Zapuszczam się w obraz
i
Jan Breughel starszy, „Pejzaż z rozbójnikami dzielącymi łup”, 1605 r., Muzeum Narodowe w Warszawie; zdjęcie: domena publiczna
Opowieści

Zapuszczam się w obraz

Michał Książek
Czyta się 8 minut

Pejzaż z rozbójnikami dzielącymi łup z 1605 r. to jeden ze skarbów Muzeum Narodowego w Warszawie. Jego autorzy, Jan Breughel starszy i Abraham Govaerts, uwiecznili puszczę europejską, której dziś już właściwie nie ma.

Las Jana Breughla starszego i Abrahama Govaertsa tchnie realnością. Drzewa jawią się jako potężne i dostojne. Pośród nich znajdujemy też mniejsze, poskręcane, tak jak to bywa w każdym dzikim lesie. Po latach surowego gotyku i perfekcyjnego renesansu te ogromne rośliny zyskują krzywizny, dziuple, napływy korzeniowe i posusz w koronach. Tym, co uwiarygodnia dzieło, jest uchwycony zgrabnie podmuch wiatru i naturalne źródło światła: nie bierze się ono z metafizycznego fenomenu (Baranek Boży, laska Mojżesza), ale z luk w sklepieniu drzewostanu. Autentyzm udało się osiągnąć artystom także dzięki martwym drzewom, powalonym przez czas, oraz wiernie oddanym dziuplom. Szczególnie dziupla odziomkowa w olbrzymim dębie, przy którym zebrali się maruderzy, wygląda jak wzięta z Puszczy Białowieskiej: jest ogromna, wielkością dorównuje mężczyznom stojącym

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Mykotalenty i wyścig zacięty
i
Ilustracja z czasopisma "The Gardeners' chronicle", ,1874 r, Internet Archive Book Images/Flickr (domena publiczna)
Opowieści

Mykotalenty i wyścig zacięty

Tomasz Sitarz

Zostać dostrzeżonym i uznanym – o tym marzą nasi bohaterowie, mieszkańcy królestwa grzybów. Zawdzięczamy im wiele, a mimo to nie doceniamy ich należycie.

Szkolne konkursy talentów zawsze wywoływały u mnie mieszankę sprzecznych emocji. Z jednej strony umożliwiają zaprezentowanie się, co dla dzieciaków może być zachętą do rozwoju i podążania za marzeniami. Z drugiej – rodzice często traktują takie wydarzenia jako szansę na wystrzelenie swoich pociech na orbitę celebryctwa, czego oczywiście nie pochwalam. Tym razem jednak nie zaprzątałem sobie głowy rozterkami, ponieważ otrzymałem zaproszenie do zostania jurorem konkursu organizowanego w Szkole Podstawowej nr 7 im. Prawdziwych Prawdziwków. Nie pytajcie, proszę, dlaczego. Wystarczy powiedzieć, że mam szerokie znajomości. Pani Piestrzenica Kasztanowata, dyrektorka szkoły, rozpoczęła ceremonię. Zasiadłem więc pośród widowni z wytężonymi zmysłami.

Czytaj dalej