Sceptycyzm w filozofii i w życiu
i
„Portret damy”, Rogier van der Weyden, ok. 1455 r., National Gallery of Art w Waszyngtonie / domena publiczna
Wiedza i niewiedza

Sceptycyzm w filozofii i w życiu

Karolina Rychter
Czyta się 5 minut

Bertrand Russell, jeden z najbardziej błyskotliwych filozofów XX w., z właściwą sobie celnością i poczuciem humoru we wstępie do swoich Szkiców sceptycznych przywołuje następującą anegdotę o Pyrronie z Elidy, założycielu starożytnej szkoły sceptyków.

Będąc jeszcze bardzo młodym człowiekiem, wybrał się on na spacer, podczas którego zobaczył, że jego nauczyciel – który wpoił mu zasady swojej filozofii – wpadł do błotnistego rowu i w żaden sposób nie może się z niego wydostać. Przyglądał się temu przez chwilę, po czym poszedł dalej, stwierdziwszy, że nie ma dobrych powodów, by sądzić, że pomaganie nieszczęsnemu staruszkowi byłoby czymś właściwym. Ludzie, którzy ostatecznie pomogli mu się wydostać, potępili Pyrrona za chłód i brak serca. Jednak sam nauczyciel pochwalił go za konsekwencję i wierność zasadom.

Russell – pokazując absurdalność postawy Pyrrona – zaleca jednak umiarkowaną wersję sceptycyzmu, która jest dla niego związana z postawą racjonalną, kreśląc w oświeceniowym duchu wizję raju na ziemi, w którym ludzie uświadomiliby sobie, że (jak zwykli mawiać filozofowie anglosascy) ,,nie mają dobrych powodów”, by żywić ogromną ilość swoich przekonań. Dotyczyłoby to zwłaszcza poglądów na temat innych ludzi. Większość z nich, głoszonych tak pewnym głosem, z zimną precyzją lub z porywającą tłumy charyzmą, a popieranych licznymi argumentami, w ogóle nie da się bowiem racjonalnie uzasadnić. Ich źródłem są namiętności i to, niestety, w większości przypadków najniższego rodzaju, takie jak resentyment, okrucieństwo i zaborczość. Według Russella, gdyby większość ludzi przyjęła proponowaną przez niego wyważoną czy wręcz minimalną wersję sceptycyzmu (sprowadzającą się właściwie do twierdzenia, że ,,gdy wszyscy eksperci sądzą, że nie ma dostatecznej podstawy do powzięcia określonej opinii, zwykły człowiek zrobi dobrze, jeśli zaczeka z wydaniem sądu”), zrewolucjonizowałoby i uzdrowiłoby to całość stosunków społecznych.

Zwykle jednak filozofowie uważają, że sceptycyzm – potraktowany poważnie i ze wszystkimi konsekwencjami – jest postawą niemożliwą do utrzymania na co dzień. Może być co najwyżej teoretyczny. Kartezjusz w Medytacjach zauważa, że w życiu musimy żywić wiele przekonań, mimo że nie mamy dla nich uzasadnienia, są bowiem konieczne do działania. Sceptycyzm ,,w życiu codziennym” oznaczałby całkowity impas i znieruchomienie. Dawid Hume twierdzi, że sceptycyzmu nie możemy obalić żadnymi racjonalnymi argumentami – jest on jak choroba, która stale nawraca. ,,Lekarstwo może dać nam tylko beztroska i nieuwaga – pisze on w Traktacie o naturze ludzkiej. – I dlatego też ja buduję całkowicie na tym; i przyjmuję za rzecz zupełnie pewną, bez względu na to, jaki może być o tym sąd czytelnika w obecnej chwili, że za godzinę będzie on przeświadczony, iż istnieje zarówno świat zewnętrzny, jak i wewnętrzny”.

