktykować sadhanę (medytację), i prosił, by nikt za nim nie szedł. To bardzo pobudziło moją ciekawość i po długiej wewnętrznej walce postanowiłem za nim pójść, poruszając się najciszej, jak potrafiłem. W głębi lasu ujrzałem mojego mistrza siedzącego pod drzewem i pogrążonego w medytacji. Ukryłem się za innym drzewem, w odległości jakichś dwudziestu metrów. Miał otwarte oczy, wywrócone do góry, tak że widać było tylko białka, co znaczyło, że jest w wyjątkowo głębokim stanie. Wtedy, ku mojemu zdumieniu, z jego ciała zaczął roztaczać się blask. Blask stał się tak oślepiający, że nie rozróżniałem już ludzkiej postaci mojego mistrza. W jej miejscu była tylko kula światłości. Przetarłem oczy i uszczypnąłem się, żeby upewnić się, że to nie sen. Kula światła widoczna była przez ponad pół godziny, a mnie przepełniała radość, że mogę je obserwować. Potem stopniowo gasło i w końcu znowu ujrzałem dawną postać nauczyciela. Miał zamknięte oczy. Po jakimś czasie je otworzył, wstał i ruszył w kierunku naszego obozowiska. Nagle kątem oka zauważył mnie kucającego pod drzewem. Zbeształ mnie łagodnie: „Mówiłem, żeby nikt za mną nie szedł”.

Jakiś czas potem spytałem go, co robił, zatrzymując się w różnych miejscach i wstępując w takie stany. Odparł, że „sadził ziarno”, że duchowa energia, którą zostawiał w każdym z tych miejsc, w końcu pobudzi mieszkańców Ameryki do duchowego rozwoju. Dodał, że Indianie zostawili wiele takich duchowych nasion w wybranych miejscach i że te również kiedyś przyniosą owoc.

Bezwarunkowa Boża miłość

Przypowieść o synu marnotrawnym (Łk 15, 11–32) to najdłuższa przypowieść opowiedziana przez Jezusa. Jej przesłaniem jest bezwarunkowa miłość Boga do wszystkich dusz, a także obecność Królestwa Bożego.

„Powiedział też: »Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: ‘Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada’. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: ‘Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem’. Lecz ojciec rzekł do swoich sług: ‘Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się’. I zaczęli się bawić. Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. Ten mu rzekł: ‘Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego’. Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: ‘Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę’. Lecz on mu odpowiedział: ‘Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się’«”.

W przypowieści tej Jezus zwraca się przede wszystkim do zacnych, których reprezentuje starszy syn. Mówi, że nie powinni czuć resentymentu wobec tych, którzy wrócili i wyrazili szczery żal, ale przyjąć ich z otwartym sercem, miłością, radością i przebaczeniem jak ojciec z przypowieści. W przypowieści, tak jak w wierszu czy we śnie, opowiadający jest postaciami i obrazami. Interpretacje chrześcijańskie utożsamiają Jezusa z ojcem w cytowanej przypowieści, który obdarzał starszego syna łagodną miłością, a młodszemu okazał bezwarunkową akceptację. Jest jednak również starszym synem, który jasno i w ostrych słowach wyraził swoje słuszne żale i którego przypowieść traktuje z tolerancją i szacunkiem. Widzimy, że Jezus narrator jest młodszym synem przynajmniej w tym samym stopniu, w jakim jest ojcem. Gdy syn wraca do ojca, cały jego wstyd i smutek znikają wobec radości ojca. W pewnym sensie syn staje się ojcem. Nie ma różnicy między miłością i radością uzyskania przebaczenia a miłością i radością przebaczania. Syn i ojciec są jednym.

