Budowanie rozłożone w czasie
i
fot. Estudio Palma
Marzenia o lepszym świecie

Budowanie rozłożone w czasie

Marcin Szczodry
Czyta się 5 minut

Incremental housing jako strategia na pewno nie jest odpowiedzią na wszystkie problemy. Dowodzi jednak, jak czasem bardzo prosta idea potrafi wiele zmienić.

Świat stoi w obliczu wyzwania, z którego skali nie zdajemy sobie sprawy: szacuje się, że już ponad połowa ludzkości żyje w miastach. Według prognoz ONZ do 2030 r. odsetek ten wzrośnie do 64%. Oznacza to, że w ciągu najbliższych 12 lat przybędzie ponad miliard „mieszczuchów”, którzy będą musieli gdzieś zamieszkać. Tu pojawia się problem. Tak gwałtowny wzrost liczby ludności w tak krótkim czasie nie miał precedensu w historii. Widać to wyraźnie, jeśli przyjrzeć się liczbom. Aby tylu osobom zapewnić dach nad głową, należałoby co tydzień budować miasto zdolne pomieścić milion mieszkańców. Przez 12 lat! To – w gruncie rzeczy – niewykonalne, ponieważ przy takim zapotrzebowaniu dotychczasowe metody planowania właściwie przestają funkcjonować.

Jedno jest pewne – migracja ludzi do miast to proces, którego nie da się powstrzymać. Miasta oferują szerokie możliwości rozwoju i wyższy standard życia. Ich mieszkańcy mają lepszy dostęp do rynku pracy i podstawowych usług, w tym opieki zdrowotnej i edukacji. Jednocześnie, dobrze funkcjonujące miasto to wysoce złożony system, który nie radzi sobie w sytuacji gwałtownego wzrostu populacji. Najlepszym na to przykładem są przedmieścia współczesnych megamiast Południa, takich jak Lagos czy Dakka. Tysiące ludzi, których nie stać na własne domy, mieszka tam w pozbawionych podstawowej infrastruktury slumsach. Żyją w fatalnych warunkach sanitarnych, bez dostępu do bieżącej wody i kanalizacji. Z powodu systemowego wykluczenia z życia politycznego i ekonomicznego trudno im wyrwać się z biedy.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

By temu zaradzić, potrzebne są alternatywne strategie rozwoju, które przy jak najmniejszym nakładzie kosztów mogą zapewnić godne warunki w miarę największej liczbie ludzi. Tradycyjny sposób budowania domów „pod klucz” jest zbyt kosztowny i czasochłonny, a przy tej skali problemu – po prostu nieefektywny.

Rozwiązaniem o dużym potencjale jest idea incremental housing, czyli budowania fazowego, rozłożonego w czasie. Pomysł jest prosty i zakłada, że przy niewielkiej pomocy ludzie są w stanie samodzielnie zapewnić sobie godne warunki życia. Chodzi o to, by w procesie planowania przyjąć logikę rządzącą powstawaniem nieformalnych osiedli. Zamiast stawiać gotowe domy, zapewnia się mieszkańcom schronienie z podstawową infrastrukturą potrzebną do zamieszkania. Oni z kolei, wraz z upływem czasu i po zgromadzeniu niezbędnych środków, mogą je według własnych potrzeb rozbudowywać. Pozytywnym aspektem tego systemu jest upodmiotowienie mieszkańców jako czynnych aktorów procesu oraz maksymalne wykorzystanie ograniczonych zasobów. Na dużą skalę umożliwia to rodzinom o najniższych dochodach uzyskanie przyzwoitych warunków mieszkaniowych i dostęp do podstawowych usług.

©estudio palma
©estudio palma
©estudio palma
©estudio palma

Jako przykład wykorzystania tej strategii posłuży nam jeden z projektów Alejandra Araveny, chilijskiego architekta i laureata prestiżowej Nagrody Pritzkera. Sięgnął po nią, projektując dom dla wysiedlonych z likwidowanej faveli w miasteczku Iquique w północnym Chile. Ograniczone fundusze pozwalały na budowę zaledwie kilkudziesięciu niewielkich mieszkań o powierzchni nie większej niż 30 m2. Nie chcąc budować tak ciasnych i niefunkcjonalnych kwater, zaproponował coś, co nazwał „połową dobrego domu”. Wyszedł z założenia, że skoro nie jest w stanie zapewnić rodzinom komfortowej powierzchni, wybuduje jedynie pierwszą połowę ich przyszłego domu i pozostawi miejsce na jego drugą część. W efekcie powstała otwarta struktura złożona z regularnie rozmieszczonych modułów mieszkalnych oddzielonych od siebie wolnymi przestrzeniami przeznaczonymi pod rozbudowę. Chodziło o to, by z biegiem czasu mieszkańcy wypełnili je według własnych potrzeb, nadając indywidualny charakter każdemu z segmentów. Model wypracowany w Iquique sprawdził się w 100% i zadziałał na tyle dobrze, że stał się wzorem dla kilku podobnych osiedli. Architekt udostępnił go innym w ramach domeny publicznej.

