Kameleon Romain Gary
i
"Zatoka Nicejska", 1891 r., John Peter Russel /Wikimedia Commons
Opowieści

Kameleon Romain Gary

Agnieszka Drotkiewicz
Czyta się 11 minut

Posługując się różnymi pseudonimami, opublikował kilkadziesiąt książek. Wśród tematów, które go zajmowały, znalazły się organiczna wielokulturowość, kobiecość, konieczność ochrony przyrody. I to na długo, zanim stały się popularne.

„Wszyscy znają historię kameleona, który chciał jak najlepiej. Posadzono go na zielonym dywanie i kameleon zrobił się zielony. Posadzono go na dywanie czerwonym i zrobił się czerwony. Posadzono go na białym i zrobił się biały. Na żółtym stał się żółty. Posadzono go wreszcie na dywanie w szkocką kratę i wówczas kameleon pękł z hukiem” – metafory tej użył Romain Gary w autobiograficznej powieści Obietnica poranka, jednej ze swoich najlepszych książek. 

Romain Gary le cameleon – tak brzmi tytuł jego biografii napisanej kilka lat temu przez Myriam Anissimov. Opowieść o kameleonie Gary powtarzał w wywiadach. W audycji radiowej Jacques’a Chancela „Radioscopie” w 1975 r. opowiadał o sobie: „Przez 9 lat byłem pilotem, to była moja pierwsza praca; brałem udział w bitwie o Anglię, w walkach w Afryce, w lądowaniu w Normandii. Po wojnie przez 17 lat pracowałem w dyplomacji, skończyłem karierę jako konsul generalny w Los Angeles. Byłem także doradcą ministra, pisałem powieści, reportaże, scenariusze, reżyserowałem. Co jeszcze ważniejsze – pochodzę z Rosji, to był mój pierwszy język i moja pierwsza kultura. Gdy miałem 6 lat, przenieśliśmy się z matką do Warszawy, tam chodziłem do szkoły, i uczyłem się po polsku. 6 lat później, przeprowadziliśmy się do Nicei – w wieku 12 lat opanowałem trzeci język i zanurzyłem się w trzecią kulturę. Myślę często o historii kameleona, który pękł, posadzony na dywanie w szkocką kratę. Ja nie oszalałem, prawdopodobnie dlatego, że uratowała mnie literatura”.

Opublikował kilkadziesiąt książek, pod przybranym nazwiskiem Gary, a także pod innymi pseudonimami. Wśród tematów, które go zajmowały, znalazły się organiczna wielokulturowość, kobiecość jako nośnik ważnych, „miękkich” wartości, a także konieczność ochrony przyrody. Pisał o nich na długo, zanim stały się popularne.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Galopująca frankofilia

Urodził się 8 maja 1914 r. w Wilnie jako Roman Kacew, syn Miny Kacew, która wychowywała go samotnie. Niektóre źródła wskazują Moskwę jako miejsce jego urodzenia, Gary jednak podawał Wilno.

Matka pragnęła urodzić w Paryżu, ale nie zdążyła tam dotrzeć. Dotknęła ją „wszechobecna w Europie przełomu XIX i XX wieku galopująca frankofilia, jeanne-d’arc’izm typowy dla Żydów z Europy Wschodniej”. Miłości do Francji uczyła syna m. in. z pomocą kolekcji pocztówek z podobiznami sławnych Francuzów: Pasteura, Victora Hugo, Sarah Bernhardt i innych – „w tym świecie bez skazy, jakim Francja była dla mojej matki, wszystko zasługiwało na równe pochwały, i pakując do jednego worka głowę Marii Antoniny i głowę Robespierre’a, Charlotte Corday i Marata, Napoleona i księcia d’Enghien, podawała mi wszystko razem z pełnym szczęścia uśmiechem”.

Po latach bycia francuskim obywatelem, a także członkiem korpusu dyplomatycznego, przyznawał, że wciąż zdarza mu się czekać na Francję, o której opowiadała mu matka, Francję, której nigdy nie pozna. Mimo tego, że w ciągu życia bardzo dużo podróżował, a jako dyplomata mieszkał m.in. w Bułgarii, Boliwii, Szwajcarii i Stanach Zjednoczonych, pytany o to, czy czuje się kosmopolitą, zaprzeczał. Terminy takie jak: „Europejczyk”, „obywatel świata” uważał za skomercjalizowane. Jako obywatele należymy do najmniejszej wspólnoty, a nie do największej, mawiał. Przywoływał okresy największego rozkwitu w historii Europy, takie jak renesans, kiedy najważniejszymi ośrodkami kulturowymi były właśnie miasta.

