Agata Trzebuchowska: Dla kogo jest Bałwan w lodówce? Dla dzieci czy dla rodziców?
Łukasz Gorczyca: Zdecydowanie dla dzieci. Dotarcie do młodych czytelników i zainteresowanie ich było naszym podstawowym założeniem. Myślę, że dla dorosłych ta książka jest nudna. Trudno edukować dojrzałego człowieka i walczyć z jego nawykami. On sam wie, czego potrzebuje i czego chce. Jestem przeciwnikiem nawracania ludzi na sztukę za wszelką cenę. Nie uważam, że każdy musi się nią interesować.
Ale niektórzy chcą, tylko czują opór. Nie każdy rodzic pracuje w galerii tak jak tata książkowych bohaterów Matyldy i Bartka i potrafi dziecku objaśnić świat sztuki.
Jasne, że zawód galerzysty nie jest zbyt popularny, a świat sztuki dla wielu pozostaje czystą abstrakcją. W Bałwanie w lodówce chcieliśmy ten obcy ląd oswoić i potraktować jako coś zupełnie naturalnego. Dlatego od początku ważne było dla nas, by książka była mocno zanurzona w rzeczywistości. Bohaterowie, o których opowiadamy, są prawdziwi, podobnie jak większość opisywanych sytuacji. No i w gruncie rzeczy nic niezwykłego tam się nie dzieje. Rodzina bohaterów jest absolutnie typowa: mama, tata, dwoje dzieci.
Z jednej strony mamy więc egzotyczny świat sztuki, a z drugiej codzienność, z którą go konfrontujemy.
Tata galerzysta, to jeden z głównych bohaterów tej książki. To on proponuje najfajniejsze zabawy i zabiera dzieci na spotkania z Oskarem Dawickim, który prezentuje im tytułowego bałwana w lodówce. Trudno oprzeć się wrażeniu, że piszesz o sobie.
Razem z Kamilą Bondar – wydawczynią książki i prezeską Fundacji Sztuki Polskiej ING – uznaliśmy, że kluczowe w pracy nad Bałwanem […] jest to, by zespół bezpośrednio zaangażowany w proces twórczy miał doświadczenie rodzicielstwa. To było założenie intuicyjne, ale okazało się