Możecie mi wierzyć lub nie, ale znalazłem ostatnio księgę, a w niej przepis na pierwotną zupę – tę samą, w której ponoć zaczęło się ziemskie życie. To była leniwa niedziela. Słońce wlewało się przez zasłony, a rozproszone na cząsteczkach kurzu strumienie światła przypominały mleczne kłaczki. Zawieszony w powietrzu dym z papierosa lenił się jak ja. Garnek z wywarem postawiłem na wolnym ogniu, tofu zalałem marynatą i wyszedłem na spacer. Rozmyślałem nad sensem wszystkiego. Gdy już miałem uchwycić myślą rozwiązanie zagadki, gdy już wskazywałem palcem wyobraźni punkt przecięcia wszystkich wektorów przyczynowości, gdy atomy prawdy miały skrystalizować się w ostateczny fraktal istnienia, potknąłem się i wywróciłem. Poirytowany podnosiłem się z ziemi, strzepując pył z kolan, i wtedy kątem oka dostrzegłem dziwny kształt wystający spod korzenia – sprawcy zamachu na moje życie. Kształt okazał się księgą. Na grzbiecie opasłego tomu widniały symbole, których nie rozumiałem. Z drzewa zerwał się ptak. Na sekundkę oderwałem wzrok od książki, a kiedy znów na nią spojrzałem, znaki uporządkowały się w czytelne słowa. Napis głosił: „Tohu wa-Vohu przedstawia sposoby organizacji materii w układy żywe”. Przekartkowałem księgę, która pełna była wzorów związków chemicznych, równań matematycznych i schematów biologicznych poprzeplatanych tekstem. Wrzuciłem tom do plecaka i ruszyłem ku pracowni mojego przyjaciela, którego zazwyczaj prosiłem o pomoc w rozwiązaniu problemów natury okultystyczno-scjentystycznej. Także tym razem nie zawiodłem się na jego wiedzy. To, czego dzięki niemu dowiedziałem się z księgi, spróbuję streścić, byście i wy mogli podjąć próbę stworzenia życia w warunkach domowych.
W lipidowym domku
Wstęp głosił: „Jesteś przedwiecznym bóstwem, ale w twoim trwaniu czegoś brakuje? Ciągle tylko eksperymenty myślowe i figurki z gliny, a marzą ci się organiczne zabawki, których nie trzeba nakręcać? Czujesz, że twoje istnienie mogłoby zostać wzbogacone jakąś formą kultu? Ta książka może zaspokoić te potrzeby. Pamiętaj, że proces ciężko zatrzymać, a raz zasiane życie jest bardzo trudne do eradykacji. Abyś mógł wytworzyć życie, musisz wpierw zrozumieć, czym życie jest. Definicji mamy wiele. Najważniejsze to zdolność układu do replikacji, metabolizmu i ewolucji. Formy życia, które najchętniej sięgają po religię, mają budowę komórkową. Ciało z mózgiem zdolnym do wiary jest bardzo skomplikowane i niejedno bóstwo polegnie przy próbie zbudowania go od zera. Najlepiej więc upichcić życie jednokomórkowe i pozwolić mu na kilka miliardów lat ewolucji. Jak to się mawia w naszych kręgach: siódmego dnia się odpoczywa! Przed użyciem któregokolwiek z przepisów zapoznaj się z treścią ustępu Charakterystyka komórki dołączonego do instrukcji bądź skonsultuj się z wyrocznią lub alchemikiem, gdyż każde życie niewłaściwie zgotowane zagraża twojemu bytowi lub zdrowiu psychicznemu”. Pierwszy ustęp głosił: „Komórkowa budowa ma to do siebie, że oddziela wnętrze żyjątka od środowiska. Dzięki temu środek nie wylewa się do zupy. Gdyby się wylał, wszystko diabli by wzięli, ponieważ klocki budulcowe rozpłynęłyby się po bulionie i już nigdy nie uporządkowały. A życie jest uporządkowaniem. Potrzebujesz więc błony komórkowej, która będzie odgrywać rolę opakowania. Z doświadczenia olbrzymiej liczby iteracji wiem, że całkiem dobrze sprawdza się dwuwarstwa lipidowa. Lipid składa się z lubiącej wodę główki i wodowstrętnego ogonka.