„Kochany Bobik”
i
Hartsdale – cmentarz dla zwierząt w stanie Nowy Jork, zdjęcie: Natalie Maynor/Flickr (CC BY 2.0)
Przemyślenia

„Kochany Bobik”

O cmentarzu dla zwierzaków
Michał Pawluśkiewicz
Czyta się 4 minuty

Ilekroć przejeżdżaliśmy z Ryszardem przez położoną w pobliżu Nowego Jorku miejscowość Hartsdale, zawsze wybieraliśmy trasę biegnącą wzdłuż północnej strony miejscowego cmentarza. W ten sposób unikaliśmy samochodowych korków.

W miarę powtarzających się przejazdów przez to miejsce przyzwyczailiśmy się do „naszego” cmentarza. Stał się on nam bliski zarówno z powodu oddalenia od stron ojczystych, jak i świadomości, że 1 listopada nie będziemy wśród naszych najbliższych, a już nieobecnych. Ponieważ dzień ten mieliśmy spędzić w podróży, postanowiliśmy symbolicznie zadośćuczynić polskiej tradycji, odwiedzając wcześniej amerykańskie miejsce wiecznego spoczynku.

Podjechaliśmy od strony południowej. Rozciągał się stąd widok na całe zbocze usiane kamiennymi tablicami. Wydawały się nam zbyt małe w porównaniu ze skalą, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Zbliżyliśmy się do głównej bramy z napisem HARTSDALE CANINE CEMETERY — 1896. Czy to aby nie jest cmentarz dla…?

Słyszałem, a może czytałem kiedyś o cmentarzu dla psów w Kalifornii i kojarzyłem to socjologiczne zjawisko z przejawami amerykańskiej obyczajowości. Przyspieszyliśmy więc kroku, żeby jak najszybciej znaleźć się przy najbliższym z nagrobków. Przeczucie nas nie myliło.

Kot Koko — moje życie i moja radość — urodzony 4 lutego 1965, odszedł na zawsze w styczniu 1978. Dalmatyńczyk Jack — przeżył 10 lat, ale i po śmierci — zawsze w moim sercu. Obok zbiorowa mogiła — zawiera doczesne szczątki pięciu kolejnych wilczurów. W epitafium właściciele wyrażają w nieutulonym żalu nadzieję, że pewnego dnia wszyscy jeszcze raz spotkają się razem. To życzenie pojawia się też na mogile psów: Rocky’ego, Missy’ego, Księcia, Charliego, Orzeszka i kotów: Tigera, Śnieżynki, Admirała, Muszki oraz wielu innych.

Nagle jesienną, cmentarną ciszę przerwał Rysiek, wołając: „Michał, chodź tu szybko!”. W zadumie przyglądamy się tablicy Kochany Bobik. Wierzcie nam, czuliśmy się, jakbyśmy spotkali rodaka — wprawdzie to biedna psina i już na tamtym świecie, ale zawsze szczekał po polsku. Musiał być bardzo kochany. Żegnała go cała rodzina: Lutek, Romek, Julek, mama, tata.

Spoczywającym tu psom, kotom, ptakom, królikom, rybom i koniom patronuje święty Franciszek. Opiekował się nimi na ziemi, a teraz przewodzi im w ciemności. Zwierzęta mogą sobie zaskarbić dodatkowo jego łaskę za życia, uczestnicząc w Nowym Jorku w corocznej mszy świętej celebrowanej w kościele Wszystkich Wyznań, w dniu imienin zakonnika z Asyżu.

Pomnik ku czci psów, które służyły w I wojnie światowej, Hartsdale, zdjęcie: Natalie Maynor/Flickr (CC BY 2.0)
Pomnik ku czci psów, które służyły w I wojnie światowej, Hartsdale, zdjęcie: Natalie Maynor/Flickr (CC BY 2.0)
Hartsdale – cmentarz dla zwierząt w stanie Nowy Jork, zdjęcie: Natalie Maynor/Flickr (CC BY 2.0)
Hartsdale – cmentarz dla zwierząt w stanie Nowy Jork, zdjęcie: Natalie Maynor/Flickr (CC BY 2.0)

Centralnym punktem cmentarza jest monument dedykowany psom wojskowym poległym na polach bitewnych w czasie pierwszej wojny światowej. Nie można przeoczyć płyty poświęconej pamięci milionów zwierząt, które oddały życie dla celów naukowych. Jest to dar Fundacji Alternatywnych Sposobów Badawczych. Czy jest też aleja zasłużonych? Nie! Skoro wszystkie zwierzęta rodzą się równe, nie mogą być wyróżniane po śmierci. Pekińczyk ma za współtowarzysza syjamskiego kota, a ratlerek — owczarka collie. Zdarza się natomiast, że właściciele zwierząt umieszczają na nagrobkach znaki wskazujące na charakter domu, z którego pochodził czworonożny lub skrzydlaty przyjaciel. Często są to krzyże lub gwiazdy Dawida.

