Demokracja bez gorsetu
i
Adeline Harris Sears (praca rozpoczęta w 1856 r.) narzuta uszyta ze skrawków jedwabiu, podpisywanych przez różnych amerykańskich polityków czasów Wojny Secesyjnej
Wiedza i niewiedza

Demokracja bez gorsetu

Adam Aduszkiewicz
Czyta się 8 minut

Gdy rzeczywistość przerasta wcześniejsze doświadczenie, trzeba podjąć inteligentny wysiłek, by je poszerzyć. Społeczności, które tego nie potrafią, są skazane na stagnację i upadek.

Economist Intelligence Unit publikuje co roku indeks, w którym opierając się na pięciu prostych kryteriach, ocenia poziom demokracji w różnych krajach. Te kryteria (analizowane za pomocą 60 wskaźników) to: proces wyborczy i pluralizm, wolności obywatelskie, funkcjonowanie rządu, partycypacja polityczna i kultura polityczna. Indeks dzieli państwa na cztery kategorie: demokracje pełne, wadliwe, hybrydowe i autorytarne. W raporcie za 2016 r. do kategorii pełnych demokracji zaliczono tylko 19 państw. Polska, no cóż, znalazła się na 52. miejscu pośród demokracji wadliwych. Ale w tej samej grupie wylądowały również (z lepszym jednak wynikiem) USA i Francja.

Uwagę w indeksie zwraca pewna osobliwość. Otóż w „top ten” demokracji jest aż sześć monarchii. Pierwsze miejsce od lat zajmuje Królestwo Norwegii. Oprócz niego na czołowych pozycjach w tej grupie znajdziemy Szwecję, Danię i państwa, których głową jest nadal Elżbieta II, czyli Nową Zelandię, Kanadę i Australię. W grupie 19 pełnych demokracji mamy dziewięć monarchii. Natomiast im niżej w rankingu, tym ich mniej. W strefie demokracji hybrydowych i państw autorytarnych pełno różnych republik i demokracji aż po niezłomnie trwającą na ostatniej pozycji demokrację ludową w Korei Północnej. 

Dlaczego w „top ten” demokracji jest tak wiele monarchii? Czy dlatego, że monarchie w zachodnim świecie są już tylko dekoracją? A może dlatego, że znacznie częściej dekoracją są instytucje demokratyczne, a dojrzałe monarchie odkryły jakąś ważną prawdę pozwalającą im uniknąć pułapek, w które wpadają młode i niedojrzałe demokracje? Co więc w demokracji może pójść źle albo od czego zależy, żeby poszło dobrze? Co jest jej solą, co sprawia, że jej wzorem mogą być szacowne monarchie, a szanowane republiki trafiają na listę demokracji wadliwych? I co prócz hipokryzji powoduje, że opresyjne reżimy tak bardzo starają się zachować pozory demokracji?

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Tygrys czy bazyliszek, czyli jak sprawdzić słuszność idei

Kilka wartych uwagi wskazówek, gdzie szukać odpowiedzi na te pytania, znajdziemy w wydanej w 2017 r. 
książce Pragmatism as a Way of Life dwojga wybitnych filozofów, przedstawicieli amerykańskiego pragmatyzmu Ruth Anny Putnam i Hilary’ego Putnama. Pragmatyczne spojrzenie na demokrację pozwala dostrzec coś, bez czego pozostaje tylko ustrojowa fasada. 

