Czułość na dystans, czyli World Press Photo 2021 „Przekrojowym” okiem
Przemyślenia

Czułość na dystans, czyli World Press Photo 2021 „Przekrojowym” okiem

Joanna Kinowska
Czyta się 7 minut

Poznaliśmy zwycięzców największego konkursu fotografii prasowej na świecie: World Press Photo 2021. Joanna Kinowska przygląda się nagrodzonym zdjęciom – nie bez zaskoczenia.

Powiem szczerze, kiedy 10 marca World Press Photo opublikowało nominacje do nagród, zamurowało mnie. Patrzyłam długo i nie widziałam tego, co chciałam zobaczyć. Pierwsze wrażenie kazało sprawdzić rok w kalendarzu, przeszukać niedawne wspomnienia i zadać pytanie: gdzie podziała się pandemia?

Kiedy zaczytałam się w tych zdjęciach, odkryłam jej różne oblicza. Wydarzenia w końcu faktycznie zgodziły się z pamięcią. Ale nie z pamięcią obrazową. Gdzieś się minęliśmy, tylko gdzie i dlaczego?

Od kilku lat najważniejszy konkurs fotografii prasowej pozwala nam – zwykłym widzom – przez miesiąc pobawić się w jurorów. Dostajemy rezultaty pracy prawdziwego jury, ale bez przypisanych miejsc. To propozycje. A teraz my, domyślamy się, zastanawiamy, zgadujemy. Możemy przez miesiąc obejrzeć wszystko i podecydować sobie. Bardzo edukacyjny ruch i utrzymanie uwagi publicznej na dłużej przy fotografii prasowej.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Bywało już, że pewne tematy i nagrody można było przewidzieć. Na nominacje za 2020 r. musiałam spojrzeć na zimno, z wyrachowaniem, bez sentymentów. Wtedy zgadłam. Zdjęciem roku w World Press Photo została klatka Madsa Nissena (wielokrotnego laureata tego konkursu) – Pierwszy uścisk. Pozostałe pięć nominowanych zdjęć w centralnym miejscu stawiało człowieka: konflikt pokoleniowy i ideowy (USA), (nie)tolerancja i LGBTQ (Rosja) oraz ofiary: wybuchów (Syria), wojny (Górski Karabach), plagi (Kenia). Wszystkie w pewien sposób za proste, jednowymiarowe, oczywiste, a miejscami dodatkowo malarskie. Z takiego zestawu wiadomo, że musi wygrać coś z pandemii. Też oczywiste, proste. Widziane takie – lub podobne. Dlatego nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Trzecie miejsce w kategorii „General News”, w drugim najważniejszym konkursie fotografii prasowej: Pictures of the Year International, zdobył kadr amerykańskiego fotografa Ala Bello. Temat nośny, piekielnie trudny do sfotografowania. Wszystkie emocje muszą być w rękach, gestach. Zdjęcie Nissena może ciekawsze formalnie, ale i tak nie do końca mnie przekonuje.

"The First Embrace", zdjęcie: Mads Nissen, Dania, Politiken/Panos Pictures
„The First Embrace”, zdjęcie: Mads Nissen, Dania, Politiken/Panos Pictures

Wśród nagród WPP znalazły się jeszcze inne materiały związane z pandemią. Wbrew przewidywaniom nie zdominowały konkursu.

W nieistniejącej w konkursie, mojej własnej covidowej kategorii, mam faworyta. Przejmujące, choć na zimno, bezosobowe, ale dogłębnie wciskające w fotel – The Human Cost of COVID-19 Joshuy Irwandiego. Kompozycja, kolor, ciasne pomieszczenie, izolatka, łóżko, chociaż trochę jak stół. Koszt ludzki to samotne umieranie, to liczby bez desygnatu. Cóż bardziej bezosobowego niż zawiniente w folię zwłoki, mumia XXI w. To mogłoby być zdjęcie roku.

