Polityka żywych trupów
i
ilustracja: Igor Kubik
Wiedza i niewiedza

Polityka żywych trupów

Adam Węgłowski
Czyta się 4 minuty

Poseł upicki Władysław Siciński uchodzi za pierwszego parlamentarzystę, który wykorzystując zasadę liberum veto, nie pozwolił na kontynuację obrad sejmu. Uczynił to w 1652 r., ponoć za poduszczeniem potężnego litewskiego magnata Janusza Radziwiłła (dobrze znanego z Potopu) i wbrew protestom wzburzonej szlacheckiej braci. 20 lat później Siciński już nie żył, rzekomo trafiony piorunem. Ani chybi kara boska. Nie koniec na tym.

Powiadają, że nie chciała go przyjąć ziemia. Cokolwiek to oznaczało, faktem jest, że zwłoki Sicińskiego wylądowały w szafie kościoła w Upicie. Zmumifikowały się. Stały się atrakcją dla ciekawskich chcących stanąć oko w oko z wiarołomnym posłem, który w powszechnym mniemaniu zamienił się w „upiora z Upity”. Tak to już bywa z politykami. I nie tylko Siciński o tym się przekonał.

Trupi synod i kardynalska głowa

Kiedy Aleksander Wielki zmarł w Babilonie w 323 r. p.n.e., jego ciało zmumifikowano i złożono w złotym sarkofagu wypełnionym miodem. Natychmiast jednak stało się kością niezgody pomiędzy dowódcami Macedończyka chcącymi przejąć po nim schedę. Opieka nad szczątkami Aleksandra stanowiłaby legitymację władzy dla każdego z nich. Ostatecznie ciało wylądowało w Egipcie, w grobowcu w Aleksandrii. Złotą trumnę wymieniono na kryształową. Do miejsca tego pielgrzymowali nawet rzymscy cesarze. Jednak do dziś nie wiadomo, gdzie go szukać. Mumia największego zdobywcy w dziejach przepadła! Prawdopodobnie nie została jednak celowo zniszczona – a właśnie takich przypadków było w historii najwięcej.

Oto w 897 r. zmarłego rok wcześniej papieża Formozusa na polecenie jego następcy wydobyto z grobu, by pośmiertnie osądzić za polityczne grzechy. Odbyło się to podczas specjalnego synodu. Zwłoki były w tak dobrym stanie, że posadzono je na tronie i ubrano w papieskie szaty. Całkiem jakby sądzono żywego człowieka, a nie zmumifikowane truchło! Po wydaniu wyroku skazującego Formozusa poćwiartowano i wrzucono do Tybru.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Jeszcze gorszy los spotkał słynnego kardynała Richelieu. Nie był we francuskim społeczeństwie postacią, delikatnie mówiąc, zbyt popularną. Dlatego po śmierci w 1642 r. pochowano go w bezpiecznej krypcie na Sorbonie. Jednak półtora wieku później grób znienawidzonego kardynała otwarto podczas rewolucji francuskiej. Kiedy okazało się, że zwłoki są świetnie zachowane, sankiuloci je rozszarpali. Głowę odcięli w parodii egzekucji na gilotynie. (Czerep przywłaszczył sobie niejaki Cheval, rewolucjonista i kapelusznik). Dopiero w drugiej połowie XIX stulecia pochowano ją z powrotem.

W porównaniu z Richelieu za szczęściarę może uważać się Evita. Kiedy zmarła w 1952 r., jej mąż Juan Perón polecił zabalsamować ciało. Argentyńczycy traktowali je niczym relikwię. Lecz nie wszyscy. Kiedy trzy lata później Peróna obalono, nowe władze ukryły mumię Evity. Wywiozły ją do Włoch i tam pochowały pod fałszywym nazwiskiem. Mumia wróciła do ojczyzny dopiero w latach 70., częściowo uszkodzona. Trafiła do podziemnej krypty na ekskluzywnym cmentarzu Recoleta w Buenos Aires.

Takich upiornych historii krąży więcej, chociaż nierzadko ubarwionych. Weźmy na przykład Johna Wilkesa Bootha – zabójcę prezydenta Abrahama Lincolna (1865). Niecałe sto lat temu domniemana mumia zamachowca krążyła po Stanach Zjednoczonych jako cyrkowa atrakcja. Spryciarze, którzy wpadli na ten pomysł, nie wyszli jednak na tym dobrze. Wśród wystawiających mumię mnożyły się plajty i wypadki. Doszło nawet do porwania nieboszczyka przez zbulwersowanych weteranów wojny secesyjnej! Mumia Bootha stała się amerykańską wersją „klątwy Tutanchamona”.