Pragmatyzm zrodził się pod koniec lat 70. XIX w. jako reakcja na amerykański idealizm. Wniósł nowe podejście do idei w tym sensie, że proponował, aby ich sensowność weryfikować na podstawie skutków, do których prowadzą. Wyobraźmy sobie na przykład, że korzystając z dostępnych informacji, dopracowaliśmy się idei tygrysa. Wyruszamy w daleką podróż albo po prostu idziemy do zoo, żeby spotkać się z tygrysem i zweryfikować nasze wyobrażenia. Jeśli idea była prawdziwa, doprowadzi nas do swego przedmiotu. Znajdziemy tygrysa. Jeśli była bzdurna, jeśli poszukiwaliśmy jednorożca lub bazyliszka, jedynie nazywając go tygrysem, do niczego nas nie doprowadzi. Ta zasada dotyczy różnych wymiarów życia. Życia osobistego tak samo jak publicznego. Trudność polega na tym, że idee, poglądy na życie i świat wokół nas są ważne do czasu, ale gdy tracą aktualność, niełatwo się z nimi rozstać. Może to się wydawać niewiarygodne, ale polska strona Stowarzyszenia Miłośników Płaskiej Ziemi na Facebooku ma 771 polubień! I nie jest to odosobniony wyskok grupy lokalnych ekscentryków, bo ruch zwolenników tezy, że Ziemia jest płaska, istnieje na świecie od lat 80. XIX w. i nie widać oznak jego schyłku. 

Wzorem radzenia sobie z przestarzałymi ideami i teoriami są nauki eksperymentalne. Jeden z najważniejszych przedstawicieli pragmatyzmu John Dewey pisał, że nauka jest inteligentnym sposobem radzenia sobie z trudnościami. Określenie „inteligentny” nie jest bez znaczenia. Można bowiem radzić sobie z trudnościami i przeszkodami właśnie inteligentnie lub nieinteligentnie. Działanie inteligentne zakłada proces myślenia i badania, „ciągły proces zmieniania nieokreślonej, nieustalonej sytuacji w sytuację określoną i jednolitą, przez działania przekształcające pierwotnie dany przedmiot”. Działanie nieinteligentne to uparte trzymanie się przestarzałych poglądów, zwyczajów, tradycji, które zaciemniają, a nie rozjaśniają obraz świata.

W odniesieniu do życia społecznego oznacza to zmianę wartości, jakimi kierują się ludzkie zbiorowości. Dewey pisał: „Mamy skłonność, żeby myśleć o demokracji jako pewnego rodzaju mechanizmie politycznym, który tak długo będzie działał, jak długo obywatele są w rozsądnym zakresie oddani wypełnianiu obowiązków obywatelskich”. Jednak ten opis nie jest wystarczający. „Musimy uznać – pisał również – że demokracja jest osobistą drogą indywidualnego życia”. Oznacza to, że każdy człowiek powinien móc uczestniczyć w kształtowaniu wartości, które regulują wspólne życie ludzi, „co jest konieczne zarówno dla ogólnego dobrobytu, jak i dla pełnego rozwoju każdego człowieka jako jednostki”. 

Wartości jak dzieła sztuki

Trudność, z jaką musi się zmierzyć demokracja, polega na tym, że kształtowanie wartości, a więc dyskusja o nich, zawsze angażuje olbrzymie emocje. Psycholog moralności Jonathan Haidt w książce Prawy umysł przytacza badanie, w którym porównywano, jak oceniają te same sytuacje Hindusi ze stanu Orisa i Amerykanie. Zarówno jedni, jak i drudzy potępili zachowanie człowieka, który zauważył psa śpiącego przy drodze, podszedł i go kopnął. Ale Amerykanie uznali za zły, natomiast Hindusi za całkowicie dopuszczalny postępek męża, który gdy dowiedział się, że jego żona poszła sama do kina, sprawił jej lanie. Z kolei Hindusi ocenili jako złe, a Amerykanie jako dopuszczalne to, że w pewnej rodzinie 25-letni syn zwraca się do ojca po imieniu. Czy ktokolwiek z uczestników badania potrafiłby uzasadnić swoją ocenę? Z pewnością każdy przytoczyłby wiele mocnych argumentów, żeby bronić swojego stanowiska. To jednak nie to samo, co zrozumieć i poddać krytycznej refleksji przesłanki, którymi ktoś się kieruje, odwołując się do tych lub innych wartości. Zbiorowe wartości opornie poddają się krytycznej refleksji. Haidt tłumaczy to tym, że reakcje zawierające ocenę moralną są wynikiem długiego procesu ewolucji ludzkich społeczności, w którego toku dorobiły się one różnych wzorów zachowań pozwalających grupie przetrwać rywalizację z innymi grupami. Takimi fundamentalnymi wzorami są np. troska, sprawiedliwość czy lojalność wobec członków swojej społeczności. A ponieważ te wzorce wykształciły się w twardej walce o przetrwanie i są tak stare, że dawno nie pamiętamy o ich początkach, bardziej ich doświadczamy, przeżywamy je, niż się nad nimi zastanawiamy. Można powiedzieć, że troska, sprawiedliwość czy lojalność należą do wspólnego depozytu całej ludzkości. Nie sposób jednak nie zauważyć, że – jak w przytoczonym eksperymencie – w różnych kulturach utrwaliło się wiele odmiennych schematów reagowania na różne sytuacje i formułowania ocen moralnych. I nie jest łatwo się z nich wycofać.