Idea incremental housing może być również odpowiedzią na inny palący problem współczesnych miast – deficyt przystępnych cenowo mieszkań. W większości zachodnich metropolii ceny wynajmu rosną w galopującym tempie, a kupno własnego mieszkania znacznie przekracza finansowe możliwości przeciętnego mieszkańca. Adaptacja podobnej strategii w budownictwie wielorodzinnym mogłaby znacznie obniżyć koszty budowy i zwiększyć zasób tanich mieszkań. Taką próbę podjęli projektanci z niemieckiej pracowni BeL w swoim projekcie Grundbau und Siedler. Eksperyment polegał na tym, że architekci zaprojektowali jedynie główną strukturę budynku, budowę mieszkań pozostawiając w gestii mieszkańców. Inspiracją był dla nich pomysł Le Corbusiera, jednego z najważniejszych architektów modernizmu. Na początku XX w. stworzył on innowacyjną koncepcję Maison Dom-Ino, czyli domu z gotowych elementów przeznaczonego do masowej produkcji. Jego rewolucyjny charakter polegał na tym, że pozbawiony był jakichkolwiek ścian. Cała konstrukcja ograniczała się wyłącznie do kilku filarów rozmieszczonych na obwodzie budynku, co umożliwiało dowolną konfigurację wnętrz. Dokładnie to samo zrobili architekci z BeL, tyle że w skali wielopiętrowego budynku. Powstała w ten sposób rama, której poszczególne kondygnacje mieli zabudować przyszli mieszkańcy. Dało im to zupełną wolność w indywidualnym kształtowaniu przestrzeni oraz wpływ na ostateczny wygląd budynku. Architekci wyposażyli ich w podstawowe materiały i szczegółowy podręcznik zawierający instrukcje dotyczące wszystkich etapów budowy. Takie rozłożenie odpowiedzialności zredukowało koszt całej inwestycji o 25%. Dodatkową korzyścią było to, że już na etapie budowy zawiązała się społeczność przyszłych mieszkańców, którzy nawzajem sobie pomagali.

Te dwa, tak odległe od siebie przykłady, świetnie pokazują prawdziwy potencjał idei budowania fazowego. Z jednej strony, niesie ona nadzieję na zmianę położenia rzeszy najbiedniejszych i obietnicę poprawy jakości ich życia. Z drugiej pokazuje, że istnieją całkiem realne alternatywy dla drogich deweloperskich mieszkań oparte na ideach spółdzielczości i kooperacji. Incremental housing jako strategia na pewno nie jest odpowiedzią na wszystkie problemy. Dowodzi jednak, jak czasem bardzo prosta idea potrafi wiele zmienić. Biorąc to pod uwagę, aż trudno uwierzyć, że ciągle tak niewiele jest projektów opartych na tej filozofii.

Czytaj również:

Żaden beton
i
Pałac Bursztynowy, Jaipur, Indie; zdjęcie: RealityImages/Adobe Stock
Marzenia o lepszym świecie

Żaden beton

Klaudia Khan

Tradycyjne domy w gorących rejonach świata – zbudowane z gliny, z małymi oknami, wewnętrznymi dziedzińcami czy wieżyczkami „łapiącymi wiatr” – nie potrzebowały klimatyzacji i wiatraków, aby użyczyć chłodnego schronienia mieszkańcom.

W Bannu, położonym w południowej części prowincji Khyber Pakhtunkhwa w Pakistanie, popołudniami życie spowalnia. Wyludniają się dziedzińce tradycyjnych domów. Mieszkańcy udają się na poobiednią drzemkę albo chronią przed słońcem na werandzie od wewnętrznej strony domu. Jest kwiecień i temperatura dochodzi do 30°C. Wysokie stropy, grube gliniane ściany i podłogi wyłożone płytkami z gliny oraz niewielkie otwory okienne znajdujące się niemal pod sufitem skutecznie chronią nas przed żarem dnia. W czerwcu i lipcu będzie jeszcze goręcej, nawet do 45°C. Werandy zostaną osłonięte kotarami albo trzcinowymi roletami, a gdy zabraknie prądu – czyli przez większą część doby – odrobinę chłodu zapewnią jaali, tzn. ażurowe łamacze światła zdobiące ściany.

Czytaj dalej