Taki sam przekaz o bezwarunkowej miłości Boga do nas jest też sednem nauczania siddhów. Według śajwasiddhanty, filozofii siddhów, Bóg kocha nas na wszystkich etapach naszego życia, w całym naszym cierpieniu, wzlotach i upadkach, we wszystkich swoich boskich funkcjach. Dlaczego? Bóg, nasz pati, czyli „Pan”, paśu, czyli każda z dusz, i paśa, czyli więzy egoizmu, karmana i mai (złudy), to trzy wieczne rzeczywistości. Jak nauczał Tirumular, największy z siddhów żyjący w czasach Jezusa, Pan ma pięć funkcji: stwarzanie, podtrzymywanie świata w istnieniu, niszczenie, zakrywanie i udzielanie łaski. Władze te odróżniają go od dusz, które urzeczywistniły Boga. Dzięki nim dusze zdobywają doświadczenie niezbędne, by odnaleźć drogę powrotną do Boga. Jaki cel ma Pan w podtrzymywaniu swoich pięciu aktywności? Niektórzy odpowiedzieliby, że dla igraszki. Igraszka nie oznacza zabawy, lecz lekkość i swobodę działania; czyniąc to wszystko, sam Bóg nie doznaje żadnej zmiany. Celem jego działania nie jest zabawa, podejmuje je ze względu na swoją miłość dla duszy. To jego łaska uruchamia jego aktywność. Jej celem jest pomoc duszom, by wyzbyły się przeszkód, które nie pozwalają im wejść do Królestwa Niebieskiego. Bóg dopełnia aktu stworzenia, aby dusze dzięki otrzymanemu ciału itd. mogły wypełnić swojego karmana; podtrzymuje świat w istnieniu, żeby dusze mogły doświadczyć owoców swoich czynów, a w końcu niszczy go, żeby mogły odpocząć; zakrywanie ma na celu zakrycie natury duszy, którą jest świadomość, i spowodowanie obojętności co do owoców czynów, dobra i zła, poprzez najpierw angażowanie ich w działanie; łaska jest obietnicą wyzwolenia. Wszystkie te rodzaje aktywności wskazują na jego łaskę (The Yoga of Siddha Tirumular, s. 62–63).

Przypowieści o synu marnotrawnym odnajdujemy wszystkie te elementy: syn gubi się w ułudzie świata. Musi przypomnieć sobie, czyim jest synem, żeby uwolnić się od tej ułudy. Syn przeżywa całkowite wyzwolenie od cierpienia dzięki bezwarunkowej miłości swojego ojca.

Przebaczenie grzechów i karmiczne skutki naszych czynów

Przebaczenie grzechów ściśle wiąże się z naukami Jezusa o bezwarunkowej miłości. Ilustruje to Przypowieść o rządcy:

„Powiedział też do uczniów: »Pewien bogaty człowiek miał rządcę, którego oskarżono przed nim, że trwoni jego majątek. Przywołał go do siebie i rzekł mu: ‘Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twego zarządu, bo już nie będziesz mógł być rządcą’. Na to rządca rzekł sam do siebie: ‘Co ja pocznę, skoro mój pan pozbawia mię zarządu? Kopać nie mogę, żebrać się wstydzę. Wiem, co uczynię, żeby mię ludzie przyjęli do swoich domów, gdy będę usunięty z zarządzania’. Przywołał więc do siebie każdego z dłużników swego pana i zapytał pierwszego: ‘Ile jesteś winien mojemu panu?’. Ten odpowiedział: ‘Sto beczek oliwy’. On mu rzekł: ‘Weź swoje zobowiązanie, siadaj prędko i napisz: pięćdziesiąt’. Następnie pytał drugiego: ‘A ty ile jesteś winien?’. Ten odrzekł: ‘Sto korcy pszenicy’. Mówi mu: ‘Weź swoje zobowiązanie i napisz: osiemdziesiąt’. Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości«” (Łk 16,1–8).

Przypowieść ta sprawiała kłopoty wczesnym chrześcijańskim egzegetom. Wiele słów, których użył ­św. Łukasz, wygląda na próbę złagodzenia jej wymowy i umoralizowania jej (16,8–13). Pan wybaczył nieuczciwemu rządcy, bo sam częściowo darował innym długi. Podobnie Bóg wybacza nam, gdy my wybaczamy innym. Dobitnie wyraża to Modlitwa Pańska: „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Także o tym mówiła Przypowieść o synu marnotrawnym.