Dewey pisał: „z uwagi na cele praktyczne moralność to tyle, co zwyczaje grupowe, sposoby bytowania, ustalone nawyki zbiorowe”. I wbrew emocjom, jakie to budzi, te zwyczaje, sposoby bytowania i nawyki muszą podlegać inteligentnym wyborom, podobnie jak inne idee, które pozwalają nam się poruszać w świecie. Musimy poszukiwać nowych rozwiązań, gdy pojawia się kryzys, gdy trzeba skonfrontować się z konfliktem i okazuje się, że w strukturze wartości, które kierują naszym postępowaniem, jest luka. Gdy – żeby posłużyć się podanym przez Ruth Annę Putnam przykładem – Brutus staje wobec perspektywy zamordowania Cezara i musi wybrać między przyjaźnią i lojalnością wobec niego a sprzeciwem wobec rodzącej się dyktatury i patriotyzmem, tak jak on go rozumie. Musi dokonać inteligentnego wyboru. Poradzić sobie z konkretnym zadaniem. Odkryć regułę postępowania, której dotąd nie znał. Tworzenie wartości, pisze Putnam, powołując się na Sartre’a, jest jak tworzenie dzieła sztuki. Jest w tym wolność, ale nie dowolność. Podobnie jak dzieła sztuki wartości są „wystarczająco obiektywne”. Usprawiedliwiają nasze działania. Ale do czasu. Wartości funkcjonują na prawach hipotez – są prawdziwe, póki wystarczają do radzenia sobie z dylematami, które stawia przed nami życie. Gdy rzeczywistość przerasta wcześniejsze doświadczenie, trzeba podjąć inteligentny wysiłek, by je poszerzyć. Społeczności, które tego nie potrafią, są skazane na stagnację i upadek.

Ideały i złudzenia

Łatwo jednak zauważyć, że ludzkie społeczności podlegają moralnej inercji. Pragmatyści uczą więc, że dla demokracji istotne jest przekonanie, że społeczny postęp zaczyna się od zdolności jednostki do krytyki dominującej koncepcji dobra. Mniejszości często nie mają racji, jeśli jednak zabraknie zdeterminowanych jednostek, które potrafią rzucić wyzwanie dominującej moralności, społeczność ugrzęźnie w martwym punkcie. Nigdy nie przejdzie od – jak to określał Dewey – zwyczajowej moralności do moralności refleksyjnej. 

W wizji rozwijanej przez pragmatystów demokracja jest możliwa tylko dzięki zaangażowaniu i odwadze jednostek. Jednocześnie, według Deweya, społeczeństwo będzie doskonałe wtedy, gdy uda się je zorganizować w taki sposób, że etyczny indywidualizm będzie w pełni możliwy. Nie ma demokracji bez szacunku (a nie tylko tolerancji, która sugeruje pogardę) dla mniejszości. To jasne, skoro bunt jednostki jest siłą napędową rozwoju. Demokrację osłabiają również wszystkie formy wykluczenia ludzi z demokratycznego procesu – czy to z powodów ekonomicznych, czy z braku wykształcenia. Edukacja była jednym z najważniejszych tematów pisarstwa i praktycznej działalności Deweya. 

