Kogo najbardziej lubi Bóg?
i
ilustr. Joanna Grochocka
Doznania

Kogo najbardziej lubi Bóg?

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Istnieje pośród mieszkańców Zachodu spore nieporozumienie dotyczące własnej istotności, na które chciałbym zwrócić uwagę. Mowa tu bowiem o wołającej o pomstę do nieba planetarnej arogancji.

Warto nieustannie podkreślać, że należymy do mniejszości; zajmujemy raptem dwa kontynenty. Daleki Wschód – tam znajdują się wielkie centra. Jeśli spojrzymy na dany kraj i dostrzeżemy niezliczoną ilość jego mieszkańców, mających dostęp do pokarmu i wystarczające warunki do znośnej egzystencji i kopulacji, powinniśmy chylić przed takim narodem czoła. W większości siła, wzniosłość i doniosłość.

Pójdźmy jednak dalej w naszych rozważaniach i zastanówmy się nad ukrytą przesłanką naszego samozadowolenia: dlaczego w ogóle człowiek miałby liczyć się najbardziej? Co nas wyróżnia? Miasta, kultura, kombajny? A nawet jeśli coś nas wyróżnia, kto powiedział, że z kosmicznego punktu widzenia ma to jakąkolwiek wartość? W czym jedząca trawę krowa jest gorsza od człowieka, który je kanapkę? Czy biskup śpi, chodzi, siedzi „lepiej” niż, powiedzmy, jamnik?

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Kiedy pytamy, które spośród wszystkich żywych stworzeń Bóg darzy największą miłością, musimy znów odwołać się do kryterium ilościowego.

Komu Bóg zapewnia spokojny rozwój, pokarm, nieskończenie wielopokoleniowe rodziny, wolność od prawa i więzień, od bankierów, senatorów i obłąkanych generałów, a także (zupełnie dla nas nieosiągalną) swobodę przestrzenną?

Tyle wystarczy, by domyślić się, o których istotach mówię.

Wyciągnijmy wreszcie wnioski z oczywistego faktu, że na naszej planecie najwięcej jest skrzydlatych sześcionogów.

Zrozummy wreszcie, że Bóg najbardziej lubi nie nas, ale owady.

Czytaj również:

Nuda
i
„Młodość”, Frederick Carl Frieseke, 1926 r., Los Angeles County Museum of Art/Rawpixel (domena publiczna)
Opowieści

Nuda

Łukasz Nicpan

Prawdziwą nudę poznałem w Radomsku, w ceglanym domu dziadków, u których co roku spędzałem wakacje. Całe dwa miesiące w czteroizbowym domu z gankiem pośród ogrodu pełnego kwiatów, malin, jaśminów, krzewów porzeczek i agrestu. Codziennie te same lwie paszcze, malwy, maliny, jaśminy, porzeczki i agrest. W sadzie dojrzewały renklody, węgierki, klapsy, papierówki, czereśnie i wiśnie. Codziennie te same renklody, węgierki, klapsy, papierówki, czereśnie i wiśnie.

W biblioteczce dziadka stały cztery książki po niemiecku, bez obrazków, a po polsku – tylko dwa tomy encyklopedii Orgelbranda. Jedyną książeczkę, jaką przywiozłem ze sobą z Łodzi, rymowaną opowiastkę o amerykańskim milionerze, umiałem już na pamięć. Miała tytuł Mister Twister. Na pamięć znałem nawet nazwisko jej autora. Nazywał się S. Marszak.

Czytaj dalej