Starotestamentowi prorocy oraz ich adherenci, faryzeusze, akcentowali legalistyczny charakter naszej relacji z Bogiem. Bóg daje prawa. Jeśli się je złamie, czekają nas sąd i kara. Jezus głosił nową prawdę: Bóg cię kocha i wszystkie twoje grzechy przeciw prawu zostaną wybaczone, jeśli przyznamy się do nich i obiecamy poprawę. Zamiast się go bać, nauczmy się go kochać. Jest tuż obok.

W tej przypowieści wszyscy zostali rozliczeni i musieli zapłacić większą część swojego długu. Pobrzmiewa w tym metafizyczna doktryna karmana, zgodnie z którą wszystkie czyny mają konsekwencje. Jest jednak wyższe prawo metafizyczne, prawo łaski, które pozwala na złagodzenie skutków karmana, jeśli zwrócimy się do samego Boga. Zły karman, który powoduje cierpienie, może zostać odparty dobrym karmanem, który wybacza innym ich złe czyny wobec nas i przynosi im radość. Inaczej niż karman łaska jest nam dawana tylko wtedy, gdy poszukujemy Boga. Jest to zgodne z nauczaniem Jezusa o tym, że Królestwo Boże jest obok nas i że jeśli będziemy poszukiwać Boga, znajdziemy go, a on będzie nam błogosławił. Przypowieść uczy nas, że wszyscy popełniamy błędy, ale gdy rozpoznamy ich konsekwencje i zrozumiemy, że Bóg kocha nas mimo naszych słabości, przestaniemy się go lękać i nauczymy się go kochać bezwarunkowo, tak jak On miłuje nas.

Słynne słowa Tirumulara wyjaś­niają, że Bóg (Śiwa) jest miłością i że jeśli prawdziwie uświadomimy sobie, czym jest miłość, urzeczywistnimy Boga (Śiwę).

Niewiedzący bredzą, że Miłość i Śiwa to dwie
Ale nikt nie wie, że Miłość jest Śiwą
Gdy ludzie dowiedzą się, że Miłość i Śiwa to jedno
Miłość jako Śiwa, na zawsze pozostaną

(Tirumandiram, wers 270)

Na pytania, jakie zrodziły się we mnie, gdy byłem młodym chrześ­cijaninem, znalazłem odpowiedź w doświadczeniach, jakie stały się moim udziałem podczas praktyki jogi, i w podobieństwach, które odnalazłem między nauczaniem Jezusa a naukami siddhów. Rozważając słowa Jezusa, choćby na chwilę odczujemy obecność Boskości, a biorąc je sobie do serca, zdobędziemy światło na naszej drodze życiowej. Włączając je do naszej dyscypliny duchowej, stajemy się uczniami Jezusa.

Daniel Mróz – rysunek z archwium, nr 1594/1975 r.
Daniel Mróz – rysunek z archwium, nr 1594/1975 r.

Obszerny wywiad z Marshallem Govindanem – Satchidanandą znajdą Państwo w numerze 2/2019 oraz na www.przekroj.pl.

 

Czytaj również:

Ścieżka jogina
i
Salvador Dali, „Halucynogenny torreador”, dzięki uprzejmości Fundacji Galla-Salvador Dali
Promienne zdrowie

Ścieżka jogina

Tomek Niewiadomski

W jaki sposób świat może stać się lepszym miejscem? O prostym życiu, wzniosłym myśleniu, artyście czarodzieju Salvadorze Dalim oraz bożonarodzeniowej wizycie w stadninie koni arabskich w komunistycznej Polsce Tomkowi Niewiadomskiemu opowiada Marshall Govindan.

Tomek Niewiadomski: Czy możesz się przedstawić? Kim jesteś? Jakie jest Twoje doświadczenie siebie?

Czytaj dalej