Dnie po dniach, czyli fenomen norweskiego lata
i
fot. Marta Tomczyk Maryon
Ziemia

Dnie po dniach, czyli fenomen norweskiego lata

Marta Tomczyk–Maryon
Czyta się 8 minut

Białe noce (norw. lyse netter) i dzień polarny (norw. midnattssol) to zjawiska astronomiczne występujące na dużych szerokościach geograficznych, dokładnie powyżej 57° szerokości północnej lub południowej. Można je podziwiać głównie w Norwegii i w innych krajach skandynawskich wiosną i latem, zależnie od położenia geograficznego, w okresie od maja do lipca lub końca sierpnia.

Najbardziej zjawiskowym fenomenem jest dzień polarny, który polega na tym, że słońce nie zachodzi w ogóle. Mieszkańcy Tromsø lub Nordkapp przez około trzy miesiące mają niestający dzień. Z kolei na wysokości Oslo lub Bergen występują białe noce, które tym różnią się od dnia polarnego, że słońce zachodzi, ale trwa to krótko – między 23.00 a 3.00 – i przynosi „noc”, która nie przypomina prawdziwej nocy. Ponieważ słońce chowa się za horyzontem płytko, nie zapada ciemność i niebo – zależnie od pogody – jest białe lub jasnoszare.

Białe noce są magnesem przyciągającym turystów z całego świata. Równie silnym, jak i norweska przyroda. Połączenie tych dwóch elementów sprawia, że Norwegia plasuje się w czołówce turystycznych przebojów wakacyjnych. Na odwiedzających czekają tu jedyne w swoim rodzaju przeżycia: dla romantyków – kąpiel w morzu w środku nocy, dla wędkarzy – łowienie ryb na Lofotach przez całą noc w świetle słońca, dla pragmatyków – biwakowanie pod namiotem bez konieczności używania latarki.

Pasmo górskie Jotunheimen na wysokości 1841 m n.p.m. położone nad jeziorem Juvvatnet. Prowadzi stąd szlak na najwyższy szczyt norweski Galdhøpiggen (2469 m n.p.m.)/ fot. Marta Tomczyk Maryon
Pasmo górskie Jotunheimen na wysokości 1841 m n.p.m. położone nad jeziorem Juvvatnet. Prowadzi stąd szlak na najwyższy szczyt norweski Galdhøpiggen (2469 m n.p.m.)/ fot. Marta Tomczyk Maryon
Rejs po fiordzie Geiranger jest jedną z obowiązkowych atrakcji turystycznych. 3. Statki i promy to częsty element norweskiego krajobrazu w lecie. Tutaj promy odwiedzające fiord Geiranger/ fot. Marta Tomczyk Maryon
Rejs po fiordzie Geiranger jest jedną z obowiązkowych atrakcji turystycznych. 3. Statki i promy to częsty element norweskiego krajobrazu w lecie. Tutaj promy odwiedzające fiord Geiranger/ fot. Marta Tomczyk Maryon
Statki i promy to częsty element norweskiego krajobrazu w lecie. Tutaj promy odwiedzające fiord Geiranger/ fot. Marta Tomczyk Maryon
Statki i promy to częsty element norweskiego krajobrazu w lecie. Tutaj promy odwiedzające fiord Geiranger/ fot. Marta Tomczyk Maryon

Trudno się dziwić, że od czerwca do sierpnia norweskie drogi przemierzają kampery i autobusy turystyczne z całego świata. Na Morzu Norweskim pojawiają się pełnomorskie jachty i statki pod banderami we wszystkich kolorach. Prym wiedzie jednak słynny norweski prom „Hurtigruten” pływający wzdłuż wybrzeża między Bergen a Kirkenes.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Białe noce to wielka radość dla tych, którzy pragną chodzić po górach, łowić ryby lub po prostu podziwiać widoki. To również gratka dla miłośników zdjęć i malarzy, bo światło jest wtedy w Skandynawii niepowtarzalne. Ładnie ujęła to znakomita ilustratorka tworząca w Norwegii Małgorzata Piotrowska:

„To jest niezwykłe, że słońce jest tu zimne, a księżyc biały. Kontrast o zmierzchu daje efekt czerni na tle białego, niebieskawego nieba. Tu nie ma zachodów słońca, które znamy z Polski – z ciepłym światłem i czerwoną kulą, która schodzi z horyzontu. W Norwegii jest niezwykła przejrzystość powietrza, szczególna przy dniu bezchmurnym i pełnym słońca. Białe noce to radość, ze słońca cieszą się ludzie, zwierzątka i rośliny, wszyscy. Do kamieni i skał nad morzem można się przytulać, bo akumulują ciepło cały dzień i całą białą noc. Bajka”.

