Ciało jako kosmos
i
Zhou Pei Qun, „Medycyna chińska: masaż stóp”, ok. 1890 r./Wellcome Collection (CC BY 4.0)
Promienne zdrowie

Ciało jako kosmos

Aleksandra Woźniak-Marchewka
Czyta się 15 minut

Medycyna chińska skupia się na leczeniu całego organizmu. Traktuje ciało ludzkie jak mikrokosmos. Jeśli jeden element się zepsuje, szwankuje wszystko. To podejście holistyczne, znane od tysięcy lat, teraz inspiruje medycynę zachodnią. Coraz mocniej wybrzmiewa, że na leczenie wpływ mają psychika, pogoda i dieta.

Chińska medycyna bywa traktowana na Zachodzie raczej jako ciekawostka niż pełnowartościowa medyczna terapia, kojarzy się zazwyczaj z akupunkturą i masażem (akupresurą). Bez wątpienia wymienione elementy faktycznie zajmują ważne miejsce w chińskiej sztuce leczenia, jednak to tylko wierzchołek góry lodowej. Licząca sobie podobno nawet 5 tys. lat tradycyjna medycyna chińska (ang. Traditional Chinese Medicine – TCM) jest rozległą wiedzą łączącą różne dziedziny, a proponowane terapie uznawane są za skuteczne.

Edward Kajdański – urodzony w Harbinie na terenie dawnej Mandżurii polski pisarz i dyplomata – w jednej ze swoich książek przytacza historię z życia Suna Simiao (541/581–682), uważanego za najwybitniejszego lekarza w historii Chin. Zachwala ona mistrzostwo, jakie osiągnęli chińscy lekarze w diagnozowaniu pacjenta z pulsu. Sun mieszkał w górach i prowadził życie pustelnicze. Pewnego razu cesarz Taizong wezwał go na swój dwór – miał zbadać cesarzową, ale nie wolno mu było jej dotknąć ani nawet zobaczyć. Jedyne narzędzie, jakiego mógł użyć, stanowiła jedwabna nić, za pomocą której powinien wyczuć tętno siedzącej za parawanem kobiety. Przekorna cesarzowa najpierw przytwierdziła nić do nogi stołu, później do łapki swojego psa. Lekarz poznał się na obu podstępach, więc badana w końcu dała za wygraną i przywiązała koniec sznurka do nadgarstka. Na podstawie jej tętna Sun wyczuł, że kobieta jest w ciąży.

Brzmi nieprawdopodobnie? Być może, ale Marek Kalmus – założyciel i dyrektor Instytutu Medycyny Chińskiej i Profilaktyki Zdrowia, honorowy prezes Polskiego Towarzystwa Tradycyjnej Medycyny Chińskiej – uważa, że medycyna chińska rzeczywiście potrafi zdziałać cuda tam, gdzie zachodni lekarze rozkładają ręce. „Z medycyną chińską zetknąłem się pierwszy raz w Tybecie, zimą 1986 r. Utraciłem ponad 10 li­trów płynów w kilka godzin, a brak infrastruktury wykluczał możliwość wezwania pogotowia. Moi towarzysze podróży znali medycynę chińską i gołymi rękami wyciągnęli mnie ze stanu agonalnego, bez leków i kroplówki, co z punktu widzenia medycyny zachodniej jest nie do pojęcia. Dzień później przeszedłem 6 km o własnych siłach. Jestem racjonalistą, nie interesuje mnie żadna ezoteryka. Medycyna chińska jest niezwykle logiczna i racjonalna. Opiera się co prawda na innych zasadach niż zachodnia, ale stanowi sprawdzony przez tysiąclecia system o ogromnej skuteczności”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Rozmawiaj i obserwuj

Podstawą skuteczności działania TCM jest m.in. profilaktyka. Zadaniem lekarza na dworze cesarskim było utrzymywanie pacjenta w zdrowiu, nie zaś tylko leczenie go z choroby. „Medycyna chińska leczy przyczyny, a nie jedynie objawy – potwierdza Marek Kalmus. – Jest w stanie wychwycić chorobę wcześniej, zanim pojawi się u pacjenta w tej formie, w jakiej nazwalibyśmy ją »chorobą« w medycynie zachodniej”.

