Liczy się obraz
Doznania

Liczy się obraz

Joanna Kinowska
Czyta się 5 minut

13 maja ogłoszono wyniki konkursu Grand Press Photo.

Obrazem roku został portret pielęgniarki z Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 4 w Lublinie. Zdjęcie wykonał Jacek Szydłowski z „Dziennika Wschodniego”. Na zdjęciu kobieta siedzi w specjalnym namiocie, w którym pełni dyżur, segregując pacjentów podczas pandemii koronawirusa. Jesteśmy z nią wewnątrz namiotu, na stole utensylia lekarskie i środki dezynfekujące, termometr, jakieś kartki. Pielęgniarka trzyma ręce klasycznie splecione na podołku, jakby z dawnego malarstwa rodzajowego. Głowa nieznacznie pochylona. Zmęczona, zadumana, wciśnięta w kąt tego namiotu, a to i tak tylko mowa ciała. Bo twarzy nie widać, postać ma na sobie kombinezon ochronny z kapturem, twarz skrywa za maseczką i przyłbicą. Przygnębiające wrażenie zmęczenia i beznadziei. Jest 23 marca 2020 r. Świat, kraj w szoku i przerażeniu. Dobrze zgrane emocje, oddające tę chwilę.

fotografia: Jacek Szydłowski (mat. GPP)
fotografia: Jacek Szydłowski (mat. GPP)

Ogłoszeniu wyników towarzyszył jednak pewnego rodzaju szok środowiska. Przyjęło się, że zdjęcie roku odzwierciedla cały rok poprzedni, i to zaważyło na emocjach, jakie wywołał werdykt jury. Ale zgodność z regulaminem jest: zdjęcia do konkursu GPP 2020 miały powstać od kwietnia 2019 do końca marca 2020. Mamy tylko sześć (z 38) nagród dla zdjęć zrobionych w czasie pandemii, ale pozostaje wrażenie, że był to temat dominujący.

Polski konkurs jest wzorowany na najważniejszym światowym World Press Photo, pojawiło się więc pytanie, dlaczego zdjęciem roku nie zostało głośne (i poruszające) zdjęcie Tomka Kaczora, nominowane i nagrodzone przez WPP? Kaczor zdobył „tylko’ pierwsze miejsce w kategorii „Portret”. Zdjęcie Szydłowskiego choć nie jest złe, to w przyszłorocznym WPP nie będzie miało szans (por. materiał Fabia Bucciarellego z Bergamo, zrealizowany dla „New York Timesa”), nie rzuca na kolana, nie powoduje skurczów wnętrzności. A w tegorocznym – z powodów regulaminowych – nie miało szansy wystąpić.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

fotografia: Tomek Kaczor (mat. GPP)
fotografia: Tomek Kaczor (mat. GPP)

To ważne, że konkurs się odbył mimo ogólnej kwarantanny. Jury obradowało online, podobnie przeprowadzono galę, zaglądając do domów laureatów. W tym pędzie do obecności internetowej po raz pierwszy w konkursie przyznana została nagroda internautów. Głosami publiczności wygrało zdjęcie Szymona Górskiego. Podczas wręczenia nagrody wywiązała się jeszcze żenująca rozmowa o możliwościach manipulowania głosami. Samo zdjęcie nie jest złe, choć daleko mu do wybitnego (tak jak do czarnobieli).

Ale tu mamy inny kłopot: głosowanie internautów w konkursie fotografii prasowej to jest policzek dla profesjonalistów. Bo fotoreporter to zawód ginący. Choćby z tego względu, że trudno się utrzymać, robiąc tylko reporterkę, bez sesji dla klientów, bez drugiej roboty, bez ślubów czy wynajmowania mieszkań po dziadkach. Ten ginący fotoreporter ma święto, ten konkurs (GPP to jedyny już konkurs fotografii prasowej w naszym kraju, tak szeroko zakrojony) i przy swoim święcie, gdy został nominowany do nagrody, ma jeszcze prosić o tzw. żebrolajki. Bo wygra, ale jak znajomi klikną. Nisko uderzyliście, organizatorzy. Wiem, że szło o klikalność, że zasięgi, jak znajomi fotografów się rzucą, to potem gala będzie miała tysiące odsłon, o czym uparcie mówił prowadzący (choć liczba nie przekroczyła 600 oglądających…).

Wróćmy do werdyktów: najlepszy reportaż to relacja Katarzyny Piechowicz z domu dla seniorów na Śląsku (1. miejsce w kategorii reportaże – „Życie codzienne ”). Wykonany z przeogromną empatią, z szacunkiem, szczerością. Wciska w fotel i pozostawia bez tchu.