Szczególne miejsce w jego sercu zajęła Nicea, miasto, gdzie nawiązał pierwsze dorosłe przyjaźnie, przeżył pierwsze przygody miłosne. Wielką miłością Gary’ego było Morze Śródziemne. Zgodnie z jego wolą, po samobójczej śmierci w 1980 r., jego prochy zostały rozrzucone w morzu, w okolicy Roquebrune-Cap-Martin (w tej miejscowości niedaleko Nicei, Gary i jego pierwsza żona, brytyjska pisarka i podróżniczka, Lesley Blanch mieli wakacyjny dom w latach 50.). Nicea, ze swoim oszałamiająco pięknym światłem, z kwitnącymi krzewami mimozy w powieści Życie przed sobą (którą Gary opublikował jako Émile Ajar) jest miejscem mitycznym, rodzajem refugium, gdzie „można ukryć się przed życiem”, odpocząć, nabrać sił. Z kolei w Obietnicy poranka pisze o rynku Buffa, gdzie jego matka robiła zakupy spożywcze (jednym z jej źródeł utrzymania w Nicei było prowadzenie pensjonatu z wyżywieniem). Targ ten odwiedzał Gary przy każdym powrocie do Nicei: „Długo błądzę wśród tego nagromadzenia porów, szparagów, melonów, sztuk mięsa, owoców, kwiatów i ryb […] Spędzam tam długie godziny, marchewki, cykorie i endywie robią dla mnie wszystko, co mogą”.

Także w Paryżu miał swoją okolicę. „Kiedy pytają mnie, czy jestem Francuzem, mam ochotę odpowiedzieć – jestem bacqistą, jestem z rue du Bac”. Na rue du Bac numer 108, w siódmej dzielnicy Paryża, niedaleko muzeum d’Orsay, Gary mieszkał od 1963 roku do swojej śmierci. Miał tam dwa, przylegające do siebie mieszkania. Gościł w nich Barbarę i Wojciecha Pszoniaków, gdy wyemigrowali do Paryża.

Humanizm przez małe „h”

Napędzała go miłość do ludzkości, ale nie ludzkości przez wielkie „L”, poruszała go niedoskonałość ludzkości – twierdzi filozof i krytyk literacki, Tzvetan Todorov. Sam Gary powtarzał, że jego książki są „pochwałą słabości”, że jego siłą napędową jest szacunek dla słabszych, a większość nieszczęść ludzkości wynika z niezdrowej fascynacji siłą.

Wyrazem tej postawy jest Życie przed sobą, książka napisana pod pseudonimem (autorstwo Gary’ego zostało ujawnione dopiero po jego śmierci). „Pani Roza urodziła się w Polsce jako Żydówka, ale radziła sobie w Maroku i w Algierii przez kilka lat, znała arabski […]. Większość innych lokatorów kamienicy to byli Murzyni. Są trzy czarne kolonie na ulicy Bisson i dwie inne, gdzie żyją całymi plemionami, tak jak mają zwyczaj w Afryce. […] Reszta ulicy i bulwaru Belville jest głównie żydowska i arabska. I tak leci aż do Goutte d’Or, a potem zaczynają się francuskie dzielnice” – tak współrzędne geograficzne tej opowieści szkicuje na jej początku narrator, czyli Momo (Muhammed). Momo jest jednym z wychowanków pani Rozy, która jako emerytowana prostytutka prowadzi „metę dla dzieci kurw”. Wśród jej wychowanków są Żydzi, Arabowie, Afrykańczycy, Wietnamczycy. Wśród sąsiadów: pani Lola – transwestyta, a zarazem były bokser z Senegalu, pan N’Da Amédée – niepiśmienny, ubrany w różowy garnitur „największy alfons spośród wszystkich Murzynów w Paryżu”, stary pan Hamil, który godzinami czyta Koran i Nędzników oraz doktor Katz, który leczy całą dzielnicę. Wszyscy są biedni, większość ma problemy z prawem, wszyscy sobie pomagają. Gdy pani Roza nie ma już sił, żeby chodzić po schodach (mieszka na szóstym piętrze, oczywiście bez windy), sąsiedzi zbierają się i znoszą ją, a potem obwożą po jej ulubionych dzielnicach miasta, żeby poprawić jej humor.