Widoki, które można podziwiać z drogi Geirangervegen/ fot. Marta Tomczyk Maryon
Widoki, które można podziwiać z drogi Geirangervegen/ fot. Marta Tomczyk Maryon
Sen nocy norweskiej. Mała miejscowość Bud (757 mieszkańców), gdzie zaczyna się Atlanterhavsveien (Droga Atlantycka)./ fot. Marta Tomczyk Maryon
Sen nocy norweskiej. Mała miejscowość Bud (757 mieszkańców), gdzie zaczyna się Atlanterhavsveien (Droga Atlantycka)./ fot. Marta Tomczyk Maryon

I właśnie dlatego wakacje w Norwegii są dla wielu niezapomnianym przeżyciem. Posmak nowych, egzotycznych wrażeń silnie oddziałuje, to zrozumiałe. Ale czy temu urokowi ulegają również rodowici Norwegowie? Czy zauważają jeszcze niezwykłość białych nocy, które przeżyli już 30 lub 50 razy? Moi norwescy znajomi jednogłośnie stwierdzili, że w okresie letnim mają więcej energii i radości. Więcej czasu spędzają ze znajomymi, organizują imprezy na wolnym powietrzu i … zarywają noce. Bo skoro noce takie piękne, to żal kłaść się spać.

Obserwując Norwegów, każdego roku w okolicach maja i czerwca odnoszę wrażenie, że dokonuje się w nich jakaś cudowna przemiana. Zupełnie jakbym miała do czynienia z niedźwiedziami, które budzą się ze snu. Sąsiedzi, którzy zimą wymieniają ze mną grzeczne acz zdawkowe Hei, latem stają się rozmowni, zapraszają na kawę i świeżo upieczone bułeczki. Latem Norwegia staje się krajem wyluzowanych, aktywnych i szczęśliwych ludzi. Zimowa depresja i melancholia odlatują wraz z ciemnością nocy.

Ale czy białe noce oddziałują wyłącznie pozytywnie? Będąc w Norwegii przez dwa-trzy tygodnie widzi się wyłącznie korzyści tego zjawiska. Jednak gdy w tym czasie trzeba normalnie żyć i pracować, sprawa nieco się komplikuje. Polarny dzień zaburza dobowy rytm. Gdy świeci słońce, trudno się zorientować, która jest godzina. Na początku mojego pobytu w Norwegii niełatwo było mi przyzwyczaić się do nowego rytmu. Pamiętam, że kiedyś zrobiłam wielkie pranie i posprzątałam cały dom na błysk. Potem zadowolona z efektów, a szczególnie z tego, że mam jeszcze mnóstwo energii, zrobiłam sobie kawę – i wtedy mój wzrok padł na zegarek… była 3.00 w nocy!

Z białymi nocami trzeba nauczyć się żyć, przede wszystkim zmusić się do chodzenia spać o zwykłej porze, mimo że słońce świeci i nigdy nie jest ciemno. To trudne dla najmłodszych (zwłaszcza dzieci emigrantów), którym niełatwo wytłumaczyć, dlaczego mają iść spać, skoro świeci słońce. Kilkuletnia córeczka mojej koleżanki, która zazwyczaj grzecznie spała około 20.00, latem uparcie twierdziła, że nie będzie szła do łóżka, skoro świeci słońce. Przetrzymywała siebie i znękanych rodziców nierzadko do północy.