Możemy wyróżnić trzy podstawowe etapy diagnozy w TCM: wywiad, badanie wyglądu twarzy i języka oraz badanie pulsu. „Medycyna chińska uczy rozmowy z pacjentem – mówi Anna Niewieczerzał, lekarka ze specjalizacją chirurgii ogólnej i plastycznej. – Młodzi lekarze medycyny zachodniej uczą się samych procedur. Widzą objaw, zlecają badanie, potem kolejne, rzadko kiedy patrzy się na pacjenta całoś­ciowo. A przecież objawy są tylko efektem. Dobrze zebrany wywiad to połowa sukcesu, drugą jest to, żeby pacjent wiedział, jak zamierzamy go leczyć, i uwierzył w tę metodę”. Anna posiłkuje się medycyną chińską w diagnozowaniu. Sama zainteresowała się tematem z powodów osobistych: „Mój syn urodził się zagrożony ciężkim mózgowym porażeniem dziecięcym – opowiada. – Rehabilitowałam go zgodnie z zaleceniami lekarzy, ale szukałam dodatkowych sposobów. Stosowałam metodę, która opiera się na akupunkturze i akupresurze. Syn dzisiaj jest dorosły, funkcjonuje normalnie, jeździ na nartach, nurkuje”.

Badanie wyglądu polega przede wszystkim na obserwacji twarzy pacjenta oraz jego języka. Ocena koloru cery może dużo powiedzieć o stanie zdrowia, a jeszcze więcej sam język. Jest on w medycynie chińskiej podzielony na strefy, które odpowiadają poszczególnym organom. Znaczenie mają też kolor i kształt języka, a także sama barwa i rodzaj nalotu – każdy z tych elementów może informować o nieprawidłowościach, np. w krążeniu krwi, oraz o przyczynie choroby. Trzeci etap, czyli badanie pulsu, jest jeszcze bardziej skomplikowany. Chińczycy sprawdzają tętno na przegubach obu rąk, dotykając trzema palcami tętnicy promieniowej i uciskając na trzech głębokościach. W dawnych czasach (chociaż obecnie również praktykuje się tę metodę) kondycja badającego miała kluczowe znaczenie, liczył on bowiem uderzenia, kierując się liczbą własnych oddechów. Wystarczył więc lekko przyśpieszony oddech, by zaburzyć wynik badania. Lekarz stosuje też rozmaite stopnie nacis­ku, dzięki czemu może wyróżnić wiele ­rodzajów tętna. W XVI–XVII w. było ich 28, jednak obecnie uważa się, że do diagnostyki wystarczy 12 typów.

Pięć tysięcy lat praktyki

Za ojców tradycyjnej medycyny Chińczycy uznają dwóch mitycznych władców – Shennonga (Boskiego Rolnika) oraz Huang Di (Żółtego Cesarza). Według przekazów pierwszy z nich odkrył sekrety działania ziół i opisał je w traktacie Bencaojing. Dzieło to zawierało informacje o 362 lekach pochodzenia roślinnego, zwierzęcego i mineralnego. Przez lata było redagowane i uzupełniane, a w czasach panowania dynastii Ming (1368–1644) powstała jego ostateczna wersja. Co ważne, do dzisiaj nie straciło ono na aktualności – Wielka Encyklopedia Leków Chińskich (Zhongyao Da Cidian, wydana w 1977 r.), jedno z największych nowożytnych opracowań, uwzględnia bowiem prawie wszystkie pozycje wymienione w Bencaojing. Z kolei Żółtemu Cesarzowi przypisuje się autorstwo Huangdi Neijing (dosł. Kanon medycyny wewnętrznej, polski przekład opublikowano pod tytułem Kanon medycyny chińskiej Żółtego Cesarza). Traktat ten jest podzielony na dwie części: Suwen (poświęconą podstawom i diagnostyce) oraz Lingshu (zawiera szczegółowe omówienie akupunktury). Dawnych lekarzy możemy przyporządkować do trzech grup: tych, którzy zdawali egzamin państwowy – byli oni wzywani na dwór cesarza; urzędników, którzy dodatkowo studiowali teksty medyczne – pomagali od czasu do czasu innym, ale nie brali za to pieniędzy; oraz medyków z niższych sfer – pracujących w sklepach lub bezpośrednio na ulicy. Ci ostatni posiłkowali się własnymi księgami recept, do których nikt inny nie miał wglądu.