Życie przed sobą to jedna z piękniejszych książek o miłości, jakie znam. Miłości między przybranym synem a matką, którą pani Roza jest dla Momo. Figura matki i figura prostytutki – obie bardzo ważne dla Gary’ego, który często przedstawiał prostytutki jako uosobienie hojności, dawczynie miłości. To także pozbawiony czułostkowości i sentymentalizmu obraz kulturowej mozaiki. Gary oddał ją z taką maestrią pewnie dlatego, że sam doświadczał spotkania różnych kultur – „miał w sobie coś z mieszkańca Wielkiej Rusi, coś z polskiego Żyda, rodowitego Francuza, i amerykańskiego włóczęgi. Razem tworzyło to niesamowitą mieszankę, która przyszła zbyt wcześnie jak na wrażliwość jego epoki”, twierdził Tzvetan Todorov (sam o korzeniach bułgarskich, osiadły we Francji).

Życie przed sobą jest też wybitnym przykładem humoru w literaturze. „Humor to broń słabych, polega na rozbrojeniu rzeczywistości, aby nie przygniotła nas swoim ciężarem. Humor to higiena umysłu, narzędzie samoobrony, biała broń par excellence. Humor to także forma stoicyzmu. Zawsze kiedy piszę, drwię z samego siebie, przy czym mówiąc »siebie«, jak powiedział Victor Hugo, mam na myśli nas wszystkich” – mówił Gary w 1973 r.

„Niejaki Pan Piekielny”

W Wilnie spędzili z matką sześć lat, „przejazdem”, jak ona podkreślała. Mieszkali w kamienicy na Wielkiej Pohulance, pod numerem 16. Samotna kobieta z dzieckiem, która przybyła z Rosji i nie wiadomo dokładnie, jak zarabiała na chleb, wzbudzała wrogość sąsiadów. Została oskarżona o paserstwo. Oskarżenie było bezpodstawne, ale gorycz matki nie dała się ukoić. Zwołała sąsiadów na klatkę i oświadczyła „głosem, który jeszcze dziś dźwięczy mi w uszach:

Nędzne mieszczańskie pluskwy! Nie wiecie, z kim macie zaszczyt mówić! Mój syn będzie ambasadorem francuskim, kawalerem legii honorowej, wielkim pisarzem! […] Słyszę jeszcze w uszach chóralny niepowstrzymany śmiech „mieszczańskich pluskiew”. […] Lepiej może dla jasności powiedzieć od razu, że jestem obecnie konsulem generalnym Francji, Compagnon de la Libération, oficerem legii honorowej”

– pisze Gary w Obietnicy poranka.

Wśród szydzących z Miny Kacew i jej syna Romana był jeden sąsiad, który się nie śmiał, na którym przemówienie to zrobiło ogromne wrażenie. Był to niejaki pan Piekielny, którego nazwisko nie mogło mniej pasować do schludnej aparycji skromnego człowieka. „Matki czują takie rzeczy”, powiedział do małego Romana, poczęstował go rachatłukum i poprosił o to, żeby kiedy już będzie „kimś” i kiedy spotka się z kimś ważnym, aby powiedział mu „Na Wielkiej Pohulance, w Wilnie, pod numerem 16 mieszkał niejaki pan Piekielny”. Pan Piekielny, jak pisze Gary, podzielił los tylu innych Żydów wileńskich – zginął w obozie w czasie wojny. „Na Wielkiej Pohulance, w Wilnie, pod numerem 16 mieszkał niejaki pan Piekielny” – powiedział Gary królowej angielskiej, gdy ta dokonywała przeglądu jego eskadry lotniczej, później powtórzył gen. de Gaulle’owi i Kennedy’emu, gdy wraz z drugą żoną, Jean Seberg, zostali zaproszeni do Białego Domu na obiad. I wielu innym.

