Tak brzmi wymieranie
i
Kadr z filmu „Animal”, reż. Cyril Dion, 2021 r. (materiały prasowe)
Przemyślenia

Tak brzmi wymieranie

Mateusz Demski
Czyta się 10 minut

Prawie dzieciństwo. Prawie, bo zupełnie odarte z niewinności. Kto przychodzi na świat teraz, będzie dorastał z myślą, że należy do pokolenia, które może zatrzymać się tuż nad przepaścią. Najmłodsi mieszkańcy Ziemi to zarazem ci najwrażliwsi, najbardziej zaangażowani w działania na rzecz klimatu i stanu przyrody. To o nich opowiada Cyril Dion w filmie Animal.

To, co rozlega się nieopodal naszego ucha, to pieśń reliktowca, niedużego ptaka z hawajskiej wyspy Kauai. Jego słodkiego, melancholijnego głosu słuchamy po raz ostatni – oto ostatni samiec tego gatunku nawołuje partnerkę, która nigdy się nie zjawi.

Warto wsłuchać się w ten śpiew uważnie.

Tak właśnie brzmi wymieranie.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Czasem to też dźwięki piły łańcuchowej. Innym razem świst kul, łoskot harpuna.

Można je również zobaczyć. Wymieranie to 31 mln ha lasów deszczowych, które wypalamy rocznie. To 100 mln baryłek ropy zużywanych każdego dnia. To oceany, do których w każdej minucie trafia ilość plastiku odpowiadająca ładunkowi ciężarówki i w których jest więcej plastikowych śmieci niż ryb.

– Jeśli to będzie dalej trwać, co powiem moim dzieciom w 2050 r., gdy spytają o zwierzęta ze swoich książeczek? – zastanawia się Bella.

Delfinów nie ma.

Goryle wyginęły.

Słonie i nosorożce nie żyją już od dawna.

Bella Lack ma 16 lat, to ciągle jeszcze dziecko, dla którego nie powinno istnieć coś takiego jak wymieranie. Poczucie bezradności stało się jednak tak przytłaczające, że piękno i magię, które czuć powinno całe dorastające pokolenie, zamieniła na działanie. Nie je mięsa, pilnuje, by rodzina nie kupowała plastiku, sama przestała znosić do domu niepotrzebne rzeczy. Bella już w podstawówce, mając 11 lat, wgryzła się w temat. Wymyślała akcje prozwierzęce, zbierała i przekazywała pieniądze na ratowanie orangutanów.

Tylko w latach 1999–2015 na Borneo ubyło ich przeszło 100 tys.

W czasie gdy Bella działa z Londynu, w Paryżu odbywa się demonstracja pod hasłem: „Trzy stopnie więcej w przyszłości to zbrodnia przeciw ludzkości”. Pochód ciągnie się kilometrami, tłum jest taki, że nie widać początku i końca. Bierze w nim udział tysiące młodych ludzi z całej Europy, którzy tego dnia nie poszli do szkoły.

Mogą wykrzyczeć z siebie złość, gorycz, krzywdę.

Vipulan Puvaneswaran skanduje hasła, choć z pewnym wahaniem.

– Myślę sobie, co dalej? Na strajkach są miliony, ale następnego dnia jest po wszystkim. Rząd nie reaguje. Znowu strajkujemy. I nic. A nawet jeśli politycy stanęliby do walki ze zmianami klimatu, nie mamy żadnych konstruktywnych wskazówek i rozwiązań na później. Jak będziemy żyć? Co będziemy budować? Zrozumienie jest równie ważne jak działanie; nie można działać, jeśli nie rozumie się problemu – mówi. Jest w liceum, naukę łączy z aktywizmem, jakby miał drugi etat poza szkołą. Zamierzał iść na medycynę, chciał prowadzić badania nad nowotworami. Bo jego tata zmarł na raka.

Kiedy dowiedział się, że czeka nas katastrofa klimatyczna, zmienił swoje priorytety.

– Przyrost śmieci w naturalnym środowisku to właśnie coś, co w ludzkim ciele nazywamy rakiem – tłumaczy Vipulan. – Lecz gdy dotyczy to Ziemi, mówimy o postępie.