Najsłabiej rozwiniętą dziedziną medycyny była chirurgia. Co prawda chirurdzy mogli zdobywać doświadczenie na polu walki podczas bitew, np. usuwając strzały z ciał, jednak przekonanie, że nie wolno okaleczać ciała, stanowiło dużą przeszkodę w rozwoju tej sztuki. Nawet rezydujący na cesarskim dworze eunuchowie przez całe życie przechowywali swoje odcięte jądra.

Z medycyny chińskiej korzystał już perski uczony Awicenna żyjący na przełomie X i XI w. Prawdopodobnie to właś­nie z jego pismami zapoznał się podczas studiów w Krakowie jezuita Michał Boym (1612–1659). Jeszcze przed swoją pierwszą podróżą do Państwa Środka wspominał w listach o chińskich lekach. Wiele lat później Boym stał się w Europie prekursorem chińskiej medycyny – napisał, a także przełożył wiele prac na jej temat. Również XVI-wieczni gdańscy lekarze powoływali się na nawiązujące do założeń TCM dzieła arabskie, w których utrzymywano, że poszczególne narządy podlegają wpływowi konkretnych planet.

Po upadku cesarstwa i proklamowaniu republiki w 1911 r. nastały trudne czasy dla medycyny chińskiej. Została uznana za przeżytek, próbowano ją wyeliminować w ramach rozliczenia z tradycją feudalną i konfucjańską. Mało brakowało, by akupunktura została zakazana. Przez kolejne lata w Chinach upowszechniała się medycyna zachodnia. Przełom nastąpił wraz z dojściem do władzy Mao Zedonga. Chociaż nie sposób ocenić, jak wiele zabytków tradycyjnej kultury chińskiej bezpowrotnie utraciliśmy podczas rewolucji kulturalnej i wielkiego skoku, paradoksalnie TCM powróciła do łask właśnie dzięki temu przywódcy. Medycynę zachodnią ­odrzucał jako burżuazyjną, wychwalał ­z kolei tzw. bosonogich lekarzy (poza leczeniem zajmowali się też pracą w polu, więc chodzili boso), którzy wspomagali i leczyli komunistów w czasie długiego marszu (1934–1935).

Obecnie medycyna zachodnia i chińska funkcjonują właściwie równorzędnie: pacjent może udać się do przychodni medycyny zachodniej albo do lekarza TCM, z kolei w szpitalach stosuje się medycynę integracyjną, czyli bazującą na obu dyscyp­linach. „Dlaczego medycyna zachodnia stała się popularna w Chinach? – zastanawia się Marek Kalmus. – Oferuje rozwiązania »lekkie, łatwe i przyjemne«: pigułki, zabiegi, coś wyciąć, coś zaszyć. A w tradycyjnej chińskiej medycynie, jeśli ktoś przez 30 lat pracował na chorobę, to czasem musi poświęcić kilka kolejnych, by całkiem usunąć jej przyczyny”.

