O byciu szefem FBI
i
ilustr. Joanna Grochocka
Doznania

O byciu szefem FBI

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 1 minutę

To, że objąłem stanowisko szefa FBI, wywołało potężną falę oburzenia w tak zwanym środowisku literackim.

Wydawałoby się, że w cywilizowanym kraju taka nominacja powinna raczej cieszyć.

Ale nie u nas.

Zagrzmiało. Oto ze wszystkich stron pojawiły się wściekłe, cokolwiek dziwne oskarżenia pod moim adresem; oto dawni przyjaciele zarzucili mi niepoprawność stylistyczną, frankofilską pretensjonalność i ogólny brak "kręgosłupa moralnego"; oto nagle nikt nie lubi USA.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Drogie Koleżanki i Drodzy Koledzy Po Piórze, wiem, że wszyscy padliście ofiarą zwykłej zawiści.

Ale jeśli chcieliście mnie krytykować, to należało pisać nie o moich książkach, lecz o moich detektywistycznych kompetencjach. A przecież uczyłem się od najlepszych (Marlowe, Cooper).

Niby nieco lepiej, bo na pozór bardziej merytorycznie, wypadła cześć prasy: moja decyzja jest "gestem politycznym" (według słów felietonistów Krytyki Politycznej),"faktem o niepoślednim znaczeniu" (Gazeta Wyborcza), ale także "zdradą" (cała reszta tzw tygodników opinii).

W każdym razie podjąłem już decyzję i chcę, żebyście wiedzieli, że się Wam udało – złamaliście mnie, złamaliście pierwszego Polaka, który zajmował tak wysokie stanowisko.

Właśnie wysłałem pismo do prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki.

Właśnie zrezygnowałem z pełnionej przez trzy sekundy funkcji szefa FBI.

 

Czytaj również:

Nuda
i
„Młodość”, Frederick Carl Frieseke, 1926 r., Los Angeles County Museum of Art/Rawpixel (domena publiczna)
Opowieści

Nuda

Łukasz Nicpan

Prawdziwą nudę poznałem w Radomsku, w ceglanym domu dziadków, u których co roku spędzałem wakacje. Całe dwa miesiące w czteroizbowym domu z gankiem pośród ogrodu pełnego kwiatów, malin, jaśminów, krzewów porzeczek i agrestu. Codziennie te same lwie paszcze, malwy, maliny, jaśminy, porzeczki i agrest. W sadzie dojrzewały renklody, węgierki, klapsy, papierówki, czereśnie i wiśnie. Codziennie te same renklody, węgierki, klapsy, papierówki, czereśnie i wiśnie.

W biblioteczce dziadka stały cztery książki po niemiecku, bez obrazków, a po polsku – tylko dwa tomy encyklopedii Orgelbranda. Jedyną książeczkę, jaką przywiozłem ze sobą z Łodzi, rymowaną opowiastkę o amerykańskim milionerze, umiałem już na pamięć. Miała tytuł Mister Twister. Na pamięć znałem nawet nazwisko jej autora. Nazywał się S. Marszak.

Czytaj dalej