W maju 2019 r. Bella i Vipulan dostali wiadomość od Cyrila Diona, francuskiego reżysera, który chciał nakręcić dokument o zaangażowaniu ich pokolenia. Zorganizował im spotkania z aktywistami i najznakomitszyminaukowcami badającymi problem masowego wymierania.

– Myślę, że to zmieniło ich myślenie, pokazało, że inny świat jest możliwy – mówi Cyril.

Film nosi tytuł Animal.

Jeszcze Ziemia nie zginęła

– A czy ty się angażowałeś jak byłeś w ich wieku? – pytam.

– Nic a nic. Przecież ja miałem w głowie co najwyżej dziewczyny, piwo i rock’n’rolla.

Cyril to rocznik 1978. Między nim a Bellą i Vipulanem jest 25 lat różnicy, ale dzieli ich dużo więcej niż wiek. Tłumaczy mi, że dzieli ich przepaść.

– Na każdym kroku dają do zrozumienia, że ich pokolenie jest dojrzalsze, wrażliwsze, noszą w sobie o wiele większe zmartwienia – wylicza. – Dla nas źródłem lęku było bezrobocie, AIDS. Dla nich: walka o to, żeby móc dalej żyć na tej planecie, która nie wyrabia.

Kadr z filmu "Animal", reż. Cyril Dion, 2021 r. (materiały prasowe)
Kadr z filmu „Animal”, reż. Cyril Dion, 2021 r. (materiały prasowe)
Kadr z filmu "Animal", reż. Cyril Dion, 2021 r. (materiały prasowe)
Kadr z filmu „Animal”, reż. Cyril Dion, 2021 r. (materiały prasowe)
Kadr z filmu "Animal", reż. Cyril Dion, 2021 r. (materiały prasowe)
Kadr z filmu „Animal”, reż. Cyril Dion, 2021 r. (materiały prasowe)

Mówi, że jego pokolenie, pokolenie dzisiejszych 40-latków, nie rozumie tematu.

– Wiem. Ja to widzę. Widzę to po ludziach, którzy myślą, że katastrofa klimatyczna to coś za 100, 200 lat, czego nie dożyją nawet ich wnuki. Nie wyobrażają sobie, że zmiany na wielką skalę, które będą nie do zatrzymania, to kwestia najbliższych 10 lat, mimo że jest to wiedza ugruntowana. Mówią raczej: „E tam, ja wyrzutów sumienia mieć nie muszę”. Poza tym klimat to wspólna sprawa, a wspólne znaczy dla nich niczyje, więc o swoje każdy dba, i kropka – opowiada Cyril.

Halo! Widzicie?!

W Animal próbuje pokazać to bardziej obrazowo. Jak podświetlony na czerwono komunikat: Halo! Widzicie?!

To może spróbujmy tak – istnieje pięć głównych przyczyn masowego wymierania:

● utrata siedlisk;

● przeławianie gatunków;

● zmiany klimatyczne;

● zanieczyszczenie;

● gatunki inwazyjne.

Teraz od każdego punktu narysujmy strzałkę do tego, jak wytwarzamy energię, żywność, i pomnóżmy to przez siedem mld, siedem mln ludzi.

Z tego prostego rachunku, którego nie ma w żadnym programie nauczania, wynika, że mamy wielki problem. Jednak jest to problem, z którym da się jeszcze coś zrobić.

Sposobów są tysiące.

Filmowa podróż Belli i Vipulana zaczyna się na plaży w Bombaju. Kiedy Afroz Shah miał 10 lat, razem z przyjaciółmi przyjeżdżał tuk-tukiem nad wodę. Była krystalicznie czysta. Potem został prawnikiem, przeniósł się do innej części miasta. Gdy wrócił tu po latach, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Nie było już plaży – zniknęła pod tonami śmieci.

– Każda fala przynosi plastik, czy nie masz wrażenia, że to daremny trud? – pyta Bella.

– A czy biorąc rano prysznic, myślisz, że to daremne? – dziwi się Afroz.

