Mały reportaż – 3/2017
Rozmaitości

Mały reportaż – 3/2017

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Z wielkim osłupieniem przeczytałem list, napisany łamaną polszczyzną, z którego dowiedziałem się, że mam dalekiego wuja w Teksasie. Mało tego, wuj, czytelnik „Przekroju”, wiedząc, że prowadzę tutaj skromny kącik reportażysty, zaprosił mnie do siebie, na swoją farmę, aby zainspirować mnie do opisania trudów życia tamtejszej Polonii. Oczywiście z radością przyjąłem zaproszenie.

Pomijając szczegóły, zanotuję tylko, że dotarłem na farmę Wisniewskych późną nocą, po wielodniowej podróży. Wuj okazał się małomównym człowiekiem z wykałaczką między

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Mały reportaż – 1/2017
Rozmaitości

Mały reportaż – 1/2017

Tomasz Wiśniewski

Nie bez ekscytacji wreszcie udało mi się odwiedzić słynne miasteczko Yrógod, położone na dalekim południu (nie pamiętam którego kraju). Jak wiadomo, jego mieszkańcy mają jedną zasadę: stopą nigdy nie dotykają ziemi. I muszę przyznać, że wszystko, co się o nich mówi, jest prawdą: przeskakują z drzewa na drzewo lub pomiędzy słupami telegraficznymi, sypiają na hamakach, a posiłki jedzą, zwisając z gałęzi jak nietoperze. Zapytałem jednego z tubylców: „Skąd ten upór?”. I usłyszałem: „W ten sposób jesteśmy bliżej Boga”. 

Wracając pociągiem z Yrógod, pomyliłem przystanki i wysiadłem w malowniczej wsi, której nazwy również nie mogę sobie przypomnieć. Panowała tam szokująca grzeczność. Ludzie przepraszali krzesła za to, że na nich siadali. Gdy na drodze dostrzegli brudny kamień, to go czyścili. Rozmowy, jakie tam prowadzono, nie zawierały w sobie niczego innego prócz pozdrowień (z tego powodu, niestety, nie mogłem wysondować za wiele o codzienności tubylców). Widziałem na własne oczy, jak ktoś, wyciągając wiadro wody, wrzucił do studni ogromną sakwę złota. Nocami straszy się tam dzieci starożytną (rzekomo) opowieścią o człowieku, który usiadł na czyimś kapeluszu. Kiedy tylko dowiedziano się o mojej pomyłce, zamówiono specjalną lokomotywę (na koszt gminy), którą powróciłem do domu. 

Czytaj dalej