Jaki język, taki świat
i
Fragment grafiki "Dialektyk", 1911 r., Moriz Jung; źródło: zbiory MET
Wiedza i niewiedza

Jaki język, taki świat

Łukasz Kaniewski, Tomasz Stawiszyński
Czyta się 17 minut

Czy kondycja fizyczna przydaje się w nauce języków? Jak dostać się na romanistykę, nie znając francuskiego? W jaki sposób język wpływa na nasze widzenie świata? Ireneusza Kanię, tłumacza znającego ponad 20 języków, ciągną za język redaktorzy Kaniewski i Stawiszyński.

Łukasz Kaniewski i Tomasz Stawiszyński: Jest Pan poliglotą i tłumaczem tekstów religijnych z bardzo odległych nam tradycji duchowych. Czy możemy zapytać, jak to obcowanie z niezwykłymi księgami się zaczęło?

Ireneusz Kania: Trudno wskazać pierwszy konkretny impuls, ale chyba poprzez znaczki pocztowe. Zacząłem je zbierać, kiedy jeszcze nie umiałem czytać. Przede wszystkim odklejałem je z kopert, bo pochodzę z małego miasteczka, z Wielunia, gdzie o sklepie filatelistycznym nikt wtedy nie słyszał. A znaczki to było coś zupełnie innego niż dzisiaj. Filateliści to była niemal sekta, prawie tajna, ludzie się spotykali, wymieniali. Cała subkultura, wspaniała, bardzo dużo jej zawdzięczam.

Nie potrafiłem jeszcze czytać, a już odróżniałem pismo chińskie od tybetańskiego czy tajskiego. I to mnie fascynowało. Na przykład miałem cztery znaczki chińskie z bardzo dziwnymi obrazkami i widziałem tam dwa rodzaje pisma, które się wyraźnie różniły. Zagadka. Nikt mi nie umiał powiedzieć, co to jest. Co te znaczki przedstawiają, dowiedziałem się dopiero, kiedy miałem 21 lat.

I potem zdałem sobie sprawę, że to, co mnie naprawdę pasjonuje, to inne światy duchowe. Że ja chcę do nich wejść. Najpierw od strony języków. Muszę nauczyć się języków, żeby czytać wielkie teksty, o których tu i ówdzie słyszałem. Żeby poznać je w oryginale. Bo czułem, a potem mi się ta intuicja potwierdziła wiele razy, że świetne nawet przekłady, a tych jest oczywiście niewiele, są tylko słabym, bladym odbiciem walorów i ładunku poznawczego, które daje obcowanie z tekstem oryginalnym. Dlatego uczyłem się języków.

Sam się Pan nauczył?

Wszystkiego sam się uczę. Łącznie z techniką w sportach. Choć tego akurat nikomu nie radzę, bo można nauczyć się z błędami, które potem trudno wyeliminować.

Od którego języka obcego Pan zaczął?

Jako 16-latek nauczyłem się włoskiego. Byłem wtedy w sanatorium i przypadkowo przeczytałem Boską komedię w tłumaczeniu Porębowicza. I to było dla mnie przeżycie niebywałe. Olśnienie. Powiedziałem sobie: „Jakie to musi być piękne w oryginale, skoro w przekładzie jest tak cudne”. I zacząłem się uczyć włoskiego. Zajęło mi to 10 miesięcy.

Podczas pobytu w sanatorium?

Tak. To był czas bardzo ważny dla mnie, ale też trudny. Byłem tam prawie sam. Rówieśników niemal nie znałem, za to miałem mnóstwo czasu. Wyrwano mnie z domu, jak

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Deser, który wjeżdża na stół, zanim ucichną rozmowy
i
"Światło księżyca i latarni morskiej Wood Island", Winslow Homer, 1894 r. / Metropolitan Museum of Art
Wiedza i niewiedza

Deser, który wjeżdża na stół, zanim ucichną rozmowy

Jowita Kiwnik Pargana

„Kiedy patrzę na język japoński, odkrywam zupełnie nowy sposób ujmowania świata, np. słowo wabi-sabi oznacza niedoskonałe i wiekowe piękno” – mówi brytyjski psycholog Tim Lomas, autor słownika nieprzetłumaczalnych wyrazów opisujących dobre samopoczucie.

Jowita Kiwnik Pargana: Podobno najtrudniejsze do przetłumaczenia słowo świata pochodzi z Konga?

Czytaj dalej