To od niego zaczęła się „moda” na zbieranie śmieci w Bombaju. Na pierwsze sprzątanie Afroz przyszedł sam – klękał z wiaderkiem i w rękawiczkach wydłubywał z piasku plastik, zbierał opony. Na jego oczach morze wyrzuciło ciało sześciu delfinów, które w żołądku miały pełno plastiku. Następny razem kilka osób ma ochotę się przyłączyć. Teraz akcja ma konkretną sieć, strukturę. Pomagają wszyscy, przychodzą w weekendy i sprzątają razem – uczniowie szkół, rybacy, parlamentarzyści i gwiazdy Bollywoodu.

Efekt? Zebrano 9 tys. ton plastiku w zaledwie trzy lata.

– W sprzątaniu plaż nie chodzi o to, żeby były czyste – tłumaczy Afroz. – Kiedy młodzi widzą, ile udało nam się zrobić, zanoszą do domu zmianę nawyków. Ludzie zaczynają myśleć, jaki plastik kupują, czy powinni go kupować, a jeśli tak, to jak dbać o recykling. Rozlewają mleko do butelek i wiaderek; pieczywo i przekąski pakują do własnych pudełek.

Pasja jednego człowieka uruchomiła większy mechanizm i coś drgnęło. Afroz przyczynił się do stworzenia prawa zakazującego używania jednorazowego plastiku w stanie Maharasztra. Tylko w ostatnich trzech latach 80 fabryk zaprzestało tam produkcji. Na plaży w Bombaju wykluło się 100 małych żółwi.

Ale euforia, rzecz jasna, trwa krótko. To wciąż jak przecedzanie morza sitem.

Czas na zmianę narracji

Fundacja The Ocean Cleanup wyliczyła, że powierzchnia wielkiej plamy śmieci w Pacyfiku zajmuje w przeliczeniu powierzchnię trzech krajów wielkości Francji, waży przy tym jakieś 3 mln ton – czyli tyle, ile 500 tys. dorosłych słoni. Inny problem: przeławianie i połowy głębinowe, które istnieją dzięki unijnym subsydiom na przemysł rybołówczy. Na głębokości 2 tys. m żyją koralowce, które zaczynały rosnąć, kiedy ludzie budowali piramidy. Te wyjątkowe organizmy są niszczone w kilka sekund.

Bella i Vitulan uczestniczą w obradach komisji rybołówstwa. Niecały miesiąc później szkodliwe subsydia, które prowadzą do śmierci morskich gatunków, zostają przyjęte dużą przewagą głosów – 20 do 6. Nieszczęściem jest to, że interes przedsiębiorców zawsze będzie ponad interesami planety. Aż 90% lobbystów w Parlamencie Europejskim to sektor prywatny i tylko on w praktyce ma władzę.

Cyril pyta, jak się z tym czują.

– Myślałam, że poznamy tych ludzi, znajdziemy rozwiązanie, podzielimy się nim i inni pójdą w nasze ślady – odpowiada Bella. – Ale to wymaga więcej pracy.

To samo pytanie zadaję Cyrilowi. Jedyne, co dodaje, to że kiedy zaczynał pracę, przechodził przez taką samą fazę – myślał, że wystarczy znaleźć odpowiednich ludzi i rozwiązania.

Kadr z filmu "Animal", reż. Cyril Dion, 2021 r. (materiały prasowe)
Kadr z filmu „Animal”, reż. Cyril Dion, 2021 r. (materiały prasowe)
Kadr z filmu "Animal", reż. Cyril Dion, 2021 r. (materiały prasowe)
Kadr z filmu „Animal”, reż. Cyril Dion, 2021 r. (materiały prasowe)

– Niełatwo mieć złudzenia, dlatego to dla Belli i Vipulana emocjonalnie trudne – wzdycha. – Teraz wydaje mi się, że największym wyzwaniem i zadaniem jest zmiana narracji, powrót do natury. Jeśli działania, które widzieliśmy, mają naprawdę coś zmienić, ludzie muszą uwierzyć, że nie funkcjonujemy w bańce, odrębnie od przyrody.

