Spowity w czerwoną szatę Chrystus zasiada na tworzącej niemal całkowity okrąg tęczy, pod nogami ma złotą kulę Wszechświata. Otoczony przez świętych i apostołów decyduje o ostatecznym miejscu pobytu ludzkich dusz. Część z nich po kryształowych schodach wejdzie do Królestwa Niebieskiego, część trafi w ogień piekielnej otchłani, gdzie uwijają się czarne, rogate diabły.
Tak sąd ostateczny przedstawił Hans Memling na swoim słynnym, znajdującym się w gdańskim Muzeum Narodowym tryptyku. Podobnie Rogier van der Weyden – jego późnogotycki ołtarz namalowany dla kanclerza Burgundii Nicolasa Rolina to również scena Sądu z Chrystusem siedzącym na tęczowym łuku.
U Stefana Lochnera (około 1435 r.) najwyższy Sędzia nie tylko na tęczy siedzi, ale i na drugiej, nieco mniejszej, opiera stopy. W ten sam sposób dwie tęcze wykorzystane są też w Sądzie ostatecznym Hieronymusa Boscha (obraz z przełomu XV i XVI w.).
tryptyk „Sąd Ostateczny”, Hans Memling, 1466 r.–1473 r./ Muzeum Narodowe w Gdańsku
Łuk mój kładę na obłoki
„Tęcza w malarstwie pojawia się we wczesnym średniowieczu – mówi Beata Sztyber, kustosz w Muzeum Narodowym w Gdańsku, od lat badająca memlingowski tryptyk. – Początkowo związana była z aniołami. Istoty te noszą tęczowe aureole albo tęczowe skrzydła. Najczęściej tęczowa jest mandorla otaczająca postać Boga, Chrystusa na majestacie. We wczesnośredniowiecznych miniaturach mamy mnóstwo takich przykładów. Później, na początku gotyku, gdy zaczyna się pojawiać sąd ostateczny w ukształtowanej formie, Chrystus zasiada na tronie z tęczy, na łuku tęczy. Bo tęcza to symbol przymierza między Bogiem a ludźmi, a Jezus był tego przymierza wypełnieniem”.
Pr