Przywódcy wiecznie żywi

Prawdopodobnie zmumifikowany został przed pochówkiem także sam prezydent Lincoln. Jednak nie zrobiono tego z takim przytupem jak w przypadku wielu polityków w XX w. Jego ciało nie stało się pomnikiem dla przyszłych pokoleń, nieomal bożkiem wystawionym na widok publiczny. Dlaczego? Bo w kulcie zwłok przywódców celowano w ustrojach autorytarnych (czasem nawet wbrew woli samych zainteresowanych). Wystarczy spojrzeć na listę słynnych XX-wiecznych mumii: Lenin (zm. 1924), Dimitrow (1949), Stalin (1953), Gottwald (1953), Ho Chi Minh (1969), Mao Zedong (1976), Kim Ir Sen (1994).

Stalin z czasem został zakopany na cmentarzu pod murami Kremla. Niezbyt udaną mumię Gottwalda czechosłowaccy towarzysze ostatecznie skremowali, by nie stała się nad Wełtawą obiektem drwin. Dimitrowa pogrzebano w Sofii w 1990 r., po upadku komunizmu. Lecz Lenin wciąż spoczywa w swoim mauzoleum – choć bardziej jako atrakcja turystyczna i pamiątka po Związku Radzieckim niż polityczny patron kolejnych pokoleń. Nietykalne pozostają mumie Ho Chi Minha, Mao Zedonga oraz Kim Ir Sena. Ich kult trwa.

Wytatuowane trofea

Jeden z najniezwyklejszych politycznych żywotów wiodły jednak nie mumie wielkich przywódców, lecz… zasuszone, wytatuowane głowy nowozelandzkich Maorysów. Nazywane są mokomokai. Pierwotnie były to maoryskie rodowe pamiątki i trofea wojenne. W drugiej połowie XIX stulecia Maorysi zaczęli sprzedawać je Brytyjczykom. Przehandlowywali zmumifikowane głowy na broń palną.

Mokomokai interesowały zwłaszcza brytyjskiego generała Horatia Gordona Robleya. Do ojczyzny wrócił z pokaźną kolekcją około 40 głów. W 1895 r. nawet sfotografował się z tym upiornym panopticum. Kilkanaście lat później, gdy wpadł w kłopoty finansowe, postanowił odsprzedać mokomokai władzom nowozelandzkim. Te nie były wtedy zainteresowane. Ostatecznie kupiło je od Robleya nowojorskie Muzeum Historii Naturalnej.

Nowozelandczycy przypomnieli sobie o mokomokai po kilkudziesięciu latach. Nagle zaczęli doceniać maoryskie dziedzictwo. A i sami Maorysi pożałowali bezsensownego handlu z czasów kolonialnych. Rozpoczęły się targi z Amerykanami. Ostatecznie głowy Robleya wróciły na Antypody w 2018 r. Niestety, nie był on jedynym kolekcjonerem zmumifikowanych głów. Wciąż znajdują się one w prywatnych i państwowych kolekcjach na świecie, a Nowozelandczycy biją tam głową w mur.

 

Czytaj również:

Piekarski tuzin faktów o trzynastce
i
ilustracja: Marek Raczkowski
Wiedza i niewiedza

Piekarski tuzin faktów o trzynastce

Adam Węgłowski

Zima, wiosna, lato, jesień, zima, wiosna, lato, jesień, zima, wiosna, lato, jesień, zima – liczyliśmy wiele razy i wychodzi, że to już trzynasty numer „Przekroju” jako kwartalnika. Jest to oczywiście szczęśliwa, włoska trzynastka, więc żeby szczęścia było więcej, proponujemy tredici ciekawostek.

Trzynastka jest liczbą wesołą. Przynajmniej dla matematyków. Za wesołą uważają oni bowiem liczbę naturalną złożoną z cyfr, których kolejne dodawane kwadraty sumują się do 1. Jak to działa? W przypadku 13 najpierw sumujemy jeden do kwadratu plus trzy do kwadratu. A 1 + 9 daje 10. Następnie sumujemy jeden do kwadratu i zero do kwadratu. Czyli 1 + 0 = 1. Już wam wesoło? Właśnie dlatego nie jesteście matematykami.

Czytaj dalej