Żeby lepiej zrozumieć to niezwykłe miejsce, udajemy się do zarządu cmentarza. Prezes, Ed Martin, przyjmuje nas bardzo serdecznie, mimo że nie jesteśmy na razie potencjalnymi klientami.

„Pomagamy zachować żywą pamięć o twoim domowym zwierzęciu”. Tym mottem kierują się we wszystkim, co jeszcze można zrobić dla nieżyjącego już stworzenia. Pocieszą i doradzą, w czym i jak wyprawić na tamten świat ukochanego pupila. Szeroka jest oferta poduszek, kołderek i narzut. Zdecydowanych na kremację interesują urny. Można, oczywiście, wybrać tradycyjny pochówek w trumnie (kilkanaście modeli).

Następny krok — to ustalenie kształtu nagrobka, rodzaju kamienia i kroju liter. Na specjalne życzenie można nadać pogrzebowi szczególnie uroczystą oprawę. Wskazane jest, aby brał w nim osobiście udział zleceniodawca, który otrzymuje dowód wieczystej własności. Właściciele pochowanych tu zwierząt zawsze zastaną groby w największym porządku. Oprócz systematycznej konserwacji, trzy razy w roku aranżowany jest wystrój kwiatowy na wszystkich mogiłach. Wiosną cmentarz zakwita trzema tysiącami chryzantem, a latem — dwudziestoma tysiącami begonii. Zima — to czas kompozycji z suchych roślin.

Cmentarz Hartsdale uzyskał światowe uznanie, a nawet doczekał się wielu opracowań monograficznych. Malcome Kiper poświęcił mu książkę Królestwo spokoju w Hartsdale. W królestwie tym spoczywa już ponad 65 tysięcy stworzeń. Diana Ross i Gene Krupa także wybrali ten cmentarz, spośród pięciuset innych, na miejsce pamięci dla swoich ulubieńców — psa i kota.

Ulubieńcy ulubieńcami, ale wszystko ma swoją cenę. Racjonalnie usposobieni Amerykanie przyjęli więc za regułę, że koszt pogrzebu będzie wprost proporcjonalny do wielkości zwierzęcia. Dlatego rozpiętość ceny waha się od 500 do 760 dolarów. Obejmuje ona 5 kategorii: od „bardzo małe” do „bardzo duże”. Jeśli „coś” jest wyjątkowo duże, cenę trzeba negocjować. Podstawowa kwota obejmuje koszt trumny, działki i pracę grabarza. Osobną pozycję stanowi transport zwłok, też zróżnicowany w zależności od wagi i strefy. Dodatkowe wydatki — to nagrobek, napis, porcelanowe zdjęcie, podatek stanowy i pielęgnacja grobu.

Kończymy pogawędkę, ponieważ w drzwiach domku pogrzebowego pojawia się starsze, zatroskane małżeństwo. Cmentarz Hartsdale zapewni ich kotu Hamletowi, przejechanemu przez samochód, wieczny spokój. Jakież to ludzkie i proste.

W drodze powrotnej pomyślałem: a może by tak i u nas? Gdyby znalazł się dobry człowiek z położoną w nastrojowym miejscu działką, to za umożliwienie zachowania żywej pamięci wszystkich Kajtków, Fryg, Czarków i Mruczków zaskarbiłby sobie dużo więcej niż tylko wdzięczność ich właścicieli.


Tekst pochodzi z numeru 2417/1991 r. (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.

Czytaj również:

Straciłem przyjaciela
i
Kazimierz Wiśniak – rysunek z archiwum nr 655/1957 r.
Opowieści

Straciłem przyjaciela

Jan Stoberski

Utrata bliskiego przyjaciela jest zawsze szalenie bolesna. Jeśli ów przyjaciel miał cztery łapy, jak Bonzo, żałoba zmienia nawet sposób postrzegania znajomych dwunożnych.

Bonzo starzał się i węch dopisywał mu coraz gorzej. Pewnego popołudnia ja potrafiłem swymi słabymi oczami dostrzec zająca, pomykającego polami niedaleko nas, a on nie mógł go ani wyczuć, ani dostrzec, chociaż rozglądał się bardzo niby bystro i uważnie po całej okolicy. W pewnej chwili udało mu się wreszcie spostrzec owego zajączka. Puścił się za nim, ale wyglądał jak starzec o trzęsących się niemal nogach, usiłujący dognać krzepkie pacholę.

Czytaj dalej