Dwie naczelne reguły kierują naszym zachowaniem i doświadczeniem, twierdził Zygmunt Freud. Zasada przyjemności i zasada rzeczywistości. W myśl tej pierwszej, nasze pragnienia dążą do jak najszybszego i bezwarunkowego zaspokojenia. W myśl tej drugiej, psychika stara się rozróżniać sytuacje, kiedy owo zaspokojenie może faktycznie nastąpić oraz takie, w których nic podobnego nie ma szansy się wydarzyć. Chodzi o to, mówiąc w skrócie, żeby nie tracić nadmiernie energii i nie szukać gratyfikacji tam, gdzie nie ma na nią nadziei.
Oczywiście, tak to działa wyłącznie w świecie idealnym. Na co dzień nasze aparaty psychiczne, wskutek rozmaitych traum, fiksacji i innych zaburzających ich działanie procesów, przyjmują kształty mniej lub bardziej odbiegające od tego, jakie mogłyby być. A co najważniejsze – i tutaj psychoanaliza oraz współczesne neuronauki mówią jednym głosem – nie są bynajmniej zainteresowane tym, co dzieje się na zewnątrz nich samych. Innymi słowy, nie zależy nam wcale na poznaniu świata, zależy nam raczej na maksymalizowaniu własnej przyjemności. Nie powinno się skądinąd pojmować tutaj przyjemności w sensie bezpośrednim – jako dążenie do zmysłowych uciech i życiowych radości. Przeciwnie – niekiedy maksymalizowanie przyjemności może prowadzić do zachowań konwencjonalnie uważanych za autodestrukcję, albo cierpienie. Ale to już zupełnie inna historia.