Kulturowe okulary
i
rysunek: Marek Raczkowski
Edukacja

Kulturowe okulary

Jowita Kiwnik Pargana
Czyta się 9 minut

To, czy zostaniemy uznani za sprawców przestępstwa, czy za ofiary okoliczności, w dużej mierze zależy od kultury, w której wychowali się nasi sędziowie.

Był rok 1994, kiedy psycholodzy Michael Morris z nowojorskiego Uniwersytetu Columbia i Kaiping Peng z Uniwersytetu Tsinghua w Pekinie przeprowadzili pewien eksperyment. Chcieli porównać, jak zachowania innych ludzi wyjaśniają Chińczycy, a jak Amerykanie. Uczestnikom badania pokazano animację przedstawiającą płynące w jeziorze ryby. Wszystkie były tej samej, sześciocentymetrowej długości, poruszały się identycznie, różniły się tylko kolorami. Ale jedna z nich płynęła na czele. Badani mieli wyjaśnić, dlaczego tak się działo. Amerykanie uznawali najszybszą rybę za liderkę i przypisywali jej zdolności przywódcze. Chińczycy tłumaczyli, że płynie pierwsza, bo polują na nią inne ryby i zwyczajnie nie chce zostać zjedzona.

„Tam, gdzie Amerykanie widzą jednostkę prowadzącą grupę, Chińczycy widzą grupę goniącą jednostkę” – napisali autorzy eksperymentu na łamach „Journal of Personality and Social Psychology”. Różnice w ocenie uwidaczniały się, kiedy badani obserwowali sytuacje społeczne (w tym wypadku dynamikę w ławicy ryb), a zanikały, gdy pytania dotyczyły zdarzeń o charakterze czysto fizycznym. Kiedy tym samym badanym pokazano filmik, który przedstawiał poruszające się po boisku piłki, wyjaśnienia Amerykanów i Chińczyków nie różniły się.

Eksperyment pokazał, że nasze postrzeganie rzeczywistości, a zwłaszcza świata społecznego, zależy od naszego wychowania. Zdaniem psychologów także tendencja do błędów poznawczych jest zróżnicowana kulturowo – choćby podstawowy błąd atrybucji, czyli skłonność do szukania powodów danego zachowania raczej po stronie obserwowanej osoby niż okoliczności. Ten błąd – dowodzą badacze – zdecydowanie częściej występuje w społeczeństwach zachodnich niż np. w Azji Wschodniej.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Jak zauważa niemiecki psycholog Friedrich Försterling w książce Atrybucje, wychowani w kulturze indywidualistycznej chętniej tłumaczą zachowania innej osoby jej cechami („Ukradł, bo jest złym człowiekiem”). Z kolei ludzie wywodzący się z kultury kolektywistycznej dostrzegają aspekt sytuacyjny („Ukradł, bo nie było go stać na jedzenie”).

„Mimo postępującej globalizacji podział na kultury indywidualistyczne i kolektywistyczne nadal najtrafniej oraz w najbardziej konkretny sposób wyjaś­nia różnice międzykulturowe” – uważa dr hab. Natasza Kosakowska-Berezecka, prof. Uniwersytetu Gdańskiego, psycholożka międzykulturowa. Za kraje, w których dominuje indywidualizm, uznaje się przede wszystkim Stany Zjednoczone, Kanadę i państwa Europy Zachodniej. Tereny kolektywistyczne to głównie Azja Wschodnia, przede wszystkim Chiny oraz Indie, a także – jak dodaje psycholog społeczny prof. Bogdan Wojciszke – niektóre kraje afrykańskie. „Co ciekawe, najnowsze badania pokazują, że Japończykom bliżej jest kulturowo do Amerykanów niż do innych Azjatów” – dodaje Kosakowska-Berezecka.

Różnice kulturowe w atrybucjach silniejsze są w przypadku dorosłych niż dzieci, co dowodzi, jak duży wpływ ma na nas kultura, w której wzrastamy. W latach 80. potwierdziły tę tezę badania psycholożki Joan G. Miller, która udowodniła, że skłonność Amerykanów do atrybucji dyspozycyjnych, czyli tłumaczenia zachowania cechami danej osoby, rośnie z wiekiem. Tę samą tendencję, tyle że dotyczącą tłumaczenia zachowań uwarunkowaniami sytuacyjnymi, Miller zaobserwowała u mieszkańców Indii.

