Jezus, Maria! Grotołazy!
i
zdjęcie: Z. Małek, archiwum, nr 646/1957
Wiedza i niewiedza

Jezus, Maria! Grotołazy!

Przekrój
Czyta się 2 minuty

Spójrzcie na to zdjęcie. Zostało ono zrobione w Jaskini Miętusiej.

zdjęcie: Z. Małek, archiwum, nr 646/1957
zdjęcie: Z. Małek, archiwum, nr 646/1957

Ten z brodą to Wujcio. Broda nie mówi o długości wyprawy. Została zapuszczona wcześniej. Wujcio nie ma jednej ręki, stracił ją w czasie walk powietrznych nad Niemcami podczas ostatniej wojny. Wujcio chodzi po jaskiniach doskonale. Poza tym pisze książki o wyprawie.

Na pierwszym planie siedzę ja. O sobie znacznie mogę mniej powiedzieć. Jestem geologiem. Podniecam się błotnymi formami namuliska, żwirami. Słowem jestem wielkim dziwakiem.

Docenia to w pełni Wujcio i nawet obiecał, że w swojej książce mnie potwornie obsmaruje. Mam podobno badania przeprowadzać akurat wtedy, gdy jeden z naszych najlepszych kolegów się topi… Taki to chyba nie jestem. Wujcio zdaje sobie z tego doskonale sprawę. Ostatnio nawet zawiadomił mnie łaskawie, że wymykam mu się spod pióra i że ma ze mną kłopoty.

zdjęcie: Z. Małek, archiwum, nr 646/1957
zdjęcie: Z. Małek, archiwum, nr 646/1957

Wujcio znajduje się również na tym zdjęciu. To samo zdjęcie było już na okładce. Wujcio w ogóle lubi się powtarzać. Godzinami opowiada te same historyjki o kobietach, jakie poznał poza naszymi granicami. To mu jednak można wybaczyć. Wujcio chwalił się nawet kiedyś, że widział oryginalną Lollobrygidę, ale czy takiemu można wierzyć?

Ten na prawo od Wujcia, czyli pierwszy od lewej na zdjęciu to Jasio. Dobroduszny Jasio. Jest grotołazem i geologiem z prawdziwego zdarzenia. Nie to co ja. W tej chwili jeszcze Jasio ma okulary, ale za chwilę usłyszymy tylko dźwięk rozbijanych szkieł. Po kilku dniach ktoś może odnajdzie w głębi stumetrowej studni szczątki oprawy. Radziliśmy Jasiowi by założył muzeum potłuczonych w jaskini okularów, ale Jasio się nie chciał zgodzić, gdyż nie posiada pasji kolekcjonerskiej.

Z lewej strony Wujcia znajduje się poczciwy Zindap. Jest on prawie etatowym nurkiem w warszawskiej grupie grotołazów. Gdy ma wejść do wody widać jak stopniowo narasta w nim zgryźliwość. W kulminacyjnym punkcie zanurza się, a woda zdecydowanie go ochładza. Później jest już bardzo miły.

Za nim stoi drugi etatowy nurek. Taki dobry i poczciwy Jureczek. Tego nikt i nic z równowagi nie zdoła wyprowadzić. Potrafi chodzić jak Marek po piekle przez pół godziny po tzw. syfonach i nawet nie klnie.

zdjęcie: Z. Małek, archiwum, nr 646/1957
zdjęcie: Z. Małek, archiwum, nr 646/1957

Tutaj znowu mamy dwa inne okazy. Śpią? Nie, tylko udają. Po prostu pozują Zdzisiowi do zdjęcia. Basia leży trochę na drugim planie tylko dlatego, by na zdjęciu pokazać proporcję pomiędzy kobietą-grotołazem (bo takie też są — mój Boże!) i ludźmi wielkimi.

Właśnie ten obok niej jest naprawdę wielki. Jest naczelnym grotołazem Warszawy, kierownikiem wypraw i w ogóle czym on nie jest. Ci, którzy bardziej się z nim spoufalają, nazywają go czasem nawet Andrzejkiem. Ale większość używa innej nazwy, której przez wrodzoną dyskrecję nie podam. Zdjęcie pokazuje jeszcze jedną cechę tego ostatniego. Jest nią niezwykle rzadka broda.

zdjęcie: Z. Małek, archiwum, nr 646/1957
zdjęcie: Z. Małek, archiwum, nr 646/1957

A na tym zdjęciu po prawej nie ma nikogo. Widocznie grotołazy zawstydzili się potomności i schowali się przed obiektywem do wielkiego kotła skalnego. Chcieli jednak zrzucić na głowę fotoreporterowi zwiniętą drabinkę sznurową. Właśnie leci.

Chyba wystarczy Państwu ta próbka typów, zwanych grotołazami. Kiedyś zrobiłem ankietę, ilu wśród nas jest ludzi normalnych. Wujcio nie ma ręki. Ja dostałem raz granatem w głowę. Andrzej ma żonę. Antoś, nie przedstawiony Państwu z braku miejsca, miał wstrząs mózgu. A inni to matematycy, astronomowie itp. itp.

Czyż można się dziwić, że widząc jak wyżej opisane typy wychodzą z jaskini po 8 dniach pobytu w niej, spokojny turysta krzyczy: „Jezus, Maria! Grotołazy!“.

 

Tekst: prof. Zbigniew J. Wójcik, zdjęcia: Z. Małek

 

Tekst pochodzi z numeru 646/1957 r. (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.

 

Czytaj również:

Dorożką w Aleje
i
"Fałsz kobiety (Maryla Grossmanowa i autoportret)", pastel na papierze, Witkacy, Muzeum Narodowe w Warszawie
Opowieści

Dorożką w Aleje

Izabela „Czajka” Stachowicz

Witkacy wiele osiągnął pracą własnych rąk. A jednym ruchem nogi zniweczył kilkuletnią przyjaźń! Z okazji 80. rocznicy śmierci artysty w przepastnych archiwach „P” odszukaliśmy wspomnienia jego muzy.

Stał za oknem dwukołowym wózku Walentego, z trudem utrzymując równowagę. Siedziałam przy biureczku i gryząc obsadkę, z rozpaczą stwierdziłam, że pominęłam w przeżyciach Ingeborgi okres miłości z motocyklem!

Czytaj dalej