– To dlatego właśnie nazwałeś swój film Animal?

– Rzecz w tym, że natury się nie wyprzemy. Jesteśmy zwierzętami.

Powrót do tego, co było 

Byli bliscy łez, gdy to zobaczyli.

Vipulan: Nie ma na to słów.

Bella: To jak wyjął tego króliczka z klatki… Jakby nie czuł, że to żywe stworzenie.

Stoją pośrodku gigantycznej hodowli, taśmowej umieralni zwierząt. Przed chwilą zobaczyli koszmarny obrazek – pracownik wyciągnął z klatki zwłoki z raną na połowie pyska. Na fermie codziennie umiera 10 młodych. To norma, tak samo jak to, że na każdego ściśniętego w klatce królika przypada przestrzeń nie większa niż kartka formatu A4.

To ten widok doprowadzi do łez Bellę i Vipulana. Nigdy czegoś takiego nie widzieli, w niczym nie przypomina to monumentalnych obrazków z dziką zwierzyną, jakie znali z dokumentów przyrodniczych. Następuje długie milczenie, to jedno z ich najgorszych w życiu przeżyć.

– Zapach zdradzał wszystko, potem cofnęło nas na widok ściany klatek, chodzi o to, żeby jak najwięcej do nich upchnąć – wspomina Cyril. – Nikomu nie życzę, żeby to oglądał, ale w takich chwilach słowa Paula McCartneya same cisną się na usta: „Gdyby rzeźnie miały szklane ściany, wszyscy byliby wegetarianami”.

– Według naukowców jedzenie mięsa mogło być katalizatorem naszej ewolucji. Ale ludy tubylcze, które polowały na zwierzęta, nie zakłócały ekosystemu. Co innego hodowcy, którzy dostarczają do McDonalda fragmenty ciał masowo hodowanych krów, które nigdy nie widziały świata – mówi Bella.

– To standard, a jeśli coś staje się standardem, po co mamy się tego wyrzekać? – ciągnie Vipulan.

Liczby znowu są bezlitosne, pobudzają wyobraźnię: co roku w ubojniach ginie 65 mld zwierząt. Aż 96% ssaków na świecie żyje w hodowlach. Zwierzęta na wolności, nietknięte ludzką ręką to rzadki widok.

Nie doceniamy tej grupy, mimo że niewiele się od nas różnią.

Szympansy mają w 98,6% takie samo DNA jak ludzie, w ten sam sposób wyrażają emocje – podają sobie ręce, całują się i obejmują. Delfiny mają własne tradycje, które przekazują młodym. Ptaki różnych gatunków organizują pogrzeby. Słonie są w stanie przejść setki kilometrów, żeby odwiedzić kości zmarłego krewnego. Nietoperze lubią sprzeczki, plotki, mają imiona. Wilki współpracują, próbują unikać konfliktów albo w nich zwyciężać.

Mam wymieniać dalej?

Kolejna sprawa: jedno zwierzę pracuje na drugie. Dino Martins, jeden z największych znawców zwierząt na świecie, tłumaczy to na przykładzie mrówek żniwiarek. Bez nich nie istniałby na sawannie dobrostan, to one kształtują strukturę krajobrazu. To samo tyczy się szerszeni, pszczół, ptaków, pająków. Paradoks polega na tym, że gdyby ludzie zniknęli jutro, natura by tego nie odczuła. Ale gdyby zniknęły te małe stworzenia, znane nam życie by się skończyło.

– Niszczenie przyrody ma charakter po prostu samobójczy – mówi Cyril. – Zamiast zmieniać planetę w miejsce nie do życia dla ludzi, powinniśmy skupić się na rozsądnym planowaniu przyszłości i powrocie do tego, co było.

Nieprzypadkowo ostatnim przystankiem na trasie Belli i Vipulana jest Kostaryka. W innych miejscach widzieli tylko pola uprawne, tu czekały na nich gęste lasy. To nie takie oczywiste. Pod koniec XIX w. kraj prawie w całości był pokryty lasami. Na skutek rozwoju rolnictwa pod koniec lat 80. zalesienie spadło o 50%. Wtedy dopiero Kostaryka otworzyła oczy.

