Pokój i niepokój Marvina
i
fot. Nancy Kaye/ASSOCIATED PRESS/East News
Doznania

Pokój i niepokój Marvina

Jan Błaszczak
Czyta się 10 minut

What’s Going On to zarówno lament nad zepsuciem otaczającego świata, jak i głębokie świadectwo wiary w człowieka. Może dlatego 50 lat po premierze słynny album Marvina Gaye’a nie tylko pozostaje aktualny, lecz także wciąż emanuje wyzwalającą energią – i wciąż pozostaje jedną z najsłynniejszych płyt w historii muzyki rozrywkowej.

W ubiegłym roku magazyn „Rolling Stone” zaktualizował słynną listę 500 największych albumów wszech czasów. Oprócz wielu nowości w zestawieniu doszło też do roszad między kultowymi płytami sprzed dekad. Jedną z nich był awans What’s Going On Marvina Gaye’a, który zrzucił „Sierżanta Pieprza” z pierwszego miejsca rankingu. Przesada? Polityczny ruch? Drugie dno? Skądże znowu! Arcydzieło legendarnego reprezentanta wytwórni Motown nie tylko zasługuje na wszelkie laury, lecz także zdobywało je wcześniej. Płytą wszech czasów mianowali ją m.in. krytycy biorący udział w rankingach przeprowadzanych przez „Guardiana” (1997) i „NME” (1985). Oczywiście, można się spierać, czy na najwyższym miejscu podium nie powinno się jednak znaleźć jakieś wydawnictwo Beatlesów, Dylana czy – dajmy na to – London Calling The Clash, ale jedenasty album Gaye’a z pewnością należy do tej samej kategorii: płyt ponadczasowych.

Jak to już bywa w przypadku dzieł kompletnych, trudno wskazać jedną przyczynę, dla której obchodzące właśnie swoje 50-lecie What’s Going On znajduje się w tym zaszczytnym gronie. To album doskonały wykonawczo, nowatorski na poziomie produkcji, aktualny od momentu wydania aż do dziś, wreszcie – rewolucyjny dla rozwoju soulu i w ogóle muzyki rozrywkowej lat 70. Jeśli jednak miałbym wskazać jeden aspekt, za sprawą którego dzieło Gaye’a przemawia do mnie najbardziej, nie dotyczyłby on muzyki. Mało tego, znajdował się on poza świadomością samego artysty. Mam na myśli niezwykłe zestrojenie ducha twórcy i otaczającego go świata. Tytułowe pytanie wokalista zadawał co prawda Ameryce, ale w tych dniach równie często kierował je do siebie. Obarczony traumatyczną przeszłością, egocentryczny, a zarazem zatroskany o świat, potężny i jednocześnie tkwiący na granicy autodestrukcji – Gaye był kimś więcej niż głosem swojego pokolenia. Był Ameryką. 

Marvin Gaye na premierze 17 maja 1983 w Radio City Music Hall w Nowym Jorku. fot. Nancy Kaye/ASSOCIATED PRESS/East News
Marvin Gaye na premierze 17 maja 1983 w Radio City Music Hall w Nowym Jorku. fot. Nancy Kaye/ASSOCIATED PRESS/East News

