Dalekie, bliskie
i
Aneta Grzeszykowska, Aneta Grzeszykowska, Bez tytułu (model), 2017/ Dzięki uprzejmości galerii Raster, Warszawa
Przemyślenia

Dalekie, bliskie

Wojciech Nowicki
Czyta się 8 minut

Pierwsze, co przychodzi na myśl: Zofii Rydet z Anetą Grzeszykowską właściwie nic nie łączy. To niemal odruchowe stwierdzenie. A jednak, po chwili: obie zajmują się człowiekiem, obie przypatrują mu się z bardzo bliska – a najczęściej nie jemu, człowiekowi w ogóle, lecz jej, kobiecie. Obie zajmują się tożsamością i czasem, który upływa – każda na swój sposób. Właśnie ta odmienność sposobów uruchamia negację, tę myśl, że nie przystają one do siebie.

Aneta Grzeszykowska skórze się przygląda, nieustannie ją kontempluje. Ona skórę dokumentuje i na różne sposoby odtwarza, daje do oglądania najrozmaitsze jej stany. Skóra jest u niej pars pro toto człowieka. Grzeszykowska obszywa skórą rzeźby, które nazwała Skin Heads. Innym razem, w cyklu Negative Make-Up nakłada na własną twarz – twarz swojej ulubionej modelki – warstwę koloru: raz tak jak nakazuje konwencja, na usta, a raz negatywowo, na resztę twarzy, tylko usta pomijając. Jest u niej skóra stworzona z tworzywa sztucznego (w cyklu Untitled) i znów, jak poprzednio, sfotografowana: Grzeszykowska tworzy maskę i znów wypełnia ją życiem, posługując się sztucznymi dodatkami – głównie jednak za pomocą widza, który z góry powziął przekonanie, że ma oto do czynienia z żywą istotą.

Aneta Grzeszykowska, Negative Make-Up, 2016. Dzieki uprzejmosci galerii Raster, Warszawa
Aneta Grzeszykowska, Negative Make-Up, 2016. Dzieki uprzejmosci galerii Raster, Warszawa

Są też u niej inne przedstawienia, w których skóra ma pierwszorzędne znaczenie. Na wielu fotografiach przedstawia swoją skórę nagą jako pierwszy ubiór człowieka. Jest też w jej dziele, w fotograficznym cyklu Selfie, skóra stworzona ze skóry zwierzęcej, świńskiej, zamieniona w obiekt, rzeźbę i później sfotografowana; a jednak Grzeszykowska nie zadowala się prostym trompe l’oeil, nie ukrywa niczego. Podsuwa przed oczy nie tylko fałszywe ludzkie ciało, lecz także proces jego powstawania: plastikowy szkielet, na którym rozpina swoje kłamstwo, a także cały zestaw krawiecki, bo w skórze widoczny jest ścieg, czarna nić i mnóstwo szpilek trzymających niegotowe kształty (czy na pewno niegotowe, skoro tak właśnie je sfotografowała?); są też rozmaite dodatki, tipsy, sztuczne rzęsy, sztuczne oczy dla wypełnienia pustki. (A jednak, mimo wszystko, niepokój wywołany tymi obrazami fragmentów ciała jest prawdziwy). W arsenale Grzeszykowskiej znalazła się również skóra negatywowa, jak w Negative Book. Tworzy tam niepokojącą, bo niedostrzegalną zrazu nieprzystawalność, odcięcie się od innych (czy może raczej ich odcięcie się od niej). Cały świat w negatywie, ona jasna, biała, jakby nigdy ze światem miała się nie spotkać. Nie sposób nie zadać sobie tego pytania: jak to jest, że patrząc na te zdjęcia jestem w stanie przechować w sobie wiarę w zasadniczą prawdziwość przedstawionego świata? (Cud widzenia ma tu spore znaczenie: widzę, więc wierzę).

U Rydet jest coś, co fascynuje inaczej: ocean możliwości. Nie ten spójny, rozpisany na różne sposoby głos Grzeszykowskiej, ale rozbity na atomy i dziesięciolecia twórczości wielki strumień, w którym znalazło się miejsce dla rozmaitych głosów; tak różnych, że aż się czasem wydaje, jakby należały do różnych autorów. Rydet to zalew obrazów, magazynowanych dzień po dniu.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Zdjęcia z wystawy "Głowa, skóra, twarz" w Galerii Raster

Zdjęcia z wystawy „Głowa, skóra, twarz” w Galerii Raster

A jednak kiedy się przyjrzeć bliżej, kiedy wyciągnąć z dzieła Rydet rozmaite fragmenty, okazują się znakomicie do siebie pasować. Cykl Czas przemijania, skupiony na starości, byciu osobno i już bez nadziei, tworzy apendyks do innego cyklu Rydet – Kobiet na progach (jednego z elementów Zapisu socjologicznego). Kobiety stoją na progach swoich domów; nie bardzo wiadomo, czy do nich zapraszają, czy raczej ich strzegą. To jedynowładczynie domowych przestrzeni, zastygłe między tym, co na zewnątrz, a tym, co w środku. Najczęściej chłopki, gospodynie domowe i jednocześnie boginie domowego ogniska. Są pomarszczone i zwykle ubrane do brudnej roboty. Jak u wielu bohaterek Rydet ich skóra jest równie znoszona, jak łachy. Takie same są skóra i ubranie bohaterek Przemian, fotograficznych obiektów przestrzennych: pozbawione już wszelkiej miękkości, zastygłe w zmarszczki, pofałdowane. Ich skóra została puszczona samopas, żyje własnym życiem i jest widomym znakiem zbliżającego się końca.