Ciekawym spojrzeniem na sport jest niezwykła fotografia Pawła Frenczaka z treningu zapaśników (2. miejsce w kategorii „Zdjęcia pojedyncze – Sport”). Sporty walki w fotografii raczej skupione są na brutalności, sile, akcji, jakiejś publiczności, wydarzeniu. A tu zdjęcie potężne i ciche. Sport sprowadzony do uścisku. Rozmarzam się właśnie, gdyby takie zdjęcia mogły być publikowane, to chętniej sięgałabym po prasę sportową. Warto też zwrócić uwagę na materiał Adama Lacha pt. Rewizje (2. miejsce w kategorii „Projekty dokumentalne”), specyficzny, zrealizowany z czarnym humorem materiał o Polsce. Między polityką wielką a tą małą, między sejmem a zagrodą. Wciągający i wymagający, choć dla mnie chyba za bardzo przerysowany.

fotografia: Paweł Frenczak (mat. GPP)
fotografia: Paweł Frenczak (mat. GPP)

Komentarze środowiskowe były różne, przeważała w nich frustracja. Pytano o tematykę zdjęcia nagrodzonego przez publiczność, o status fotoreportera, ale podnoszono też kwestię braku uzasadnień dla nagrodzonych prac i przewagi aktualnego tematu pandemii. Pojawiły się głosy mówiące o wyborach interesownych i faworyzowaniu „swoich”, o etyce przy wykonaniu zdjęcia, o braku szans na publikację prasową czarno-białych zdjęć, których wszak wsród wygranych było mnóstwo. I, jak co roku, zarzuty o fatalnych edycjach. Jak co roku, te same zdania: „Oceniane jest to, co przyjdzie, więc trzeba wysyłać”, „Ocenia takie, a nie inne jury i to są zawsze osobiste głosy” itd., itp. O co ten hałas? Ten hałas jest, mimo niesmaku, ważny, bo chodzi o kierunek dla całego środowiska.

A liczy się obraz. I to ma być sztos, ogień, petarda. No, ale tu są też gusta. Tak czy inaczej, podkreśla się, że nie chodzi o dobre ilustracje wydarzeń, ale o zdjęcia, które same mówią, bez podpisu. O reportaże, które opowiadają.

fotografia: Katarzyna Piechowicz (mat. GPP)
fotografia: Katarzyna Piechowicz (mat. GPP)
fotografia: Katarzyna Piechowicz (mat. GPP)
fotografia: Katarzyna Piechowicz (mat. GPP)

Ale w tym roku wskazówki od jurorów rozsierdziły środowisko. Okazało się, że nie trzeba być profesjonalistą, nie trzeba pracować nad edycją, sens można dopisać w podpisie, a zresztą podpisu też właściwie nie trzeba dawać, nie trzeba uczyć się kompozycji, nie trzeba wychodzić z domu, żeby robić materiał…

Oczywiście, trochę przerysowuję. Swoim studentom zawsze mówię, żeby dalej robili swoje najszczerzej, jak można. Życzyłabym wszystkim w środowisku tego, by właśnie tak postępowali i żeby nie robili zdjęć „pod” konkursy. Róbmy swoje: uczestnicy, jury i organizator.

Tylko, na Boga, nie róbmy w poważnych konkursach głosowania dla internautów, skoro zatrudniamy speców od wyborów. W pewnym konkursie, sponsorowanym onegdaj przez bank, była nagroda organizatora. Jurorzy głośno odżegnywali się od tego wyboru, bo tenże, jak się potem śmieliśmy, był zawsze z piłki nożnej i zawsze w kolorach tegoż banku.

Brawo, brawo. Liczy się obraz.

Czytaj również:

Ludzie nam się przydarzają
Przemyślenia

Ludzie nam się przydarzają

Rozmowa z Jacentym Dędkiem
Joanna Kinowska

Przed nami gigantyczna książka Portretprowincji.pl, zawierająca ponad 150 fotografii Jacentego Dędka, wraz z tekstami Katarzyny Dędek. Kompleksowy, wielowymiarowy, złożony portret małych miasteczek. Życie codzienne i niecodzienne portrety. O wieloletniej pracy nad książką, o charakterze portretów oraz o tym, co właściwie można spotkać na prowincji, Jacenty Dędek opowiada Joannie Kinowskiej

Joanna Kinowska: Książka jest ogromna. To zwieńczenie wieloletniej pracy na polskiej prowincji. Bardzo mnie ciekawi moment, w którym zdecydowałeś się na napisanie książki. Kiedy się wpada na taki pomysł?

Czytaj dalej