Z Jasmilą Žbanić, bośniacką reżyserką m.in. nominowanej do Oscara Aidy, o kobiecej twarzy wojny, dziedziczeniu traum i rozliczeniu się z przeszłością, rozmawia Mateusz Demski.
Mateusz Demski: Aidę dedykujesz kobietom ze Srebrenicy, które ponad ćwierć wieku temu straciły mężów, synów, ojców, same też stały się ofiarami przemocy. Byłaś gotowa na spotkanie z nimi?
Jasmila Žbanić: Spotykam się z tymi kobietami od wielu lat, tak naprawdę wszystko zaczęło się na długo przed tym, zanim w ogóle postanowiłam nakręcić Aidę. Srebrenica była również tematem mojego pierwszego, dyplomowego filmu. Nakręciłam krótki dokument o kobiecie, która podczas ataku na miasto została uprowadzona, zgwałcona i rozłączona z dwójką dzieci – jedno miało cztery i pół roku, drugie zaledwie dziewięć miesięcy, jeszcze w pieluchach. Minęło wiele lat, zanim znalazła ich ciała w jednym z masowych grobów. Towarzyszyłam jej w tych poszukiwaniach, przy ekshumacjach i identyfikacji szczątek. Jedyne, po czym mogła je rozpoznać, to czerwone kalosze starszego synka…
Potem przyjeżdżałam do Srebrenicy na uroczystości żałobne w rocznice masakry. Widziałam i słyszałam wiele. Raz poznałam kobietę, której wydarzenie to zabrała wszystko, straciła 60 bliskich. Żyć musiała sama, nie miała nikogo, jak tysiące innych „matek Srebrenicy”. Zginęło wówczas 8372 muzułmańskich Bośniaków – synów, ojców, mężów, braci, kuzynów. Śmiało mogę powiedzieć, że tego, co te kobiety przeszły, zapomnieć się nie da. Nie można uleczyć takich ran, trauma zostaje na całe życie. Ale jednocześnie zobaczyłam w nich coś, czego, szczerze mówiąc, się nie spodziewałam.
Co na przykład?
To, że wojna nie była w s