W maju 2014 r. do Wilna przyjechał młody francuski pisarz François-Henri Désérable. Przypadkiem znalazł się na ulicy, przy której stał dom, w którym mieszkali Gary z matką. Ulica zmieniła nazwę, ale w miejscu ich domu wisi tablica pamiątkowa. Obietnica poranka była jedną z ukochanych książek Désérable’a, który stojąc przed tym domem, z pamięci wyrecytował zdanie: „Na Wielkiej Pohulance, w Wilnie, pod numerem 16 mieszkał niejaki pan Piekielny”. Zainspirowany tym, napisał książkę: Un certain M. Piekielny. Wydana w 2017 r. i dobrze przyjęta przez krytykę, jest nie tylko hołdem dla Gary’ego, lecz także realizacją obowiązku pamięci o tragicznym losie wileńskich Żydów. „To czy pan Piekielny istniał naprawdę, czy nie, nie ma znaczenia” – mówi Désérable w audycji „Grand Libraire” – „jeśli nawet został wymyślony, ucieleśnia tych, którzy zginęli”.

Równość i braterstwo

Spojrzenie Romaina Gary’ego na zdjęciach jest magnetyzujące. „Piękny jak Clark Gable” – napisał o nim jeden z dziennikarzy. Gary nie lubił jednak swojego wyglądu, uważał, że jest jego ofiarą. „Mieszanka krwi, którą w sobie noszę, daje mi wygląd nieco tatarski. We Francji interpretuje się go według konkretnych wyobrażeń moralno-psychologicznych, przypisuje mu się takie cechy jak okrucieństwo, dzikość, obojętność na cierpienie. Do tego w czasie wojny uszkodziłem twarz – nie mam lewego nerwu, przez to bardzo trudno jest mi się uśmiechać. To sprawia, że mój wygląd zupełnie nie oddaje tego, kim jestem”.

Romain Gary /Wikimedia Commons
Romain Gary /Wikimedia Commons

Interpretacje jego wyglądu, podobnie jak plotki o Garym („awanturnik, narkoman”), uważał on za jeden z przejawów kultury gloryfikującej toksyczną męskość. Był wielkim przeciwnikiem machismo, kultu siły, etosu męskości obecnego w książkach Hemingwaya i Jacka Londona. Męskość rozumiana jako obsesyjna rywalizacja o to, kto jest szybszy, potężniejszy, fanfaronada – według Gary’ego była jedynie substytutem, maską przykrywającą lęk przed słabością, wrażliwością. Zwracał też uwagę na związki toksycznej męskości z konsumpcjonizmem – „to Don Juan ze swoją potrzebą ciągłej zmiany kobiet, to on zapoczątkował społeczeństwo konsumpcyjne”.

Kiedy słucham tego, co Gary mówi o relacjach w związku między kobietą a mężczyzną, uderza mnie, jak często używa on pojęć „równość” i „braterstwo”, a zatem pojęć fundamentalnych (przynajmniej w założeniu) dla społeczeństwa francuskiego. To, co najlepsze w człowieku, objawia się w związku opartym na równości i braterstwie pomiędzy płciami, w parze, która dzieli swoje marzenia, cele, zamierzenia. Przyznawał, że nie był łatwym partnerem, bo dwiema największymi miłościami jego życia były literatura i kobiecość („nie tyle kobiety, co kobiecość”, podkreślał). Pasja do literatury sprawiała, że ciężko mu było zaangażować się na innych polach życia, często bywał emocjonalnie niedostępny. Miłość do kobiecości wyrażał, tworząc przejmujące bohaterki swoich książek. Pierwiastek kobiecy definiował jako czułość, zgodę na słabość, akceptację śmiertelności. Nieobecność pierwiastka kobiecego w naszej cywilizacji uważał za coś strasznego. Z obiema byłymi żonami żył do końca w przyjaźni.

Co mówi Ocean?