Zachować równowagę

W chińskim rozumieniu ciało człowieka jest jak państwo, w którym wszystko musi ze sobą współgrać. Stanowi mikrokosmos funkcjonujący tak, jak otaczający go makrokosmos. Świat zbudowany jest w taki sposób, że na górze znajduje się niebo, czyli pierwiastek yang, na dole ziemia, czyli yin, a pomiędzy nimi przyroda, wśród której żyjemy – miejsce równowagi tych sił. Podobnie jest z ludzkim ciałem: górna połowa odpowiada yang, dolna – yin. Pięć najważniejszych organów, którym zgodnie z teorią pięciu żywiołów (inaczej pięciu przemian) przypisane są emocje, planety, metale i kolory, to: serce (ogień), wątroba (drzewo), żołądek (ziemia), płuca (metal) oraz nerki (woda). Każdy z narządów wykazuje największą aktywność w określonym czasie w ciągu doby. „To ułatwia mi postawienie diagnozy – mówi Anna. – Jeśli pacjent budzi się codziennie o trzeciej w nocy, jest to dla mnie znak, że należy zbadać wątrobę”. Choroba powstaje, gdy w organizmie zostaje naruszona równowaga między yinyang, zimnem a ciepłem, suchością a wilgocią, jak również pomiędzy pięcioma elementami. Rolą lekarza jest przywrócenie odpowiednich proporcji i dbanie, by w organizmie nie wystąpił nadmiar lub niedobór któregokolwiek z tych pierwiastków.

Kanon medycyny chińskiej Żółtego Cesarza naucza, że przy diagnostyce i leczeniu należy też uwzględnić pory roku i dnia, a także miejsce zamieszkania pacjenta. Przyczyny zaburzenia równowagi mogą bowiem pochodzić z zewnątrz lub z wnętrza. Do przyczyn zewnętrznych Chińczycy zaliczają przede wszystkim czynniki pogodowe – wilgoć, zimno, upał itp. Wewnętrzne to gwałtowne emocje, takie jak smutek, miłość, strach, pożądanie, nienawiść (ogólnie nie szkodzą, chyba że przez długi czas pozostają w nadmiarze). „W medycynie zachodniej mamy podział na dziedziny, każdy zajmuje się swoją działką – kontynuuje Anna. – Chińczycy patrzą na całego człowieka, a nie na pojedyncze elementy. Są trzy powiązane ze sobą aspekty zdrowia: fizyczny, psychiczny i społeczny”. Anna wspomina przypadek, z którym zetknęła się niedawno podczas dyżuru na SOR-ze – pilnej pomocy potrzebowała dwudziestokilkuletnia dziewczyna z silnymi bólami brzucha i objawami zapalenia wyrostka robaczkowego. Żadne badanie nie wykazało, by problem leżał właśnie tam. Okazało się, że jest to schorzenie psychosomatyczne, wywołane długotrwałym stresem. „W medycynie chińskiej nie ma odcięcia umysłu od ciała – potwierdza Marek Kalmus. – Podejście jest holistyczne, leczy się pacjenta, a nie np. zespół bolesnego barku, bo ten zespół skądś się wziął. Stąd też sukcesy łączenia TCM i medycyny zachodniej, w szczególności w onkologii. Żaden onkolog nie podważa już twierdzenia, że stan psychiczny może w leczeniu pomagać albo szkodzić”.

