Radosny ptak Drongo
i
Nosy Be. Madagaskar w 1974 r./ fot. Madagascar74 (Wikimedia Commons)
Wiedza i niewiedza

Radosny ptak Drongo

Arkady Fiedler
Czyta się 10 minut

Las jest moim przyjacielem

Śpiewał mi dziecięce piosenki, gdy mnie ojciec prowadził jeszcze za rękę. Potem był nad Ivahy w Paranie. Potem uczył kochać grozę nad Ukajali. Potem pachniał żywicą w Kanadzie. Las jest mi więcej niż przyjacielem: wszedł w moje życie jak życzliwy, stanowczy doradca i kieruje losem. Moje ścieżki prowadzą przez las.

Puszcza, otaczająca nas w Ambinanitelo, rośnie na wszystkich górach i schodzi do samej doliny, by zatrzymać się dopiero na skraju błotnych ryżowisk. Jest to puszcza żywa, parna, bojowa, natłoczona zielenią zachłannych roślin i zgiełkiem zwierząt: co dzień słyszymy w naszej chacie o wschodzie słońca chóry lemurów, przed wieczorem śpiew leśnego ptactwa, w nocy – tajemnicze okrzyki i nieodgadnione łoskoty. Puszczę widzimy o każdej porze dnia, także w gwiezdne noce; natomiast ginie nam zupełnie z oczu co dzień punktualnie o pierwszej godzinie po południu, gdy na dolinę spada gorący, huraganowy deszcz. Po deszczu wyrastają tęcze. 

Nie chodzę na razie do puszczy. Mam w domu wiele pracy, piszę. Zresztą wieś pochłania całą moją uwagę, wieś, która wypowiedziała nam cichą, uporczywą walkę. A jednak poznaję puszczę; wiele przybywa od niej do mej chaty. 

Bogdan Kreczmer, mój towarzysz – zoolog, przynosi nowiny o swych żyznych odkryciach. W południe, w czasie wspólnego obiadu, zdaje mi sprawę z porannych wycieczek, a że jest mi pokrewny duszą i sercem, nie wiele potrzebuje słów. Przeżywam jego leśne doświadczenia, w których występują zadzierzyste owady, rzadkie ptaki, drzewiaste paprocie, palmy rafiowe, rojne życiem kałuże, słowem, cały ów twórczy, plenny, podniecający świat przyrodnika. 

Pod wieczór, weszło to w zwyczaj, odwiedza mnie n

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Zanim się zacznie
i
Najwcześniej (i to o prawie całą dobę!) słońce wstaje na wyspie Upolu w archipelagu Samoa. Za to pod każdą szerokością geograficzną zachwyca tak samo. Park Narodowy Amboseli, Kenia; zdjęcie: Ray in Manila (CC BY 2.0)
Pogoda ducha

Zanim się zacznie

Paulina Wilk

W Kenii świt wygląda jak krwawa wstęga. W Peru poranek to wielka cisza. W Indiach jest porą ulotnej świeżości. A w Seulu nie ma go wcale.

Wódz mówi, że miasto jest niebezpieczne. W przeciwieństwie do ziemi, przez którą teraz idziemy; ona nie ma przed nim tajemnic. Mówi też, że chłopcy z jego plemienia udają się do buszu na wiele miesięcy i wracają do wioski dopiero wtedy, gdy nauczą się radzić sobie z zagrożeniami. Małymi i wielkimi. „Nie bój się stada pędzących antylop. Bój się tego małego pająka. Jeśli ukąsi, umrzesz”. Odsuwa kijem drobnego stawonoga szybko pokonującego nierówności na chłodnej jeszcze ziemi. Ledwie zdążam go dostrzec, a znika w ciemności. Światło zapiętej na głowie latarki wykrawa niewielki krąg w zupełnej, niepoddającej się negocjacjom czerni. Zmrok w Masai Marze zapadł wczoraj w okamgnieniu, nieodwołalnie. Zdążyłam jeszcze dostrzec idących ku nam Masajów w czerwonych kraciastych kangach; w ich strojach odbijało się niknące światło dnia, wydawało się, że świecą. A po chwili nie widać już było niczego. Czerń nakryła nas, siedzących wokół ognia, jak ciężki smolisty płaszcz.

Czytaj dalej