Polacy przez dekady byli kulturowo pośrodku. Ustrój polityczny Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej narzucał ujęcie kolektywistyczne, ale w najnowszych rankingach coraz bardziej zbliżamy się ku indywidualizmowi.

Sprawca czy sytuacja?

W ramach swoich badań Morris i Peng przeanalizowali też doniesienia prasowe. W 1991 r. dwie gazety – amerykański „The New York Times” oraz chiński „World Journal” – pisały o osobach, które dokonały brutalnych zabójstw.

Chińczyk Gang Lu, absolwent fizyki na Uniwersytecie Iowa, był wściekły, ponieważ jego praca doktorska nie otrzymała prestiżowej nagrody. Ta zaś nie tylko stanowiłaby zastrzyk gotówki w wysokości 2,5 tys. dolarów, lecz także – zdaniem pokrzywdzonego – ułatwiłaby mu znalezienie pracy i umożliwiła pozostanie w USA. Nagrodę otrzymał jego rywal, również doktorant z Chin. Lu odwołał się od decyzji do władz uniwersyteckich. Nic to jednak nie dało, więc kilka dni później przyszedł na uczelnię z bronią i zastrzelił swojego promotora, pracownika uczelni, który negatywnie zaopiniował jego odwołanie, nagrodzonego rywala, dwoje innych studentów, a następnie siebie.

Powyższą historię zestawiono z przypadkiem Amerykanina Thomasa McIl­vane’a, który został zwolniony z pracy na poczcie. Zaskarżył tę decyzję do związku zawodowego, do którego należał, i poprosił organizację o mediacje w sprawie przywrócenia go do pracy. Bezskutecznie – były pracodawca nie chciał przyjąć go z powrotem. Nie udało mu się też znaleźć nowego zatrudnienia. 14 listopada wszedł do urzędu pocztowego, w którym kiedyś pracował, i zastrzelił byłego przełożonego, kilku innych pracowników oraz przypadkowego przechodnia, po czym popełnił samobójstwo.

Badacze porównali, w jaki sposób chińscy i amerykańscy dziennikarze opisywali obie historie i jak tłumaczyli motywacje zabójców. Okazało się, że Amerykanie doszukiwali się ich przede wszystkim w charakterze sprawców. Według nich Lu miał „paskudny charakter”, „był poważnie zaburzony”, „mroczny” i „miał tendencje destrukcyjne”, a McIlvane był „porywczy”, „niestabilny psychicznie”, „przemocowy”. Tymczasem chińskie media zwracały uwagę na czynniki sytua­cyjne. W artykułach podkreślano, że Lu „nie dogadywał się z promotorem”, „było mu smutno, bo przebywał daleko od domu”, „znajdowal się pod presją społeczną”, McIlvane zaś „był w ciężkiej sytuacji, bo został niedawno zwolniony” i „traktował byłego przełożonego jako wroga”. Co interesujące, obie historie zostały przedstawione później grupom chińskich i amerykańskich studentów, a ich wyjaśnienia okazały się mocno zbliżone do tego, jak sprawę przedstawiali dziennikarze z ich krajów: pierwsi dopatrywali się przyczyn zbrodni w sytuacji sprawców, drudzy zaś kładli nacisk na ich charaktery.

„Sposób postrzegania przez nas rzeczywistości jest następstwem pewnego rodzaju schematów poznawczych, a te kształtują się adekwatnie do tego, w jakim otoczeniu wzrastamy, na co zwraca się naszą uwagę i jakie się nam daje możliwości interpretacji” – tłumaczy to zjawisko dr hab. Romana Kadzikowska-Wrzosek, prof. Uniwersytetu SWPS, specjalizująca się w psychologii osobowości.