Krążenie energii

Qi to jedna z trzech – obok yin-yang i teorii pięciu żywiołów – podstaw chińskiej medycyny. Jest doskonałym przykładem na to, jak kwestie językowe mogą utrudniać nam zrozumienie chińskich koncepcji. „Qi zazwyczaj tłumaczy się jako »energię« lub »energię życiową«, ale te określenia nie są poprawne – wyjaśnia Marek Kalmus. – Tego pojęcia powinno się nauczać kontekstowo. Podczas tłumaczenia chińskich terminów na języki zachodnie starano się znaleźć odpowiedniki w zachodniej terminologii. W niektórych przypadkach się to sprawdza, jednak w większości nie oddają one całego sensu, chińskie terminy mają bowiem dużo szersze znaczenie”. Dopóki qi krąży w ciele, człowiek znajduje się w ruchu, a więc żyje. „W zachodniej medycynie przyjmuje się, że choroba zostaje wywołana przez bakterie albo wirusy – mówi Anna. – Chińczycy uważają, że człowiek choruje, gdy dochodzi do zaburzeń przepływu qi, tzn. gdy przepływ jest zablokowany lub w jakimś miejscu występuje jego nadmiar albo niedobór”. Qi biegnie 12 szlakami – Michał Boym używał nazwy via, która została obecnie zastąpiona angielskim pojęciem kanał (channel) albo francuskim meridian. Pełny obieg trwa dobę – w każdym z głównych kanałów, odpowiadających konkretnym narządom, qi płynie około dwóch godzin. Stąd właśnie wspomniane konkretne godziny największej aktywności poszczególnych organów. Przepływ qi przez kanał płuc ma miejsce pomiędzy trzecią a piątą nad ranem, stąd nasilający się o tej porze kaszel astmatyczny. Główne meridiany biegną z góry na dół, łączą się z poszczególnymi narządami oraz ze sobą nawzajem. W warstwie podskórnej z kolei płynie weiqi, czyli – w uproszczeniu – energia obronna, która w nocy chowa się w głąb ciała i pomaga w regeneracji narządów wewnętrznych. Weiqi to nie jedyny „podgatunek” qi. Jej trzy podstawowe rodzaje to: yuanqi – energia pierwotna wywodząca się z jing (czyli esencji życiowej otrzymanej od rodziców w momencie poczęcia), guqi – energia pochodząca z pokarmów oraz kongqi – ekstrahowana z powietrza.

Istnieje wiele sposobów, by poprawić cyrkulację qi w ciele. Należą do nich oczywiście odpowiednia dieta (unikanie posiłków zbyt gorących lub zbyt zimnych, w zależności od pory roku), masaże oraz gimnastyka (np. popularny również na Zachodzie qigong) i ćwiczenia oddechowe (daoyin). Według Kanonu medycyny chińskiej Żółtego Cesarza do ważniejszych powodów rozproszenia qi należą brak umiaru w życiu seksualnym oraz zbyt częste porody. Kolejny ważny czynnik, który nie stracił na aktualności, a wręcz przeciwnie – idealnie opisuje obecną sytuację wielu ludzi – to nieumiejętność rozdzielania czasu pracy i odpoczynku.

Nakłuwanie i ogrzewanie

Kluczową funkcję w akupunkturze pełni 12 głównych kanałów przepływu qi oraz 2 nadzwyczajne (środkowy tylny i środkowy przedni). Sztuka ta polega właś­nie na nakłuciu aktywnych biologicznie punktów znajdujących się wzdłuż kanałów. Według Zhenjiu Fengyuan – powstałego w 1815 r. dzieła poświęconego moksie i akupunkturze – takich punktów można na ludzkim ciele wyróżnić 361. Pierwsze igły wykonywano z kamieni lub kości, później stosowano już metalowe (w przypadku zamożnych pacjentów zdarzały się też złote lub srebrne). Obecnie najczęściej używa się jednorazowych igieł ze stali nierdzewnej. Na podobnych założeniach bazuje akupresura, czyli technika ucisku odpowiednich punktów dłonią lub pałeczką diagnostyczną z małą kulką na końcu.

Nieodłączna od akupunktury jest moksybucja (nazwa pochodzi od japońskiego słowa mogusa oznaczającego piołun). Można ją wykonywać za pomocą tlących się stożków lub cygar zrobionych z masy roś­linnej – ogrzewa się nimi z niewielkiej odległości wybrany obszar. Niekiedy stożek wielkości ziarenka ryżu kładzie się bezpośrednio na skórze i podpala – wtedy w wyniku zabiegu powstaje punktowe zaczerwienienie lub mała blizna po oparzeniu, która oczywiście po pewnym czasie znika.

