Księga urodzaju
i
"Stwarzanie świata", 1921 r., Stanisław Ignacy Witkiewicz; źródło: Wikimedia Commons
Doznania

Księga urodzaju

Tomasz Sitarz
Czyta się 6 minut

Nowoczesna biologia spotkała się z mitologią, a traf chciał, że stał tam akurat Tomasz Sitarz. I powstała opowieść o konkurencji i walce w każdym centymetrze gleby, ale też o wielkim sojuszu między grzybami i roślinami.

Na początku było nasiono.

Powiedział: „Niech stanie się woda, środowisko dla reakcji chemicznych i rozpuszczalnik dla wszelkiego ­życia”.

I umoszczone w czerni gleby nasiono pęczniało pobieraną wodą i złapało pierwszy oddech. Enzymatyczne emanacje pierwotnej energii życiowej, lipazy, amylazy i proteazy, atakowały substancje zapasowe, przecinając łańcuchy ich polimerów, zrywając kajdany pętające metabolizm, który raz podjęty trwać będzie aż po kres czasu.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Powiedział: „Niech stanie się światło, które będzie absorbowane przez chlorofil, a energia kwantu światła niech będzie pokarmem dla roślin zielonych”. A skorupka kosmicznego jaja pękła w dwóch miejscach. Ku Inannie, pani wschodu Słońca wyniesione zostały liścienie, w których barwniki fotosyntetyczne wychwytują energię Słońca. Ku Ereszkigal, pani Krainy bez Powrotu, przez labirynt ziarenek gleby, wił się korzeń, węsząc w poszukiwaniu wody. „Żadne drzewo nie wzrośnie do nieba, jeśli jego korzenie nie sięgają do piekła” – oznajmił, obserwując pierwsze podrygi nasionka, a widząc, że promienie słońca i krople wody nie wystarczą, by nakarmić drzewo wszystkich drzew, ustanowił pomniejsze bóstwa.

„Ziemio, Matko wszechrzeczy! Przyjęłaś w swoje łono ziarno, nie pozwól mu obumrzeć. Nasyć je swoją wodą i swoim ciepłem, a jeśli tego będzie mało, wyślij synów i córki swoje, by odżywili kiełek stworzenia. Niech rośnie w głąb spragniony korzeń, niech pnie się ku niebu wieża łodygi, niech cieniem świat przykryją słońca złaknione liście, a owoce niech będą pokarmem dla wszystkich żywych stworzeń”. Usłuchała próśb Matka i zwołała chtoniczne gremium.

Rzekła Matka pierwszego dnia: „Niech stanie się azot. Niech staną się bakterie brodawkowe, RhizobiumBradyrhizobium. Niech porosną całość korzenia, wytworzą na nim brodawki i zwiększą jego powierzchnię wchłaniania. Niech asymilują azot cząsteczkowy z powietrza i mieczem nitrogenazy tną twarde potrójne wiązania w cząsteczce N2, których roślina sama przeciąć nie może. Niech azot w amoniak się przerodzi, a ten rozpuszczalnym się stanie i przez roślinę wchłoniętym będzie. Niech zostanie budulcem aminokwasów, a z nich niechaj staną się białka wszelkie, enzymy maszynerii metabolicznej. Siła metabolizmu aminokwasom da nowe życie jako cukrom i nukleo­tydom, które w matryce kwasów ­nukleinowych się złożą”.

Rzekła Matka drugiego dnia: „Niech stanie się fosfor. Niech staną się bakterie Bacillus megaterium i grzyby Aspergillus terreus. Niech zwiększają kwasowość gleby, tym samym rozpuszczając niedostępny fosfor, i niech chelatują, wiążą go w glebie, tak by dla roślin mógł się stać budulcem. Wytwarzać też będą fosfatazy, które z martwych resztek istot fosfor wyrywać będą, trawić truchła i wprowadzać z powrotem w obieg materii, tak by woda wiecznie spadała na młyńskie koło istnienia. A fosfor ten niech trafi do metabo­lizmu rośliny, gdzie w kwasy nuklei­nowe i białka się wbuduje i niech w formie ATP będzie magazynem energii pochodzącej z oddychania”.

Rzekła Matka trzeciego dnia: „Niech staną się siderofory. Niech bakteria Pseudomonas fluorescens wytwarza małocząsteczkowe substancje, które żelazo wiązać będą i zmieniać formę jego z nierozpuszczalnej w rozpuszczalną. Niech siderofory wydzielone do gleby zostaną, między niezliczone ziarnka wszechświatów. Związane żelazo trafiać będzie do roślin i elementem wielu enzymów utleniających oraz redukujących się stanie. Niech wejdzie też w skład pigmentów, które będą stanowić o kolorze rośliny i wydajności jej foto­syntezy. Gleba niech ubogą w żelazo się stanie, a pierwszeństwo we wchłanianiu niech roślina ma przed innymi organizmami. Bez żelaza łatwo dostępnego w środowisku niech wszelkie patogeny głodne będą, niezdolne do rozmnażania i bezsilne w próbach infekcji sadzonki”.

Rzekła Matka czwartego dnia: „Niech się staną fitohormony. Agrobacterium, Streptomyces, Alcaligenes niech wytwarzają je i uwalniają do środowiska. Gdy roślina je przyjmie i podda się ich mocy, wspierać będą jej wzrost. Gibereliny niech indukują kwitnienie i wzrost wydłużeniowy. Auksyny niech stymulują podziały komórkowe, wzrost korzeni przybyszowych i powstawanie owoców. Kwas abscysynowy niech reguluje starzenie rośliny i wprowadza ją w stan spoczynku. Niechaj organizmy wytwarzają całą gamę cząsteczek i niech wspomagają one roślinę, tak by mogła ona służyć swym podziemnym bóstwom. Granice między uczestnikami cudu życia niechaj się rozmyją i niech nie będzie już jasne, kto komu służy, a kto komu panem”.