Profesor Bogdan Wojciszke w książce Człowiek wśród ludzi tłumaczy, że kultury indywidualistyczne kładą nacisk na konkretną osobę, jej osiągnięcia i wartości bezpośrednio służące jej interesom. Tutaj „ja” ma charakter niezależny, co oznacza, że ludzie postrzegają siebie jako autonomiczne jednostki. W kulturach kolektywistycznych jest zupełnie inaczej: ważne są przede wszystkim przynależność grupowa, harmonia społeczna i wartości bezpośrednio służące interesom wspólnoty. Tu „ja” ma charakter współzależny, czyli ludzie postrzegają siebie jako część większej całości, w kategoriach relacji łączących ich z innymi oraz miejsc zajmowanych w grupie.

Jak mówi dr hab. Kosakowska-Berezecka, jednostka w kulturze kolektywistycznej postrzega siebie w pewnych rolach: syna, córki, żony, matki, a jej „ja” jest naznaczone przez więzi z innymi. Tu ludzie są wychowywani w kulcie poświęcania się i budowania relacji – choćby kosztem swoich pragnień czy ambicji. W kulturze indywidualistycznej natomiast jednostka skupia się na realizacji swoich potrzeb i postrzega siebie raczej w kontekście tego, co powinna osiągnąć.

„Tutaj »ja« jest bardziej niezależne, istotne są samostanowienie, sprawczość. Inni mogą mi pomagać albo mnie wspierać, ale nie muszą. W kulturach kolektywistycznych liczy się wspólnotowość, »ja« jest współzależne w myśl zasady: ja wspieram innych, inni wspierają mnie” – tłumaczy psycholożka.

Różny punkt widzenia

Jeśli kultura jest mapą, dzięki której poruszamy się po rzeczywistości, nic dziwnego, że może ona też wpływać na sposób, w jaki interpretujemy przyczyny zdarzeń. „Co myślisz, kiedy ktoś spóźnia się na spotkanie z tobą?” – pytam parę znajomych z USA i Chin. „Myślę, że jest leniwy i niezorganizowany. Albo że robi to specjalnie” – mówi Emily, Amerykanka. „Uważam, że pewnie coś mu wypad­ło, może był korek na drodze albo musiał dokończyć coś w pracy” – odpowiada Chińczyk Xi.

Zdaniem psychologów w kulturze, która zakłada, że człowiek sam jest sobie sterem, żeglarzem i okrętem, łatwiej uznać, iż to, co robią inni ludzie, wynika z ich czystych preferencji, cech i dyspozycji. Kultury oparte na kolektywnym podejściu te same zdarzenia tłumaczą inaczej, np. splotem różnych okoliczności.

Dr hab. Kosakowska-Berezecka zauważa, że różnice międzykulturowe uwidaczniają się szczególnie w podejściu do kłótni. W kulturze indywidualistycznej chętniej uznamy, że osoba, która się z nami pokłóciła, miała zwyczajnie złe intencje. W kolektywistycznej zaś łatwiej dostrzeżemy kontekst sytuacyjny: była kłótliwa, bo miała ciężki dzień w pracy. W rezultacie kolektywiści częściej unikają otwartej konfrontacji i rzadziej podejmują drażliwe tematy mogące zaburzyć harmonię i spokój relacji.

Psycholodzy mówią, że człowiek żyjący w świecie, w którym ważne są sygnały „my”, „nasze”, „wspólne” czy „współzależne”, siłą rzeczy poszukuje częściej komunikatów wspólnotowych. Tak samo indywidualiści wyczuleni są na informacje dotyczące sprawczości. Bo skoro są dostrzegani, doceniani i nagradzani za osiąganie swoich celów, nic dziwnego, że będą się nadal w ten sposób zachowywać.

„Moja matka chciała, żebyśmy z moim rodzeństwem odnieśli sukces; motywowała nas, żebyśmy byli »najlepszymi wersjami siebie«. Zawsze powtarzała, że powinniśmy być w stanie sami się utrzymać i nie polegać na nikim” – mówi Emily z USA.

„Kultura wschodnioazjatycka jest nastawiona bardziej na pracę zespołową, na grupę; myśli się raczej o wspólnocie niż o sobie samym. W domu uczono mnie, żeby się dzielić. W Chinach nawet jedzenie mamy do podziału, na Zachodzie każdy dostaje własną porcję na swoim talerzu, u nas dania krążą między wszystkimi” – wyjaśnia Xi z Chin.

