Dzieci mówią, jak jest.
i
Niños de Píritu, fot. J.A. Vergara
Rozmaitości

Dzieci mówią, jak jest.

Przepraszam – jak żyć!
Ewa Pawlik
Czyta się 3 minuty

Tym razem z pytaniem „Jak żyć?” postanowiłam zwrócić się do ludzi, którym udaje się istnieć w dużej mierze poza systemem. Praca zarobkowa nie drenuje im duszy, normy społeczne i konwenanse ważą sobie lekce, a czas upływa im przeważnie na beztroskiej zabawie i swobodnym wyrażaniu siebie, często krzykiem. Dolce vita!

W panelu eksperckim zasiedli zatem: Hanna, Wanda, Lusia, Eitan i Felek. Średnia wieku 4,2.

– Kochani, mam tekst do opracowania. Muszę napisać o tym, jak żyć. Pomożecie?

Felek: Nie.

Eitan: O rany, ale nuda! Przecież to jest proste! – ten ekspert wydaje się poirytowany banalnością zagadnienia. – Trzeba jeść. Nie za dużo, nie za mało. Ale na pewno trzeba jeść. A poza tym dbać o swoje rośliny, dbać o swoje zwierzęta. I tyle.

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Więcej od niego nie wyciągnę. Czuję, że jakoś go rozczarowałam. Eitan opuszcza salę i w milczeniu odchodzi w stronę huśtawek. Jeszcze tego nie wiem, ale on już nie wróci.

– Felku, czy chciałbyś coś dodać do wypowiedzi brata?

Felek: Nie.

– Myślisz, że to ważne, by żyć dobrze?

Felek: Nie.

– Lusiu, a Ty jesteś zadowolona ze swojego życia?

Lusia: Jestem zadowolona, gdy są moje urodziny.

– Czyli jesteś zadowolona tylko raz w roku? A w pozostałe dni?

Lusia: W pozostałe dni jestem szczęśliwa. Cały czas.

– Niedługo urodziny Gustawa, to też będzie dobry dzień!

Lusia: A po co mam iść na nie swoje urodziny?!

Potrzebuję konkretu. Czegoś w punktach. Jakiegoś przepisu.

Z pomocą nadchodzi Hania: Nie można pić za dużo niezdrowego soku. Trzeba być miłym i dobrym.

Lusia: Trzeba pomagać, gdy komuś coś się stało. Jak ktoś płacze, to trzeba mu pomóc.

– A jeśli ktoś cię denerwuje albo ma zły humor?

Hania i Lusia: Trzeba mu dać coś słodkiego!

Wanda: Albo zabawkę!

Lusia: I niech się uspokoi!

Notuję. Muszę uzupełnić zapasy zabawek. Mam je komu rozdać.

– A co z pracą? Czym się zajmować?

Lusia: Chcę mieć taką pracę, w której mogłabym robić słodycze i je zjadać.

– Część musiałabyś sprzedawać, inaczej nie zarobisz.

Lusia: Sprzedawałabym to, czego już nie dam rady zjeść.

Hania: A ja chciałabym mieć taką pracę, że robiłabym słodycze i je sprzedawała. I jadła!

Wanda: Ja chcę taką pracę!

Lusia: Nie, ja chcę!

Hania: Nie, to moja praca!

– Słuchajcie, mogę porozmawiać z rodzicami i zamienimy się. Wy pójdziecie za nas do pracy.

Lusia: Dobrze! Będę mogła sobie kupować, co zechcę.

– Owszem, ale dopiero po uregulowaniu wszystkich rachunków.

Lusia: Hę?

– Musiałabyś zapłacić za mieszkanie, za prąd, za wodę, za Internet do bajek, musiałabyś kupić mi buty, bo potrzebuję nowych…

Lusia: O nie! Nie ma mowy, nie ma szans.

Hania: Wy pracujecie, my się bawimy. Takie jest życie!

– Dzieciaki, ja naprawdę muszę napisać ten artykuł. Powiedzcie mi jeszcze coś mądrego o życiu, proszę!

Hania: Jak masz alergię na dmuchawce, to nie dmuchaj w nie zbyt długo.

Lusia: Dmuchaj trochę. Byle nie za dużo.

Wanda: No, jak masz alergię, to tylko trochę!

– Felek, myślisz, że to się w ogóle nada do druku?

Felek: Nie.

 

Czytaj również:

Zaspany jak pijany
i
„Jove decadent. Després del ball”, Ramon Casas, 1899, public domain via WikiData
Promienne zdrowie

Zaspany jak pijany

Johann Hari

Przez ostatnie sto lat jakość i długość naszego snu pogorszyła się. Badania dowodzą, że śpimy aż 20% krócej, niż sypialiśmy w dwudziestoleciu międzywojennym. Nasze mózgi są permanentnie niedospane, dlatego ucinają sobie drzemki, kiedy jesteśmy w ferworze codzienności – a my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.

W 1981 roku w pewnym laboratorium w Bostonie młody badacz nie dawał ludziom zasnąć przez całą noc i następujący po niej dzień w ramach długich, skłaniających do ziewania sesji. Jego rolą było dbanie o to, by byli przytomni – dawał im przy tym zadania do wykonania. Musieli sumować liczby, potem dzielić karty na różne grupy, jeszcze później uczestniczyć w teście pamięci. Pokazywał im na przykład obrazek, po czym zabierał go i pytał: „Jakiego koloru był samochód na obrazku, który właśnie wam pokazałem?”. Charles Czeisler – wysoki mężczyzna o długich kończynach i tubalnym głosie, w okularach o drucianych oprawkach – nigdy przedtem nie interesował się badaniem snu. Na medycynie nauczono go, że gdy człowiek śpi, psychicznie się wyłącza. Wielu z nas właśnie tak postrzega sen – jako czysto pasywny proces, psychiczną martwą strefę, w której nie dzieje się nic znaczącego. „Komu by się chciało – pomyślał, wzruszając ramionami – badać osoby wyłączone?”. On tropił coś według niego ważniejszego – chodziło o techniczne ustalenie, o jakiej porze dnia w ciele człowieka uwalniają się pewne określone hormony. To wymagało, by ludzie byli przytomni. W miarę upływu kolejnych dni i nocy Charles nie mógł nie dostrzec pewnej kwestii. Kiedy ludzi powstrzymuje się od snu, „jedną z pierwszych rzeczy, jakie »siadają«, jest zdolność skupiania uwagi” – powiedział mi w sali wykładowej na Harvardzie. Swoim obiektom testowym wyznaczał zadania elementarne, mimo to z każdą upływającą godziną badani coraz bardziej tracili umiejętność ich wykonywania. Zapominali o tym, co właśnie im powiedział, nie potrafili też skupić się na tyle, by grać w bardzo proste gry karciane. Wyjaśnił mi: – Zwyczajnie mnie oszołomiło, jak bardzo pogarszają się osiągi. Stwierdzić, że przeciętna skuteczność w wykonaniu zadania pamięciowego maleje o dwadzieścia czy trzydzieści procent, to jedno. Czym innym jednak jest spostrzeżenie, że mózg staje się tak ociężały, iż reakcja na coś zajmuje mu dziesięć razy więcej czasu.

Czytaj dalej