W duecie Muka improwizuje do abstrakcyjnej elektroniki, w Coals współtworzy utopiony w nostalgii dream pop, a ponadto nagrywa z raperami i twórcami z kręgu PC Music. Na kilka dni przed występami na festiwalach Avant Art i Unsound Kacha Kowalczyk opowiada o przeskakiwaniu między muzycznymi biegunami, wydawniczych planach obu zespołów i ulepszaniu wspomnień za pomocą piosenek. Rozmawia Jan Błaszczak
Jan Błaszczak: Chciałbym zacząć od dat i historii. Płyta Tamagotchi Coals ma wyraźny rys duchologiczny – pojawiają się na niej powroty do dzieciństwa, wspominanie VHS-ów i taka ogólna nostalgia. Być może z racji wieku – swojego i osób opisujących to zjawisko – łączyłem ten kulturowy sentyment z latami 90. Ty śpiewasz zaś: Lato 2002. Do jakiego okresu i w jakim właściwie celu wracacie w tym albumie?
Kacha Kowalczyk: Tak, u nas to już jest początek lat dwutysięcznych. Przynajmniej tak było w przypadku Tamagotchi, które wydaliśmy dwa lata temu. Jednak obecnie trochę inaczej myślę o tych sprawach. Dzisiaj nie zatytułowałabym piosenki 90’s Babies albo VHS Nightmare. Od tamtego czasu przeczytałam trochę więcej na temat hauntologii (w Polsce popularniejszej w spolszczonej formie „duchologia” – przyp. J.B.) oraz retromanii i pewne związane z nimi sprawy wydają mi się teraz trochę pretensjonalne. A z drugiej strony utożsamiam się z pewnymi założeniami takiego myślenia, bo zawsze miałam taką naturę. Zawsze wracałam do przeszłości. Już kiedy byłam w gimnazjum, lubiłam słuchać sobie czasem muzyki, którą rodzice puszczali mi we wczesnym dzieciństwie. Poza tym nasiąknęłam też brzmieniem dream popowych zespołów tego okresu i estetyką VHS-ów. Teraz myślę o tym jednak inaczej: fajnie jest