Plan był taki, by odwrócić sytuację. Od tamtej pory powstała sieć rezerwatów przyrody i system zachęt za usługi środowiskowe, Kostaryka to kraj do ekoturystyki. Nie wszystko jest idealne, ale zmiana systemowa pociągnęła za sobą zmianę paradygmatu. W każdy weekend, bez względu na pogodę, ludzie z radością chodzą sadzić drzewa, państwo dostarcza sadzonki za darmo. Kostaryka jest pod tym względem wyjątkowa, bo co roku lasy są obfitsze, wzrasta populacja rzadkich gatunków jaguarów, pum i tapirów. To jedyny przypadek, żeby zalesienie w ostatnich czterech dekadach poszybowało w górę ponad dwukrotnie.

– I jest to możliwe, wszyscy możemy na tym wygrać – mówi Cyril. – Naszym obowiązkiem było i jest chronić przyrodę, chronić jej piękno, trzeba znaleźć na to miejsce w sercu.

– Nie boisz się, że tych zmian się nie wprowadzi?

– Nawet gdybym wiedział, że nic nie wskóramy i jutro obudzimy się w świecie Mad Maxa, to razem z Bellą i Vipulanem robiłbym to samo na sto procent.

I dodaje: – My po prostu nie mamy innego wyjścia.

Tekst powstał na podstawie rozmowy z Cyrilem Dionem, fragmentów filmu Animal i raportów o stanie środowiska.

Animal wchodzi do polskich kin 18 marca.

Cyril Dion, zdjęcie: Fanny Dion (materiały prasowe)
Cyril Dion, zdjęcie: Fanny Dion (materiały prasowe)

Czytaj również:

Ciąg dalszy nastąpi
i
Elizabeth Kolbert, zdjęcie: John Kleiner
Opowieści

Ciąg dalszy nastąpi

Rozmowa z Elizabeth Kolbert, reporterką klimatyczną
Paulina Wilk

Jaka będzie przyszłość? Być może za sprawą geoinżynierii niebo stanie się białe, a manipulacja genetyczna pomoże odrodzić Wielką Rafę Koralową. Takie scenariusze są realne, jednak wciąż pewne jest tylko jedno: że planeta jutra będzie sprzężeniem natury i sztuczności. Na tę nową formę życia nie mamy jeszcze nazwy – szuka jej Elizabeth Kolbert, reporterka klimatyczna, w rozmowie z Pauliną Wilk.

Jeżeli dziennikarstwo klimatyczne może mieć najjaśniejszą gwiazdę, jest nią właśnie ona. Od 20 lat Elizabeth Kolbert jeździ w teren, przygląda się naszej planecie i wyznacza standardy pisania o niej. Z bliska i z precyzją opisuje mechanizmy, które współcześnie decydują o życiu i śmierci na Ziemi. Nie lubi mówić, co sama myśli. Woli przywoływać słowa naukowców, których postrzega jako bohaterów naszych czasów. W pierwszej książce, Field Notes from a Catastrophe (2006), opisała podróże na Islandię, Alaskę, Grenlandię – miejsca, w których wyraźnie widać, jak zmiany klimatyczne wpływają na świat i jak biznes wydobywczy kształtuje politykę. Z kolei w Szóstym wymieraniu. Historii nienaturalnej (W.A.B., 2016) udała się w Andy, do lasów Panamy oraz na Wielką Rafę Koralową i opisała ustalenia badaczy wskazujące, że ludzka aktywność wywołała kolejne w dziejach planety wielkie wymieranie gatunków. Jej najnowsza książka, która właśnie ukazuje się w Polsce, to także wyprawa – ale tym razem w czasie. Pod białym niebem. Natura przyszłości (wyd. Filtry, 2022) prezentuje strategie, które podejmują naukowcy od Nevady po Islandię, aby zachować bioróżnorodność i powstrzymać dalsze ocieplanie Ziemi. Przyszłość, jaką widzą badacze, może przyjąć różne kształty – żaden jednak nie będzie powrotem do stanu natury.

Czytaj dalej