Bohaterki Rydet – bo kobiet jest u niej nieodmiennie więcej niż mężczyzn i dzieci – to głowa i dłonie. To gest wymowny, dramatyczny; to skóra jak po oparzeniu, nierówna, na zawsze już odmieniona.

Wszystko wydaje się je różnić, a jednak co krok znajduję bliskość.

Obie są skupione na kobiecie, choć wybór z dzieła Rydet zaprezentowany na wystawie Głowa, skóra, twarz w Rastrze uwypukla to szczególnie dobitnie. (Inaczej niż u Grzeszykowskiej mężczyzna jest obecny u Rydet, choćby w Zapisie socjologicznym, a bohaterem całego wczesnego jej cyklu, Małego człowieka, jest dziecko). Obie fascynuje upływ czasu: skóra to jego próbnik, miernik wieku, doświadczenia, czas niezabalsamowany, bo podlegający ciągłej degradacji. Stąd też pewnie twarz i ręce, najłatwiej, od razu dostrzegalne, zawsze na widoku, najbardziej zryte czasem. Ciało nagie bywa u Rydet ukazane, ale wtedy pozostaje młode – jakby voyeurystyczna fotografia Zapisu, wieloletnie podglądanie starości i rozpadu miało jednak swoje granice: określa je ubranie. Fotografia Rydet bywa dość okrutna, pokazuje nędzę, śmierć za progiem, poniżenie, ale jest przy tym pruderyjna, w przeciwieństwie do dzieła Grzeszykowskiej.

Zdjęcia z wystawy "Głowa, skóra, twarz" w Galerii Raster

Zdjęcia z wystawy „Głowa, skóra, twarz” w Galerii Raster

Łączy je także wyjście poza dwuwymiarowość, choć u Rydet wycieczka w przestrzenność jest wyjątkiem, widocznym tylko w Przemianach. Grzeszykowska przeskakuje od medium do medium, jest w pewnym sensie odważniejsza. Kusi jednak, aby przejście granicy dwuwymiarowej powierzchni poczytać im za wspólną cechę. Obie najwyraźniej uwiera jednostajność przedstawienia.

U Grzeszykowskiej naczelną zasadą jest inscenizacja, stworzenie mikrokosmosu ciała od początku do końca. U Rydet przeciwnie: u niej sytuacja przeważnie jest tylko częściowo inscenizowana, ale niemal zawsze możliwa, prawdopodobna, wymuszona w chwili robienia zdjęcia, lecz z całą pewnością występująca także poza nią. Grzeszykowska przywołuje do istnienia przedmioty i ich przedstawienia, może się więc wydawać, że jest biegunowo odległa od Rydet, a jednak jej obrazy są równie prawdopodobne, jak Rydetowskie Kobiety na progach. Tak mogłoby wyglądać ciało, ta rzeźba ma kształt głowy, fotografia tego odlewu do złudzenia przypomina realną osobę (a jego moc jest wielka: wydaje się, że to nie rzeźba, lecz sama artystka przedstawiona jest na zdjęciach). Mimo skaz na skórze, mimo martwego wyrazu twarzy, mimo wszystko.

Zdjęcia z wystawy „Głowa, skóra, twarz”
Zdjęcia z wystawy „Głowa, skóra, twarz”

Zbliża je również do siebie gest imperialny: „stwarzam” – mówią obie. Jedna stwarza niemilknącą pamięć o tym, co było, księgę rzeczy już martwych, lecz dzięki niej przeznaczonych do wiecznego trwania. Druga stwarza wszystko, od początku do końca.

Jest wreszcie coś, co je zbliża paradoksalnie: bycie osobno. U Rydet ze wspólnoty ludzkiej wyklucza starość i zbliżająca się śmierć. (Oczekiwanie jest zastanawiająco pogodne). U Grzeszykowskiej osobne jest wszystko: sztuczność istoty, sztuczność istnienia, negatywowe niedopasowanie.

(Najlepszy dowód bliskości: ten dialog ponad śmiercią jednej z nich, ponad czasem).

Czytaj również:

Zegar z ludzkiej skóry
i
mat. prasowe
Przemyślenia

Zegar z ludzkiej skóry

Stach Szabłowski

Galeria Raster huknęła z dubeltówki. I to jakiego kalibru! Do jednej lufy załadowała prace Zofii Rydet. Do drugiej – Anety Grzeszykowskiej. Ta podwójna salwa trafia widza celnie, w ciało i duszę – aż do szpiku kości.

Wystawa nazywa się Głowa, skóra, twarz i jest międzypokoleniowym spotkaniem na szczycie. Rydet (1911–1997) to jedna z najwybitniejszych postaci polskiej fotografii XX w., ale moment, w którym jej spuścizna spocznie w muzeum i zacznie się tam kurzyć, jest jeszcze daleki. Przeciwnie, 20 lat po śmierci autorki Zapisu socjologicznego zainteresowanie jej dorobkiem rozpala się płomieniem o rosnącej temperaturze. Młodsza o dobre trzy pokolenia Grzeszykowska to z kolei najwybitniejsza – nie bójmy się tego słowa – współczesna polska artystka posługująca się fotografią.

Czytaj dalej