Niezwykle ciekawy, a prawie w Polsce nieznany amerykański filozof Stanley Cavell pokazuje, co może się stać, jeśli nasz usposobienie nie jest tak pogodne jak Hume’a i nie tak łatwo przychodzi nam beztroska wobec świadomości, że nie mamy pewnego gruntu pod nogami. Pokazując paralelę pomiędzy nowożytnym kryzysem pewności a tragediami Szekspira, Cavell przedstawia ,,koloryt emocjonalny” sceptycyzmu. Zastanawiając się nad pojęciem wiedzy, zauważa, że zdobycie jej jest jak wygnanie z raju – wiedza nie może zostać ,,wymazana” czy zabrana z powrotem. Wyparcie wiedzy – takiej jak ta, że być może mamy do czynienia z własnymi konstruktami, a nie realnym światem czy że zachowaliśmy się w okrutny sposób – nie oznacza powrotu do braku wiedzy, do niewinności ignorancji. Możemy jej nie przyjmować do wiadomości, uciekając w szaleństwo jak król Lear, ale w taki czy inny sposób jest ona obecna. W filozofii ciągle jest obecna możliwość sceptycyzmu – to rewers dążenia do pewności, do twierdzeń ustalonych ,,poza wszelką rozsądną wątpliwość”. Sceptycyzm jest cieniem projektu opartego na nienaruszalnych fundamentach gmachu wiedzy. Jest strasznym, ciągle obecnym przypuszczeniem, że być może nie ma żadnego archimedesowego punktu oparcia, że być może cała nasza wiedza o świecie jest pozorna, że nie możemy nawet wiedzieć, że świat istnieje – jednym słowem, że tak naprawdę nie wiemy nic.

Morał, jaki możemy wyciągnąć ze sceptycyzmu – twierdzi Cavell – to wyzwolenie się spod onieśmielającego uroku i autorytetu wiedzy, zaprzestanie traktowania jej jako ostatecznej instancji we wszystkich kwestiach. To trudne zadanie – nie jest w stanie mu sprostać ani Hamlet (opętany przez wiedzę, którą nie może się z nikim podzielić), ani Otello (opętany przez przypuszczenie, którego nie może ani potwierdzić, ani odrzucić). Polegałoby ono, jak się wydaje, na zrozumieniu, że nasz stosunek do ludzi i do świata w dużej mierze nie opiera się na wiedzy, ale na pewnego rodzaju akceptacji.

Czytaj również:

Przez logikę do ekstazy
i
Bertrand Russell, zdjęcie: Bettmann/Contributor/Getty Images
Marzenia o lepszym świecie

Przez logikę do ekstazy

Paulina Wilk

Światu przydałby się dziś filozof na miarę Bertranda Russella. Myśliciel wielkiej skali, z powagą podejmujący się obrony ideałów. Adwokat nadziei na lepszą przyszłość umiejący mówić do mas. Ale ponieważ – oby chwilowo! – nikogo takiego na horyzoncie nie ma, przypomnijmy sobie nauki zmarłego mistrza.

Urodzony w 1872 r. Bertrand Russell przeżył długie i fascynujące 98 lat. Był gigantem na miarę swojej epoki – czasu wielkich przełomów cywilizacyjnych i nie mniejszych ambicji. Dlatego studiowanie jego biografii, dzieł i przekonań musi prowadzić do niewesołej konstatacji. Otóż trudno sobie wyobrazić, że współczes­ność mogłaby zrodzić podobnego olbrzyma, a nawet jeśli ktoś taki by się pojawił – że potraktowalibyśmy go poważnie. Jego niesłabnąca do samego końca nadzieja na postęp etyczny dziś zostałaby bezpardonowo rozszarpana przez domorosłych filozofów działających w mediach społecznościowych. Jego głęboka wierność wobec faktów oraz ich drobiazgowej analizy miałaby zaciekłych wrogów wśród wyznawców teorii spiskowych. Jego idee wyznaczające ludzkości wspólne i szlachetne zadania zostałyby zgaszone z wyrachowaniem godnym arkusza kalkulacyjnego przez pragmatyków globalnej gospodarki i korporacji. Nawet jego obyczajowa postępowość oraz entuzjazm dla wolności w małżeństwie i seksie musiałyby zmierzyć się z walcem konserwatystów, niwelującym właśnie – od Azji po USA – zdobycze wywalczone w sferze obyczajowej raptem kilkadziesiąt lat temu. Byłby dziś więc Russell ze swoim umysłem – ciekawym każdej dziedziny życia, zawsze gotowym rozprawiać się z dylematami matematyki, religii czy miłości – skazany na rolę outsidera, którego część z nas przyjmowałaby z uznaniem, a część wykpiwałaby bez zahamowań. To jednak więcej mówi o triumfie irracjonalności oraz cynizmu we współczesnym świecie niż o wartości poglądów i dokonań brytyjskiego filozofa.

Czytaj dalej