Rzekła Matka piątego dnia: „Niech stanie się odporność rośliny. Grzyb Trichoderma harzianum niech ją indukuje i wprowadza w stan czuwania, w którym odporna będzie na patogenne żyjątka. Niech geny związane z odpornością aktywnymi będą, niechaj ich ekspresja stanie się faktem. Ściana oddzielająca roślinę od środowiska niech grubieje i niech nie będą jej straszne owady i pasożyty. I niech trwa nieustająca wojna między bóstwami. Konkurencja, fortele, zdrady niech będą metodami walki. Niechaj Pseudomonas antybiotyki wydzieli i komórki innych bakterii strawi i zniszczy. Niech fungicydy sieją spustoszenie w grzybowych szeregach. Lizozym, chitynazy, celulazy niechaj w glebie się panoszą i rozpuszczają komórki wszelkie. Niechaj wirusy sczezną pod butem niespecyficznych reakcji immunologicznych oraz zmian kwasowości środowiska. Niech wszędzie będzie śmierć, stale i ciągle, bez ustanku śmierć. Z niej odrodzenie, nowe życie, nowe trwanie i nowa śmierć, bo nie będzie ostatniego dnia. Nie będzie apokalipsy ani kropki na końcu zdania; trwać będzie cykl tworzenia i dekonstrukcji po wsze czasy”.

Zapadł zmierzch i zadumała się Matka. Czy na tym właśnie ma być zbudowany świat ożywiony? Na ciągłym zniszczeniu, wojnie i konkurencji? Czy nie jest to wizja zbyt okrutna? Czy owoce z karmionego krwią drzewa nie przejdą goryczą, zamiast słodycz dawać światu? Czy nie może stać się Życzliwość?

Rzekła więc szóstego dnia: „Niech stanie się mykoryza. Grzybowa gromada Glomeromycota niech zburzy mur oddzielający korzeń drzewa od gleby i niech jednym, składającym się z dwóch, staną się. Niech strzępki grzyba wrosną w roślinę i oplotą ją jak całunem. Mutualistycznie, ku wzajemnej korzyści trwać będą i ewoluować razem. Grzybnia wodę będzie chłonąć dla drzewa, a ono karmić ją słodkim nektarem glukozy. Grzyb do gleby enzymy wydzielać będzie, toksyczne dla żarłocznych nicieni chcących korzenie kąsać. Insektom szkodzić też będzie mykoryza, gdyż aktywować będzie ona odpowiedź immunologiczną drzewa, odpornym je czyniąc. Będą grzyby modulować kwasowość gleby, tym samym ułatwiając drzewu odżywianie się, ale też wpływać na populacje wszelkich innych mikroorganizmów, sprowadzając harmonię i nie pozwalając żadnemu z nich na patologię dominacji. Niech grzybnia stanie się magazynem wody, z którego drzewo czerpać będzie podczas suszy i nie będzie nieurodzaju ani głodu. Niechaj efemeryczne niteczki grzybni i korzenia splotą się w brzemienny w możliwości gobelin wspólnego stawania się grzyba i drzewa, który rozrośnie się na cały świat ożywiony. Każdy uczestnik cudu będzie niezbywalny i niechaj nikt nie czuje się niepotrzebny”.

Siódmego dnia przysiadł pod drzewem wraz z Matką i oboje wiedzieli, że cień pod koroną był dobry. Obserwowali drzewo wszystkich drzew wraz ze wszelkimi procesami zachodzącymi pod i nad powierzchnią gleby. Światło padało na liście, w chloroplastach wzbudzało cząsteczki chlorofilu. Ten zaś przekazywał energię wzbudzenia do dalszych cegiełek zasilanego dwutlenkiem węgla szlaku fotosyntetycznego, z którego rodził się cukier. Jedną miarkę cukru drzewo zatrzymywało dla siebie, by w procesie oddychania wytworzyć energię i dwutlenek węgla, który wracał do atmosfery, a po przebyciu niezliczonych dróg znów trafiał do drzewa jako pokarm. Cukier był też włączany w inne szlaki metaboliczne, gdzie stawał się aminokwasami, hormonami, tłuszczami. Drugą miarkę cukru drzewo przekazywało korzeniom, by oddały go glebie. Tam zaś stawał się pokarmem dla pomniejszych bóstw, które w ten sposób pobierały zapłatę za swoje usługi i równymi drzewu były. Widzieli tę plątaninę interakcji i wiedzieli, że jest sprawiedliwa.

– Czy wszystko musi być zbudowane na fundamencie zniszczenia, przemijania? – spytała Matka.

– Nie ma alternatywy. Co się zrodziło, musi umrzeć – odpowiedział.

– A ja? A ty?

– Nie ma alternatywy.

Czytaj również:

Myśli maślaka
i
ilustracja: Natka Bimer
Wiedza i niewiedza

Myśli maślaka

Tomasz Sitarz

Uwaga, uwaga! Tylko u nas! Nasz niezastąpiony biolog-reporter Tomasz Sitarz rozmawia z maślakiem sitarzem. Skromny grzyb okazuje się nie lada mędrcem i daje gatunkowi Homo sapiens kilka bezcennych rad.

Latem wybrałem się ze znajomymi na biwak. Dzień po przyjeździe obudziłem się wcześnie, by przespacerować się po okolicy i nazbierać kurek do śniadania. Ambaras w tym, że okulary zostawiłem w namiocie, a bez nich mam problem z odróżnianiem gatunków. Byłem jednak zdeterminowany i po omacku nazbierałem garść kapeluszników, po czym wróciłem do obozu.

Czytaj dalej