Warto także wspomnieć o aurikulopunkturze, czyli akupunkturze małżowiny usznej. Na samej powierzchni ucha znajduje się ponad 100 punktów aktywnych. Jak wielką mają moc, przekonała się Anna, obserwując swojego nauczyciela akupunktury. „Profesor Garnuszewski, idąc do stomatologa, wbijał sobie trzy igły w ucho – w odpowiednich miejscach. Dzięki temu zabieg, któremu był poddawany na fotelu dentystycznym, nie bolał go wcale”.

Zbigniew Garnuszewski (1917–1998) był pionierem akupunktury w Polsce, z jego inicjatywy w 1978 r. powstała pierwsza w Polsce poradnia akupunktury, a w 1987 r. założono Polskie Towarzystwo Akupunktury. Jednak znieczulenie u dentysty to zdecydowanie nie jest szczyt możliwości akupunkturzystów. W książce Medycyna chińska dla każdego Edward Kajdański wspomina, jak w 1974 r. w Chinach jego żona miała zabieg cesarskiego cięcia ze znieczuleniem w postaci dwóch igieł umieszczonych w okolicach biodra. Z kolei w latach 2006–2010 chińscy lekarze przeprowadzili 100 operacji na otwartym sercu w łączonym znieczuleniu konwencjonalnym i akupunkturowym. „Jest film BBC przedstawiający taką operację – opowiada Marek Kalmus. – Pacjentka ma otwarte oczy, jest przytomna. Anestezja chemiczna nie jest neutralna dla organizmu, więc jeśli można zmniejszyć dawkę, to dlaczego tego nie zrobić? W każdym szpitalu medycyny integracyjnej w sali operacyjnej jest obecny zarówno anestezjolog, jak i akupunkturzysta, którzy między sobą ustalają, w jakim procencie zastosować dany rodzaj znieczulenia”.

Akupresura ma takie same podstawy jak akupunktura – też wykorzystuje punkty aktywne rozmieszczone na odpowiednich kanałach. Różnica polega na tym, że specjalista nie używa igieł, tylko rąk lub patyka zakończonego kulką, a zamiast nakłuwania stosuje punktowy ucisk lub masaż.

Ciepło i zimno

Gdy w 1771 r. Maurycy Beniowski dobił do wybrzeży południowych Chin, nagle dopadła go wysoka gorączka. Doradzono mu spożycie pomarańczy gotowanej z odrobiną cukru oraz imbiru. Pomogło – dzięki tej prostej miksturze szlachcic stanął na nogi. Podobna mieszanka 240 lat później wsparła również mnie. Podczas mroźnej zimy w prowincji Liaoning, gdy leżałam chora, nie będąc w stanie się ruszyć, moje studentki odwiedziły mnie z siatką pełną kumkwatów oraz korzeni imbiru i zaleciły, by zalać wszystko wrzątkiem, a potem wypić. Gorączka szybko ustąpiła.

Objawy przeziębienia – podwyższona temperatura, dreszcze, kaszel – świadczą o tym, że człowieka zaatakowało zewnętrzne zimno. Takie dolegliwości należy łagodzić lekami i produktami ciepłymi, wynikające z gorąca zaś – zimnymi. Słodka i zimna pomarańcza (podobnie jak inne cytrusy) jest zalecana w przypadku gorączki. „To sposoby, które znajdziemy też w rodzimej tradycyjnej medycynie, przekazywane przez nasze babcie – mówi Anna. – To logiczne, że gdy się oparzymy, wsadzamy rękę pod zimną wodę, a żeby się rozgrzać, moczymy nogi w ciepłej wodzie. Zimny ręcznik na karku łagodzi objawy gorączki. Na stan zapalny trzeba działać zimnem, ciepło tylko go pogłębia”.

