Co słychać, wiesiołku?
i
zdjęcie: Erik Karits/Unsplash
Promienne zdrowie

Co słychać, wiesiołku?

Jakub Bas
Czyta się 3 minuty

Na odgłos nadlatującej pszczoły rośliny polne zaczynają szykować słodszy nektar. Na dźwięk reagują całe – od kielichów po korzenie. Odprężają się, szybciej kiełkują i rosną.

Dorastałem w dżungli w jednym z niewielkich pomorskich miasteczek. Na tym terenie dominują co prawda lasy mieszane, ale wszędzie tam, gdzie krzątała się moja babcia, pojawiała się dżungla. Zieleń eksplodowała z każdego skrawka ziemi wokół niej. Z każdej doniczki wypełzały niesamowite formy i kształty, które oplatały framugi i karnisze. Lgnęły do babci, a ona śpiewała i szeptała do nich, tak jak szepczą czasami młode dziewczęta. Byłem dzieckiem, a babcia była wszystkim. Nie przyszłoby mi do głowy zastanawiać się, czy to prawda, że rośliny jej słuchają. Wiadomo, że tak.

Lilach Hadany dorastała w Tel Awiwie i miała zupełnie inną babcię, prawdopodobnie taką, która roślinom nie śpiewała. Bo Lilach nie była pewna, czy rośliny coś słyszą, i postanowiła to sprawdzić – ona uwielbia sprawdzać, dlatego fascynuje ją matematyka; ma z niej nawet doktorat. Uwielbia też teorię ewolucji, a zwłaszcza tropienie tego, co nam w niej umknęło. No bo kto to słyszał, żeby rośliny słyszały? Ale czy na pewno wiemy, że tak nie jest?

Prof. Hadany powołała do życia specjalny zespół, żeby zajął się tym zagadnieniem. Świat roślin przyszło w tych poszukiwaniach reprezentować wiesiołkowi – niepozornej polnej roślinie prowadzącej raczej nocny tryb życia, otwierającej żółte kwiaty pod wieczór. Pytanie badawcze brzmiało: czy wiesiołek potrafi rejestrować dźwięk?

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Szczegółowy opis przebiegu ekspery­mentu i wniosków, które z niego wysnuto, można odnaleźć w ogólnodostępnym repozytorium preprintów dla nauk biologicznych bioRxiv. Językiem laika: kwiat poddano działaniu całkowitej ciszy oraz dźwięków – zapisu odgłosu wydawanego przez lecącą pszczołę (z odleg­łości 12,5 cm) oraz generowanych przez komputer dźwięków o wysokiej i niskiej częstotliwości. Cisza nie zmieniła niczego w funkcjonowaniu rośliny, poziom cukru w nektarze pozostał taki sam. Nie wpłynęły nań także dźwięki wydawane przez komputer – ani te o wysokiej częstotliwości, pomiędzy 158 a 160 kHz, ani te niższe z zakresu 34–35 kHz. Zmiana nastąpiła, gdy docierające do rośliny dźwięki zbliżone były do odgłosu lecącego zapylacza (0,05–1 kHz). Stężenie cukrów w nektarze wzrosło z typowego poziomu 12–17% do 20% i więcej. Zdaniem zespołu prof. Hadany ma to ewolucyjny sens. Słodszy nektar jest lepszym wynagrodzeniem dla zapylaczy i zwiększa prawdopodobieństwo ich odwiedzin na kwiatach danego gatunku. Roślina też zyskuje – nie traci energii na produkcję cukrów, gdy szanse na zapylenie są niewielkie. Ten kilkuprocentowy wzrost poziomu cukru sprawił, że owady zapylające odwiedzały wiesiołka dziewięć razy częściej.

Kwiaty mają często kształt kielicha lub misy. Obie te formy wzmacniają dochodzące do nich fale dźwiękowe. W trakcie eksperymentu z wiesiołkiem stopniowo odrywano mu kolejne płatki. Im było ich mniej, tym słabiej roślina reagowała na dźwięk pszczół.

Dźwięki wprawiają komórki w drgania, naciągają i rozluźniają niewielkie partie ciała roślin, pobudzając mechanoreceptory, czujniki wrażliwe na dotyk i naprężenie. Komórki komunikują się ze sobą, uwalniają hormony, włączają i wyłączają poszczególne geny. Wpływa to oczywiście na wzrost, rozwój i przetrwanie roślin. Przykładowo korzenie reagują na dźwięki o częstotliwości 200–300 Hz, czyli takiej, jaką odznacza się brzmienie płynącej pod ziemią wody. Zakres ten pobudza nasiona do kiełkowania.

Zdaniem prof. Hadany fakt, że rośliny reagują na dźwięk, nie powinien nas w ogóle zaskakiwać. To naturalne, że te żywe organizmy, nie będąc w stanie się przemieszczać, musiały wypracować sposób przyciągania do siebie stworzeń, które gwarantują im przetrwanie.

Zastanawiam się teraz, kto kogo potrzebował bardziej. Babcia roślin czy może odwrotnie? Tak czy owak, zaśpiewam dziś moim krotonom.

Wiesiołek dwuletni (Oenothera biennis); zdjęcie: Wiesiołek dwuletni/Wikipedia (domena publiczna)
Wiesiołek dwuletni (Oenothera biennis); zdjęcie: Wiesiołek dwuletni/Wikipedia (domena publiczna)

Czytaj również:

Gadające kwiaty
i
„Orchidea Cattleya i trzy kolibry”, 1871 r., Martin Johnson Head/National Gallery of Art (domena publiczna)
Doznania

Gadające kwiaty

Gerald Durrell

Dziesięcioletni Gerry poznaje nowego nauczyciela i w końcu nauka przestaje być aż taka bezsensowna. Zwłaszcza ta jej część, która nie ma nic wspólnego z wkuwaniem słówek, a polega na obserwacji ptaków i kwiatów albo rozmowach z pewną ekscentryczną staruszką. Przeczytajcie fragment autobiograficznej książki sławnego brytyjskiego przyrodnika.

Po pewnym czasie otrzymałem przykrą wiadomość, że znowu znaleziono mi nauczyciela. Okazał się nim osobnik nazwiskiem Kralefsky, o rodowodzie, na który składało się wiele narodowości, z przewagą jednak angielskiej! Moja rodzina poinformowała mnie, że jest to człowiek niezwykle miły, a nadto bardzo interesuje się ptakami, więc powinniśmy szybko znaleźć wspólny język. Ta ostatnia wiadomość nie zrobiła na mnie najmniejszego wrażenia: spotkałem w życiu wielu ludzi, którzy twierdzili, że interesują się ptakami, a po sprawdzeniu okazywali się szarlatanami, bo nie mieli pojęcia, jak wygląda dudek, albo nie umieli określić różnicy między pliszką kaukaską a zwyczajną. Byłem przekonany, że rodzina wymyśliła tego miłośnika ptaków jedynie po to, by mi osłodzić konieczność ponownego podjęcia nauki. Na pewno cała jego reputacja jako ornitologa wywodzi się z tego, że kiedy miał czternaście lat, hodował kanarka. Ruszyłem więc do miasta na pierwszą lekcję w ogromnie ponurym nastroju.

Czytaj dalej