Nie tylko wychowanie

Jak jednak podkreśla dr hab. Kadzikowska-Wrzosek, od powyższej zasady tłumaczącej podstawowy błąd atrybucji są również wyjątki, bo – niezależnie od kultury – inaczej oceniamy samych siebie i bliskie lub znane nam osoby, a inaczej innych ludzi. Duże znaczenie mają wartości etyczne. Jeśli nasze zachowanie lub zachowanie znanych nam osób jest powszechnie uznawane za dobre, chętniej tłumaczymy je cechami charakteru. „Na przykład: »Dałam duży datek na akcję charytatywną, bo jestem wielkoduszna i wspaniałomyślna«” – precyzuje psycholożka. Jeśli natomiast zachowanie jest złe, będziemy je raczej wyjaśniać czynnikami zewnętrznymi: „Krzyczałam, bo ktoś mnie sprowokował, sytuacja mnie do tego zmusiła”.

Co ciekawe, w przypadku nieznanych nam ludzi jest odwrotnie: jeśli ktoś obcy zachowuje się wspaniałomyślnie, częś­ciej uznajemy, że na pewno chciał się pokazać, natomiast gdy zachowa się negatywnie, mówimy: „No tak, wiadomo, przecież to był zły człowiek”. Badacze tłumaczą, że taki sposób myślenia daje nam poznawczą kontrolę nad otoczeniem i sprawia, że świat wydaje nam się bardziej przewidywalny.

„Własne postawy łatwiej nam niuansować, ponieważ mamy poczucie, że siebie znamy, zatem wiemy, jak się w danej sytuacji zachowamy, a jeżeli zachowujemy się inaczej, to tylko dlatego, że np. sytua­cja nas zaskoczyła. Z kolei w przypadku osób, których nie znamy lub które znamy słabo, bezpieczniej jest odgórnie założyć, że są »jakieś«, bo pomaga nam to odpowiednio się do nich ustosunkować” – kontynuuje dr hab. Kadzikowska-Wrzosek.

Zgodnie z koncepcją amerykańskiej badaczki Daphny Oyserman kulturę można też rozumieć jako zespół czynników, które aktywizują pewien określony sposób patrzenia na rzeczywistość. „Oyserman udowadnia, że wystarczy zmienić kontekst kulturowy, żeby zmienić człowieka i zmodyfikować nieco jego spojrzenie na wartości. I faktycznie często tak się dzieje, czego dowodem jest np. proces akulturacji: osoby migrujące, przebywające długo w innym niż rodzimy kontekście kulturowym, mogą zmienić swój sposób patrzenia na świat” – podsumowuje dr hab. Kosakowska-Berezecka.

A to oznacza, że z indywidualistów można zrobić kolektywistów i odwrotnie.

Czytaj również:

Nałka na błędach
i
zdjęcie: Julia Koblitz (Unsplash)
Wiedza i niewiedza

Nałka na błędach

January Weiner

Naukowcy błądzili, błądzą i będą błądzić – zmyślają wyniki, przyjmują niesłuszne założenia. Czasem po to, żeby osiągnąć swoje cele, niekoniecznie naukowe. Na ogół jednak robią to w dobrej wierze. Czy błędów jest dziś w nauce więcej, czy mniej? I do czego są potrzebne?

W roku 1980 brytyjski kardiolog John Hampton przeprowadził pewien test kliniczny. Postanowił zbadać wpływ leku o nazwie lorcainid na kondycję pacjentów po przebytym zawale serca. Lorcainid był wtedy popularnym lekiem na arytmię. Środowisko medyczne postulowało, że regulacja pracy serca jest kluczowa dla zwiększenia szans na przeżycie pacjentów pozawałowych. Hampton i jego zespół losowo podzielili 95 takich osób na dwie grupy. Jednej z nich podali placebo, a drugiej lorcainid. Rezultaty okazały się niejasne: co prawda badany lek faktycznie zmniejszał częstotliwość wystąpienia poważnej arytmii, lecz w grupie eksperymentalnej, która go przyjmowała, zmarło dziewięć osób, natomiast w otrzymującej placebo – tylko jedna.

Czytaj dalej