Nie tylko leki i zabiegi, ale także codzienna dieta powinna być dostosowana do stanu organizmu oraz pory roku. Nadmiar produktów o określonym smaku (z pięciu wyróżnianych przez Chińczyków: kwaśny, słodki, gorzki, ostry, słony) może zaszkodzić poszczególnym narządom. Wiosną należy unikać potraw gorących – te bowiem szkodzą wątrobie, która w tym czasie jest najbardziej aktywna, bo zajmuje się oczyszczaniem organizmu ze złogów pozostałych po zimie. Z kolei latem, by utrzymać serce w dobrej kondycji, warto pić dużo płynów i wykluczyć ostre przyprawy. Jesienią suchość powietrza może zaszkodzić płucom, lepiej więc nie spożywać produktów ostrych i suchych. ­Nietrudno się domyślić, że najlepszy ­wybór na zimę to potrawy ciepłe i rozgrzewające, które pomogą utrzymać w cieple nerki – o tej porze roku najbardziej narażone na choroby.

Kajdański w Medycynie chińskiej dla każdego wśród środków na przeziębienie wymienia gałązki cynamonu, korzeń białej peonii, imbir, jojobę i lukrecję. Tradycyjnie w TCM stosowało się również wiele leków pochodzenia zwierzęcego (około 1000) oraz minerałów (około 100), jednak niektóre z nich są dzisiaj zakazane (jednym z najbardziej znanych była niedźwiedzia żółć). „Pewne rośliny, np. tojad mocny, są w Polsce zakazane jako toksyczne – mówi Marek Kalmus. – Toksyczność zależy jednak od dawki, czasu zażywania, połączenia z innymi ziołami, stanu pacjenta, jego pozostałych problemów zdrowotnych. Czasem dotyczy tylko określonej części rośliny, np. łodygi, liś­ci, bulwy. Może być też neutralizowana przez jeden z kilkunastu sposobów obróbki albo przez inne ziele. Zioła toksyczne ordynowane przez fachowca są jednak bezpieczne i mogą pomóc”.

Marek Kalmus podkreśla, że medycyna chińska nie jest konkurencją dla zachodniej. „Do naszego centrum przychodzą pacjenci, którzy z różnych powodów nie chcą albo nie mogą być leczeni na sposób zachodni. Stosowanie medycyny integracyjnej jest dobre zarówno dla pacjenta, jak i dla systemu, bo leczenie jest szybsze, tańsze i bardziej efektywne. Z tego podejścia korzystają szpitale w Europie, także w Polsce (np. Centrum Medycyny Zintegrowanej w Warszawie). Trudno ocenić, w ilu dokładnie placówkach lekarze odwołują się do medycyny chińskiej, bo miejsca te niekoniecznie muszą zawierać w nazwie tę informację – np. w wielu szpitalach w Izraelu stosuje się zalecenia TCM. Łączenie TCM i medycyny zachodniej sprawdza się m.in. w leczeniu chorób autoimmunologicznych, choroby Leśniowskiego-Crohna, Hashimoto, chorób skórnych i onkologicznych”. Na całym świecie zainteresowanie chińską medycyną rośnie, a holistyczne postrzeganie organizmu człowieka staje się coraz powszechniejsze. W 2022 r. w sporządzonej przez WHO Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób ICD-11 pojawiła się „medycyna tradycyjna” (do której zalicza się również TCM) – będzie ona poddawana obserwacjom, badana pod kątem wpływu stosowanych metod na zdrowie. Może więc już niedługo i na Zachodzie zaufamy praktykom, które w Chinach działają od tysięcy lat.

Czytaj również:

Konstytucje zdrowia
i
zdjęcie: archiwum Patrycji Sadowskiej
Dobra strawa

Konstytucje zdrowia

Maria Hawranek

Ajurweda uczy obserwować ciało i wprowdzać je w harmonię z przyrodą. Patrycja Sadowska, terapeutka ajurwedy, wyjaśnia, jak współcześnie praktykować ten starożytny system leczniczy z dala od jego kolebki – Indii.

Maria Hawranek: Czytałam, że są trzy warianty dosz – naszych konstytucji – a każda z nich jest połączeniem dwóch z pięciu żywiołów: ognia, powietrza, przestrzeni, ziemi i wody. O co w tym chodzi?

Czytaj dalej