Gotująca się krew…

Obchodzące swój jubileusz wydawnictwo jest konceptalbumem. Cyklem pieśni, w których przegląda się pogubiona ludzkość przełomu lat 60. i 70. Co ciekawe, historie te nie są opowiadane jedynie z perspektywy Marvina Gaye’a, ale też jego młodszego brata – Frankiego. To on był weteranem wojny w Wietnamie, którego poznajemy w utworze What’s Happening Brother. W biografii The Divided Soul: The Life Of Marvin Gaye autorstwa Davida Ritza artysta tak wspomina pierwsze spotkanie z bratem po jego powrocie do Stanów Zjednoczonych: „Kiedy Frankie wrócił do domu z Wietnamu i zaczął opowiadać mi różne historie, krew zaczęła się we mnie gotować. Wiedziałem, że mam coś ważnego – gniew, energię, artystyczną perspektywę”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Jego złość na niesprawiedliwość wojny i piekło, które przeszedł jego brat, były z pewnością słuszne. Zanim jednak zaczniemy się rozpływać nad empatią artysty, warto dodać, że słynny wokalista nie odpisał na ani jeden list przesłany z frontu przez Frankiego. Jego milczenie było dla brata tym bardziej poniżające, że nikt w jego oddziale nie wierzył, że Marvin w ogóle jest członkiem jego rodziny. Najkrótsza nawet odpowiedź ze strony związanego z Motown artysty pozbawiłaby żołnierza choć jednego z wielu kłopotów, które towarzyszyły mu w Azji Południowo-Wschodniej. Frankie miał również za złe słynnemu bratu, że nie pomógł mu w karierze muzycznej. Ostatecznie Marvin unieśmiertelnił go na jednym z albumów wszech czasów. W What’s Happening Brother to właśnie Frankie stara się zrozumieć, co wydarzyło się w kraju podczas jego długiej nieobecności. Marvin portretuje go jako człowieka zdezorientowanego, niemogącego znaleźć ani pracy, ani miejsca dla siebie. W pewnym momencie bohater piosenki zwraca się bezpośrednio do słynnego brata, pytając, co właściwie działo się u niego przez cały ten czas? Być może w ten zawoalowany sposób artysta rozlicza się tu ze swojego karygodnego milczenia.

Nonsens i okrucieństwo wojny oraz dramaty powracających z frontu weteranów to tematy mocno eksploatowane przez amerykańską popkulturę. Dla Gaye’a był on jedynie jednym z objawów choroby ducha, na którą zapadli jemu współcześni. Opowiadając o piosence Mercy Mercy Me – prekursorskiej ze względu na podejmowaną tu ekologiczną tematykę – artysta zwraca się w stronę religii. Jego zdaniem, jeśli nie podążymy za przykładem Jezusa, lecz zwrócimy się w stronę wyzysku i chciwości, zniszczymy nasz świat. W tym aspekcie What’s Going On czerpie zarówno z tradycji hippisowskiej, jak i gospel. Niezależnie od tego, czy Gaye śpiewa o narkomanii (Flyin’ High (In The Friendly Sky)), nierównościach ekonomicznych (Inner City Blues), czy widmie zagłady nuklearnej (Save The Children), rozwiązaniem tych problemów jest szczera wiara i pomnażanie miłości. W tym sensie jest pacyfistą. Podstawowa różnica pomiędzy nim a Johnem Lennonem polega na tym, że w utopii Gaye’a nie zniesiono religii, a niebo pozostaje najwyższą nagrodą.

Przy czym wiara artysty – tak jak w przypadku wielu Afroamerykanów – jest siłą zbudowaną nie na Kościele, lecz pomimo Kościoła. Instytucji, która przez lata stała na straży WASP-owskiej Ameryki, gdy jej gospodarka opierała się na niewolniczej pracy. Gaye miał więcej powodów, by zwątpić w istnienie Boga. Jego ojciec był pastorem kościoła zielonoświątkowców, co nie przeszkadzało mu znęcać się nad synem od siódmego roku życia. Mimo że w domu Gaye’ów nauki Jezusa nierozerwalnie łączyły się z przemocą, artysta pozostał blisko religii. Czego dowodem są piosenki takie jak God Is Love czy Wholy Holy. Choć zanurzone w muzyce gospel, ich wymowa – a więc podkreślanie siły miłości, wspólnoty, jedności – była jednak bliska duchowi hippisowskiej Ameryki. 