Niedogodności odczuwają także dorośli, szczególnie ci cierpiący na bezsenność. Na zaburzenia snu w tym okresie skarży się wielu Norwegów. Profesor Bjørn Bjorvatn, psychiatra z Uniwersytetu w Bergen wskazuje na badania przeprowadzane przez WHO, według których młodzi Norwegowie zajmują wysokie 23. miejsce na świecie wśród skarżących się na ciągłe zmęczenie. Aby zniwelować zaburzenia melatoniny będące główną przyczyną tych problemów, zaleca on w okresie letnim zawiesić w sypialni grube, nieprzepuszczające światła zasłony. I faktycznie wielu Norwegów to robi, szczelnie zasłaniając okna w letnie noce.

Zdarza się, że osoby niemające problemów ze snem również odczuwają pewne niedogodności w tym okresie. Do najczęstszych należą zaburzenia rytmu dnia i skrócony czas snu, który skutkuje zmęczeniem. U osób zdrowych następuje jednak naturalna regulacja. Po tygodniu niedosypiania i zarywania nocy większość zasypia nawet wtedy, gdy słońce świeci prosto w oczy.

Każdego lata mam dylemat: być rozważną czy romantyczną? Zaciągnąć zasłony i położyć się przed północą, aby następnego dnia być w pełni sił? A może usiąść w ogrodzie o 3.00 w nocy, aby posłuchać śpiewu ptaków i popatrzeć na słońce? A wy, co byście wybrali?

Czytaj również:

Zaspany jak pijany
i
„Jove decadent. Després del ball”, Ramon Casas, 1899, public domain via WikiData
Promienne zdrowie

Zaspany jak pijany

Johann Hari

Przez ostatnie sto lat jakość i długość naszego snu pogorszyła się. Badania dowodzą, że śpimy aż 20% krócej, niż sypialiśmy w dwudziestoleciu międzywojennym. Nasze mózgi są permanentnie niedospane, dlatego ucinają sobie drzemki, kiedy jesteśmy w ferworze codzienności – a my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.

W 1981 roku w pewnym laboratorium w Bostonie młody badacz nie dawał ludziom zasnąć przez całą noc i następujący po niej dzień w ramach długich, skłaniających do ziewania sesji. Jego rolą było dbanie o to, by byli przytomni – dawał im przy tym zadania do wykonania. Musieli sumować liczby, potem dzielić karty na różne grupy, jeszcze później uczestniczyć w teście pamięci. Pokazywał im na przykład obrazek, po czym zabierał go i pytał: „Jakiego koloru był samochód na obrazku, który właśnie wam pokazałem?”. Charles Czeisler – wysoki mężczyzna o długich kończynach i tubalnym głosie, w okularach o drucianych oprawkach – nigdy przedtem nie interesował się badaniem snu. Na medycynie nauczono go, że gdy człowiek śpi, psychicznie się wyłącza. Wielu z nas właśnie tak postrzega sen – jako czysto pasywny proces, psychiczną martwą strefę, w której nie dzieje się nic znaczącego. „Komu by się chciało – pomyślał, wzruszając ramionami – badać osoby wyłączone?”. On tropił coś według niego ważniejszego – chodziło o techniczne ustalenie, o jakiej porze dnia w ciele człowieka uwalniają się pewne określone hormony. To wymagało, by ludzie byli przytomni. W miarę upływu kolejnych dni i nocy Charles nie mógł nie dostrzec pewnej kwestii. Kiedy ludzi powstrzymuje się od snu, „jedną z pierwszych rzeczy, jakie »siadają«, jest zdolność skupiania uwagi” – powiedział mi w sali wykładowej na Harvardzie. Swoim obiektom testowym wyznaczał zadania elementarne, mimo to z każdą upływającą godziną badani coraz bardziej tracili umiejętność ich wykonywania. Zapominali o tym, co właśnie im powiedział, nie potrafili też skupić się na tyle, by grać w bardzo proste gry karciane. Wyjaśnił mi: – Zwyczajnie mnie oszołomiło, jak bardzo pogarszają się osiągi. Stwierdzić, że przeciętna skuteczność w wykonaniu zadania pamięciowego maleje o dwadzieścia czy trzydzieści procent, to jedno. Czym innym jednak jest spostrzeżenie, że mózg staje się tak ociężały, iż reakcja na coś zajmuje mu dziesięć razy więcej czasu.

Czytaj dalej