Moje stanowisko w sprawie blogów modowych
i
Joanna Grochocka
Przemyślenia

Moje stanowisko w sprawie blogów modowych

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Pamiętam, jak pewnego razu obudziłem się w wyśmienitym nastroju i właściwie od razu wyruszyłem na spontaniczny spacer z pogwizdywaniem pod nosem.

Chwilę później na ulicy zaczepił mnie jakiś bloger modowy, aby zrobić mi zdjęcie.

– Panie, przecież to pidżama! – krzyknąłem zaskoczony.

– W takim razie Bóg jeden wie, w czym pan chodzi wieczorami! – odparł facet, nie kryjąc entuzjazmu, i serdecznie się roześmialiśmy.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Postawiłem jednak sprawę jasno:

– Tak łatwo nie podbiję liczby wyświetleń na pana blogu. Najpierw zagadka.

– A zatem zamieniam się w słuch.

Uważnie rozejrzałem się po okolicy i powiedziałem, powoli i wyraźnie:

– Proszę zbudować mi absolutną mapę świata w dwie minuty.

Bloger pierwszą minutę poświęcił na refleksję, a dopiero potem przemówił:

– Dokładna mapa musiałaby zawierać w sobie samą mapę, która zaś zawierałaby w sobie mapę mapy i tak w nieskończoność.

– Oczywiście – potwierdziłem.

– Najdoskonalsza, najdokładniejsza, doprowadzona do perfekcji mapa powinna mieć skalę jeden do jednego wobec swego pierwowzoru, czyli wobec świata.

– To prawda – rzekłem.

– Ale również ona jest niemożliwa: kopia naszego świata zasłoniłaby nam słońce, drażniąc mieszkańców i prowadząc do licznych protestów.

– I co dalej? – zapytałem, rzucając okiem na zegarek, bo czułem, że czas nam się kończy.

– Należy wykorzystać jako mapę cały świat, nie ma innego sposobu – stwierdził bloger.

– Brawo! – krzyknąłem i zacząłem poprawiać włosy w szybie najbliższej witryny sklepowej i ogólnie przygotowywać się do sesji zdjęciowej (mimo wszystko przecież niespodziewanej).

Całe to przypadkowe spotkanie to była wielka przyjemność i trzeba przyznać, że ten człowiek, przynajmniej jeśli chodzi o cnoty intelektu, przedstawiał klasę samą w sobie, rzadko już spotykaną. Dlatego powiem krótko – jestem gotów wyzwać na pojedynek każdego, kto powie złe słowo o jakichkolwiek blogerach czy blogerkach modowych.

 

Czytaj również:

Gdyby nie było jutra
i
Osaka, Japonia; zdjęcie: Sava Bobov/Unsplash
Wiedza i niewiedza

Gdyby nie było jutra

Paulina Wilk

Młodzi Japończycy wolą nie myśleć o przyszłości. Wszystkie jej realne scenariusze przypominają dystopię i są smutną przepowiednią dla świata. Ale brak perspektyw nauczył ich jednego – naprawdę żyją chwilą.

Wiosną młodzi Japończycy nie mają głowy do romansów. Smukli kawalerzy wiążą wąskie krawaty, prasują białe koszule, wkładają dokumenty do czarnych teczek i – niemal identyczni, doskonale wtopieni w tłum – ruszają na łowy. A raczej mają nadzieję, że to oni zostaną złowieni. Wiosenny rytuał rynku pracy – shūkatsu – to czas rekrutacji, proces złożony z wielu etapów. Najpierw pielgrzymowanie po targach organizowanych przez firmy. Dobrze się tam pokazać, dać znać o swoich zainteresowaniach. Potem składanie podań. Następnie test z matematyki i pisanie eseju. I dopiero po przejściu tych etapów zaczynają się strome schody – rozmowy kwalifikacyjne. Od powodzenia w szukaniu pracy zależy całe życie – dosłownie. Dlatego absolwenci japońskich uczelni aplikują o zatrudnienie w kilkudziesięciu różnych firmach jednocześnie. Konkurencja jest ogromna, a stawka najwyższa z możliwych. Tylko wąska grupa zdobędzie zajęcie stabilne, prestiżowe i dobrze płatne, czyli umożliwiające myślenie o przyszłości. Wiosenne nabory uchylają drzwi do najlepszych korporacji, mediów, kancelarii prawnych, agencji reklamowych i banków. Kto się przez nie przeciśnie, wkroczy do cenionego kręgu, ale nie odetchnie z ulgą. Tak zaczyna się bowiem intensywne życie zawodowe pełne poświęceń, nadgodzin i presji. Jednak ci, którzy zostaną za drzwiami, mają przed sobą jeszcze trudniejszą trasę: niepewne i słabo płatne zajęcia, wystarczające na przetrwanie, ale dyskwalifikujące w kategoriach społecznych. Bez dobrej pracy nie ma mowy o domu ani rodzinie, nie można sobie pozwolić na marzenia. A miejsc pracy, takich na całe życie – nie tylko w Japonii, lecz także w innych krajach – ubywa. Coraz więcej zajęć przypomina łaty zakrywające zszargane ambicje. Często trzeba zatrudnić się w dwóch albo trzech miejscach, żeby móc utrzymać się w mieście i jeszcze spłacić studenckie pożyczki. Według Banku Światowego nieco ponad 8% Japończyków mieszka na wsi (dane z 2019 r.), a w tym gęsto zaludnionym i zurbanizowanym kraju dom – jego zakup czy wynajem – to najwyższy koszt życia. Tamtejsza młodzież, podobnie jak nowe generacje na całym świecie, w większości ma przed sobą przyszłość prekarną: kruchą, chybotliwą, pozbawioną wizji spełnienia i poczucia pewności. Perspektywa ta jest szczególnie obciążająca w społeczeństwie, które nie nadąża za ekonomicznymi realiami i nosi gorset wymagań z minionej epoki. Ideał szczęścia dyktujący rytm życia od zakończenia drugiej wojny światowej całkowicie rozjechał się z tym, jakie szanse są dziś faktycznie dostępne. Młodzi czują to najsilniej i płacą najwyższą cenę za pogłębiający się konflikt między aspiracjami a realiami. I dlatego odwracają się od świata, wybierają internetowe rozrywki oraz fantazję zbudowaną z pikseli – na takie życie ich stać, takie jest dla nich możliwe.

Czytaj dalej