…i wzburzone wody

Wracając wspomnieniami do roku poprzedzającego nagranie What’s Going On, Gaye przywołuje nieustanne rozmowy z menedżerami, którzy naciskali, by wszedł do studia i nagrywał. Odpowiadał im, że nie czuje się na siłach ze względu na wydarzenia rozgrywające się w kraju. Myślał o strzelaninie na uniwersytecie w Kencie i nie wyobrażał sobie, że nagrywa kolejny miłosny przebój. Nie wątpię, że dramatyczne wydarzenia, którymi żyła ówczesna Ameryka, miały na niego duży wpływ. Warto jednak dodać, że Motown miało prawo się niecierpliwić. Na przełomie dekad gwiazdor popadł w depresję i najchętniej nie opuszczał swojego pokoju. W rezultacie przez cztery lata nie dał ani jednego koncertu, sporadycznie biorąc udział w jakichkolwiek publicznych wydarzeniach. Powodem nie była wojna w Wietnamie czy rozruchy na ulicach amerykańskich miast, lecz jego własne demony. Gaye tkwił od lat w rozpadającym się małżeństwie, w którym nie widział przyszłości. Sytuacja ta miała bezpośrednie przełożenie na jego twórczość, ponieważ do tej pory swoje słynne miłosne pieśni śpiewał zawsze z myślą o ukochanej Annie. Jak zauważa Ritz: „Jego kariera dzieli się na dwie równe części: w latach 60. – nie licząc duetów – śpiewał do Anny; w latach 70. i 80. śpiewał do Janis, swojej drugiej żony. […] Jednak w 1970 r., pomiędzy Anną a Janis, przechodził przez krótki okres, kiedy stworzył społeczno-religijne dzieło o zdumiewającej oryginalności. Most nad wzburzoną wodą dwóch burzliwych małżeństw”.

Tematykę wspomnianego dzieła związana była z jeszcze jednym dramatycznym zdarzeniem. W 1970 r. po ośmiu nieudanych operacjach guza mózgu zmarła Tammi Terrell – wspaniała wokalistka, z którą autor What’s Going On nagrywał w poprzedniej dekadzie głośne duety. To z nią śpiewał przeboje Ain’t No Mountain High Enough czy Your Precious Love. Śmierć Terrell nie tylko przygnębiła Gaye’a, lecz także pchnęła go w stronę egzystencjalnych tematów i pytań, na które trudno znaleźć odpowiedzi. Na płycie pełnej uwznioślających hymnów echa wspomnianego złego stanu psychicznego twórcy najłatwiej usłyszeć w Save The Children. Zdaniem Ritza pojawiający się tu fatalizm, przeświadczenie o tym, że świat zmierza ku nieuchronnej zagładzie, było reakcją na widmo nuklearnej apokalipsy. Znów: na pewno tak było. Czytając biografię Gaye’a, odnoszę jednak wrażenie, że do poruszania kwestii ostatecznych sprowokowała go żałoba po Terrell. 

Moda na protest song

What’s Going On było płytą swoich czasów, nie tylko dlatego, że porusza wiele istotnych dla tego okresu tematów. Ten album po prostu nie mógłby powstać wcześniej ze względu na uwarunkowania polityczno-biznesowe, z jakimi musiano się liczyć. A przynajmniej musieli się liczyć ci najwięksi gracze, do których zaliczało się Motown. Jakkolwiek trudno przecenić zasługi, jakie prekursorska wytwórnia z Detroit oddała afroamerykańskiemu biznesowi, trudno nie zauważyć, że płaciła za to swoją cenę. Jej szef – Berry Gordy – mówił wprost, że nie pozwoli, by jego firma stała się rzecznikiem ruchu na rzecz praw. Wydawca przyjął strategię, którą ćwierć wieku później zgrabnie ubrał w słowa Michael Jordan. Gwiazdor NBA nie zdecydował się poprzeć Harveya Gantta – czarnego kandydata Partii Demokratycznej na senatora w jego rodzinnej Karolinie Północnej, tłumacząc: „Republikanie też kupują Nike”. No więc republikanie kupowali też płyty Diany Ross, Smokey Robinsona czy Marvina Gaye’a – Gordy nie chciał, aby to się zmieniło.

Na początku lat 70. autor What’s Going On zdawał sobie już jednak sprawę ze swojej pozycji negocjacyjnej i postawił się wydawcy. „Nie podobało im się to, nie rozumieli tego, nie ufali” – mówił Ritzowi. „Management twierdził, że te piosenki są zbyt długie, za mało wyraziste i nie dotrą do publiczności szukającej łatwych trzyminutowych historyjek. Miesiącami nie zgadzali się na wydanie tego materiału. Musiałem być stanowczy. W końcu postawiłem sprawę jasno: »albo wydadzą tę płytę, albo nic już dla nich nie nagram«”. Gordy ustąpił. Być może przestraszył się, że artysta rzeczywiście odejdzie, a może po prostu zdał sobie sprawę, że tej bitwy nie wygra.