Z pragmatycznego punktu widzenia powodzenie demokracji zależy od zbiorowej zdolności do uwalniania się od iluzji, formułowania nowych idei i porzucania ich, gdy okażą się przestarzałe. Takiej organizacji, która stwarza przestrzeń na odkrywanie nowych wartości i porzucanie ich, gdy stają się krępującym gorsetem. Gdy płacz zranionych mówi nam, że popełniliśmy błąd – jak pisał jeden z prekursorów pragmatyzmu William James. Inteligentny proces, zdolność do konsekwentnego wyciągania wniosków z bolesnych skutków, do których prowadzą różne idee, odróżnia demokrację od dyktatury. 

Dyktatura kocha iluzję i nie cierpi krytyki. A płacz zranionych nie ma dla niej najmniejszego znaczenia. Václav Havel opisał kiedyś tę sytuację, rozróżniając między ideałem a złudzeniem. „Ideał – pisał – nie jest i nigdy nie może być precyzyjnie i ściśle określony, bo dopiero samo życie w różny sposób go określa […]. Ideał jest jak horyzont – my co prawda zbliżamy się w jego kierunku, ale jednocześnie on się od nas odsuwa. Tak jakby ciągnął nas za sobą”. Złudzenie natomiast to przekonanie, że osiągnięcie konkretnego celu wyznaczonego przez władzę wyczerpuje ludzkie dążenia, odkrywa raz na zawsze tajemnicę bytu i zawiera kompletną receptę na szczęście. Próba zakwestionowania złudzenia musi zawsze spotkać się ze stanowczą odpowiedzią władzy.

Być może siła starych monarchii polega właśnie na tym, że nauczone bolesnymi doświadczeniami potrafiły wyzbyć się złudzeń, zachowując wierność ideałom symbolizowanym przez monarchę. Gdy brytyjska królowa namaszcza kolejnego lidera „Opozycji Jej Królewskiej Mości”, potwierdza swoją rolę strażnika procesu demokratycznego, w którym każdy ma swoje miejsce i ważną rolę do odegrania. Z tym właśnie nie potrafią sobie poradzić niedojrzałe demokracje, które stają się zakładnikami rozdętego ego swoich charyzmatycznych liderów i ich jedynie słusznych wizji. Nie bez powodu jednak mniej lub bardziej jawne dyktatury próbują zachować demokratyczny sztafaż. To nie tylko hipokryzja wobec wolnego świata, lecz także strach przed ludzkim pragnieniem wolności, próba obłaskawienia go iluzją demokracji. Próba skazana na klęskę. Bo jak trafnie przewidział kiedyś Havel, „prawda i miłość muszą zwyciężyć nad kłamstwem i nienawiścią”.

Czytaj również:

Cierpienia 
młodego 
Tadeusza
i
"Generał Tadeusz Kościuszko", Benjamin West
Wiedza i niewiedza

Cierpienia 
młodego 
Tadeusza

Mikołaj Gliński

Legenda głosi, że rzecz miała miejsce jesienią 1775 r. Zakurzona polna droga, zdyszane konie, zepchnięty na pobocze powóz właśnie się zatrzymał. Do młodego oficera, który swoim ciałem stara się zasłonić przerażoną dziewczynę, podchodzi dwóch drabów. Po krótkiej szamotaninie oficer bez przytomności pada na ziemię, obok niego na wietrze podryguje biała chusteczka.

Kilka miesięcy wcześniej młody, niespełna 30-letni absolwent warszawskiego korpusu kadetów wraca do kraju po kilkuletnim pobycie na studiach w Paryżu. Goszcząc w rodzinnych stronach, w jednym z położonych po sąsiedzku dworków zapoznaje o pięć lat młodszą pannę, w której z wzajemnością się zakochuje. Jednak próba oświadczyn kończy się bolesną rekuzą. 

Czytaj dalej