„…wystarczy mi tylko nieco unieść głowę, by zobaczyć Ocean. Wsłuchuję się w niego bardzo uważnie i zdaje mi się zawsze, że za chwilę zacznę rozumieć to, co chce mi zawierzyć, pochwycę tajemny szyfr; nieustanny, natrętny szept morskiej kipieli usiłuje, gwałtownie niemal zabiega o to, by mi coś powiedzieć, coś wyjaśnić”. Gary kończy Obietnicę poranka długą, filmową wręcz sekwencją na plaży Big Sur. To zarazem scena jego wyobrażonej śmierci, jak i wyraz jego miłości do natury, marzenia o komunikacji z nią. Narrator przypomina nadzieję, z jaką czekał, że przemówią do niego dwie jaszczurki spotkane kiedyś na pustyni w Nowym Meksyku. Uważny czytelnik przypomni sobie, że tym, co uratowało małego Romana przed myślą o śmierci po kompromitacji zgotowanej mu przez matkę przed sąsiadami na Wielkiej Pohulance 16, był spotkany na strychu kot, który polizał go po policzku (Roman był świadomy tego, że na policzku miał przyklejone okruchy lukrowanego makowca…).

Postulaty konieczności ochrony przyrody obecne były już w jednej z pierwszych książek Gary’ego, Korzenie nieba, której główny bohater walczył o zaprzestanie polowań na słonie w Afryce. Książka wydana była w połowie lat 50., (otrzymała nagrodę Goncourtów) i Gary – w wywiadzie 20 lat później – zauważał, że w latach 50. mało kto przejmował się faktem zaśmiecenia morza, zatruwania biosfery, ochrony środowiska. Wyrażał wielki smutek, że „kraj Montainge’a i Fontaine’a” tak długo zwlekał z poważnym zajęciem się ekologią. Destruktywne zachowania człowieka, takie jak eksterminacja wielorybów, uważał na niezbity dowód na to, że ludzkość sama skazuje się na zagładę. W onirycznym zakończeniu Obietnicy poranka daje się ponieść marzeniu: „Foki umilkły na skałach, a ja leżę z zamkniętymi oczyma, uśmiecham się i wyobrażam sobie, że jedna z nich zbliży się teraz do mnie cichutko i nagle poczuję tuż przy policzku lub we wgłębieniu ramienia serdeczne dotknięcie pyszczka…”.


Książki Gary’ego były kochane przez jego czytelników, jednak nie dostatecznie docenione przez krytykę, twierdzi Tzvetan Todorov. Nie należały ani do literatury zaangażowanej, której patronami byli Sartre i de Beauvoir, ani do nowej powieści w duchu Alaina Robbe-Grilleta – najmodniejszych wówczas we Francji. Krytykom przeszkadzała też łatka „światowca”, przypięta pisarzowi. A przecież to „co Gary wniósł do literatury francuskiej, trudno jest z czymkolwiek porównać” – mówi Todorov – „Gary z pewnością należy do pięciu najwybitniejszych autorów francuskich XX wieku”. Jest jednym z moich najbardziej ukochanych pisarzy, zachwyca mnie emocjonalna paleta jego książek. Obietnicę porankaŻycie przed sobą trzymam zawsze blisko i kupuję kolejne egzemplarze, żeby dawać tym, na których mi zależy.

Podziel się tym tekstem ze znajomymi z zagranicy lub przeczytaj go po angielsku na naszej anglojęzycznej stronie Przekroj.pl/en!

Czytaj również:

Kunszt natury – zachwyt i empatia
i
Louis Bouquet wg Jacques’a Barrabanda • konura brązowogardła • miedzioryt i akwaforta z wykorzystaniem techniki punktowej, odbitka barwna podkolorowana
Opowieści

Kunszt natury – zachwyt i empatia

Agnieszka Drotkiewicz

Wystawa Rośliny i zwierzęta. Atlasy historii naturalnej w epoce Linneusza miała zostać otwarta w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie 25 marca 2020. Na początku lutego, w Krakowie, rozmawiałam o niej z jej kuratorem i autorem tej koncepcji – Krzysztofem Radoszkiem. Nie mogliśmy wówczas przypuszczać, że pod koniec marca wszystko będzie wyglądać inaczej, niż to planowaliśmy. Otwarcie wystawy jest przesunięte w czasie, wydaje mi się jednak, że rozmowa o wrażliwości na przyrodę jest dziś na miejscu.

Agnieszka Drotkiewicz: Podtytuł wystawy brzmi: Atlasy historii naturalnej w epoce Linneusza, ale dzieła przez Was wybrane obejmują nieco szerszy czas?

Czytaj dalej