Mały reportaż – 3/2021
Rozmaitości

Mały reportaż – 3/2021

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 1 minutę

Udałem się na jedną z Wysp Salomona, zamieszkiwaną przez niezwykle flegmatyczną społeczność, o której wiele czytałem w pismach katolickich misjonarzy. Według tych autorów byli to głównie emigranci z Indii, Chin i Japonii.

Nie mogę powiedzieć, by lud ten przyjął mnie niechętnie w swojej wiosce. Żeby okazać niechęć, trzeba dysponować pewną wolą, a ci ludzie jej nie mieli. Byłem im obojętny. Zauważyłem jednak, że nie jest to brak woli chorobliwy, tylko świadomy i niejako wypracowany. Ludzie ci siedzieli i nic nie robili. Odniosłem jednak wrażenie, że w kilku przypadkach był to brak energii udawany. Wreszcie znalazłem jednego człowieka, który znał angielski i któremu zachciało się opowiedzieć trochę więcej o swej dziwacznej kulturze.

– Ten tam to były instruktor jogi – powiedział, wskazując na mężczyznę siedzącego pod drzewem kokosowym. – Tamten to trener personalny i dietetyk. Tamta to mistrzyni zen.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

– Jak to? – zapytałem zdziwiony. – Czy te dyscypliny nie powinny dawać szczęścia i tryskającego zdrowia?

– Oczywiście, że powinny, ale my z nich zrezygnowaliśmy w wyniku buntu. Duchowość stała się zbyt popularna i zbyt skomercjalizowana przez rynek. Dlatego już nie czytamy Alana Wattsa, teraz tylko Baudelaire’a. Fatalnie się odżywiamy, palimy papierosy i zakochujemy bez sensu, aby cierpieć. ­Dopiero wśród naszych potomków będą mogli narodzić się prawdziwi jogini i święci, dopiero z nich spontanicznie narodzi się szczęś­cie – w opozycji do naszego nieszczęścia.

Spojrzałem innym okiem na mieszkańców tej wyspy i uderzyła mnie wielkość ich przedsięwzięcia. Otrzymałem lekcję zdumiewającej dalekowzroczności, której nigdy nie zapomnę.

Czytaj również:

Mały reportaż – 2/2017
Rozmaitości

Mały reportaż – 2/2017

Tomasz Wiśniewski

Przez kilka nocy śnił mi się ten sam sen, w którym powracały liczby 13 i 25 oraz 52 i 31. Wreszcie mnie oświeciło: chwyciłem mapę. Okazało się, że to współrzędne geograficzne Berlina. Wsiadłem do pociągu i wyruszyłem, by zbadać sprawę.
Zaraz gdy wyszedłem przed dworzec, podszedł do mnie człowiek w mundurze i powiedział:

„Długo na pana czekaliśmy”.

Czytaj dalej