Jeszcze w 1962 r. Marvin Gaye nagrał piosenkę Soldier’s Plea, w której romantyzował wojnę. Czasy jednak się zmieniały, a wraz z nimi nastroje. Działalność ruchu na rzecz praw, Wietnam, NAACP, Woodstock, Czarne Pantery, Młodzi Lordowie, kryzys kubański – lata 60. były złotą dekadą kontrkultury, której idee powoli przesączały się do mainstreamu. W przypadku afroamerykańskich muzyków rezultatem takiej radykalizacji był free jazz, pierwsze nagrania The Last Poets czy Gila Scotta-Herona. Nawet ulubienica Gordy’ego – Diana Ross – pozwoliła sobie na społeczny komentarz w piosence Reached Out and Touch Somebody’s Hand. W tym czasie Motown wypuściło też album War & Peace Edwina Starra promowany przez protest song War, który stał się prawdziwym hitem. „Revoluton Will Not Be Televised”, głosił co prawda młody Scott-Heron. Niemniej jednak szybko okazało się, że całkiem nieźle sprzedawała się w radiu.

Pół wieku bez odpowiedzi

What’s Going On nie było więc ani pierwszym, ani najbardziej radykalnym albumem, który pożenił soul i pop z zaangażowanym przekazem. Wybitny poziom artystyczny tych piosenek, popularność Gaye’a i przejmująca opowieść, którą udało mu się zbudować, sprawiły, że jego przesłanie dotarło do milionów słuchaczy. Scott-Heron chwilę wcześniej nagrał świetne Whitey On The Moon, ale to za sprawą Inner City Blues Gaye’a wielu odbiorców zaczęło zadawać sobie pytanie, jakie korzyści przyniosła ich życiu kosmicznie droga wyprawa na Księżyc.

Ogromna popularność What’s Going On dawała też argument kolejnym muzykom, by iść w ślady Gaye’a. To znaczy nie tylko zająć stanowisko w ważnych społecznie sprawach, lecz także przejąć kontrolę nad procesem twórczym: dobierać współpracowników, komponować, decydować o image’u. Ten wpływ momentalnie dało się odczuć w nagraniach Steviego Wondera, Arethy Franklin, Sly’a Stone’a, a później także Michaela Jacksona.

Twórczość pacyfisty Gaye’a – wierzącego w miłość oraz głęboką więź pomiędzy wszystkimi ludźmi – stanowiła też idealny punkt odniesienia dla Nelsona Mandeli podczas jego przemówienia w USA w 1990 r.

Mogłoby się wydawać, że podobne poglądy 30 lat później będą uważane za co najmniej naiwne. I rzeczywiście, artyści protestujący dziś przeciwko nierównościom ekonomicznym, policyjnej brutalności czy łamaniu praw kobiet operują zwykle bardziej dosadnym językiem. A jednak What’s Going On brzmiało podczas głośnych protestów przeciwko budowie Dakota Access Pipeline w 2017 r. czy w trakcie demonstracji Black Lives Matter. Wygląda więc na to, że z wielkim albumem Gaye’a jest jak z zadawanym przez jego bohatera pytaniem: „What’s going on?”. Nawet jeśli raz za razem brakuje nam na nie odpowiedzi, to przecież nie przestajemy do niego wracać. 

Czytaj również:

W nieustannym zdziwieniu – wywiad z Raphaelem Rogińskim
i
Fot. koncert Shofar/ Jazz Bez… 2014
Przemyślenia

W nieustannym zdziwieniu – wywiad z Raphaelem Rogińskim

Jan Błaszczak

Inspirowany nigunami, czyli mistycznymi melodiami żydowskimi album Right Before It Started grupy Shofar to z jednej strony zapis doświadczenia pandemicznej niepewności, a z drugiej – próba połączenia tego, co teraz, z daleką przeszłością. Z gitarzystą i założycielem Shofar, Raphaelem Rogińskim, rozmawia Jan Błaszczak.

Jan Błaszczak: Najnowszy album Shofar nosi tytuł: Right Before It Started. Chodzi o pandemię?

Czytaj dalej