"The Human Cost of COVID-19", zdjęcie: Joshua Irwandi, Indonezja
„The Human Cost of COVID-19”, zdjęcie: Joshua Irwandi, Indonezja

Inne ujęcie pandemii oferuje seria Rolanda Schmida. Liryczny temat, miękki, czuły. Przez trzy miesiące Szwajcaria miała zamknięte granice. Już oczyma wyobraźni widzimy kolejki na wjazdach – to akurat dobrze znamy. Ale nie. Trzeba sobie wyobrazić przepołowione miasta – Reihen i Kreuzlingen – z jednej strony Niemcy, z drugiej Szwajcaria. Znajomi, kochankowie, przyjaciele, rodzina – przez płot, barierki i taśmy – usiłują normalnie żyć dalej. Czułe. Ale przecież nie dla Polaka, od razu myślę o tym, czy nasz naród dałby się zatrzymać za taką taśmą, siedzieć naprzeciwko siebie, skoro pod taśmą tyle miejsca. Ale właśnie tego oczekuję od konkursów, żeby obejrzeć to, co mogło mi umknąć.

"Cross-Border Love", zdjęcie: Roland Schmid, Szwajcaria
„Cross-Border Love”, zdjęcie: Roland Schmid, Szwajcaria
"Cross-Border Love", zdjęcie: Roland Schmid, Szwajcaria
„Cross-Border Love”, zdjęcie: Roland Schmid, Szwajcaria
"Cross-Border Love", zdjęcie: Roland Schmid, Szwajcaria
„Cross-Border Love”, zdjęcie: Roland Schmid, Szwajcaria

Bo już reportaż Laurence Geai z rozwoju pandemii w Paryżu to zdjęcia oczywiste, spodziewane, obejrzane przez ostatni rok tysiące razy. Nawet mocniej, nawet ciemniej. Tu jest trochę nijako, trochę o wszystkim, czasem dosadnie. Mnie za serce chwyta kobieta całująca w czoło zaintubowanego mężczyznę, którego właśnie wsadzają do karetki. Chwila czułości, chwila bezradności, pocałunek zakazany, ale konieczny. Serce ściśnięte. To mogłoby być zdjęcie roku.

Albo oczy lekarki. Twarz po kilku godzinach noszenia maski i okularów ochronnych. Mocne. Bardzo. Ale przecież, gdy pandemia wybuchła, takich tematów było więcej, może nawet bardziej przejmujących. Może akurat Ivan Macias wysłał, a reszta stwierdziła, że nie ma potrzeby?

"COVID-19 First Responder", zdjęcie: Iván Macías, Meksyk
„COVID-19 First Responder”, zdjęcie: Iván Macías, Meksyk

Ale „hitem” jest dla mnie przebanalny materiał Jaspera Doesta o gołębiach, które wpadły do lockdownowego domu. I nawet jest zabawny, i nawet to nie są złe foty, mnie tylko uwiera, że ten lockdwon zrodził serię ważnych tematów – od zdalnej pracy, szkoły po kłopoty z otyłością, brakiem ruchu, anemią, depresją – i ogólnie otworzyła się całkiem nowa puszka Pandory. A tu gołębie, no nie żebym miała coś przeciwko tym stworzeniom, ale chyba międzynarodowy wielki konkurs fotografii prasowej nie za bardzo jest miejscem dla tej serii.

Wybory jurorów przypominają mi sytuację powtarzaną zapewne w każdym konkursie: a ja chcę zobaczyć coś innego, dajcie mi temat znany i oklepany, ale inaczej pokazany. Najłatwiej to zobrazować przy zdjęciach sportowych – jak wygląda mecz, każdy wie. Jak wyglądają zdjęcia z meczu – każdy się czegoś spodziewa. A tutaj nagle, jakby wymogiem było sfotografowanie meczu, żeby wyglądał na coś, czym z pewnością nie jest.

Wtedy zdjęcia klasycznie komponowane, faktycznie dobre, prasowe ustępują miejsca kadrom czasem dziwnym, sytuacjom bardziej pobocznym albo za bardzo skonceptualizowanym. Zwykłe emocje, utarte plany i pozy już nic nie znaczą, bo szukamy prostej, ale jednak dziwności.

Dlatego w tym roku mam mniej zachwytów i mniej odkryć. Uparcie przeszkadzają mi niezrozumiałe i czasem miałkie wybory. Materiał, który zrobił duże wrażenie, to zwycięska seria fotografii – to także nowa nagroda w konkursie. Analogicznie do zdjęcia roku – jurorzy nagradzają jeden reportaż, oprócz oczywiście osobnych kategorii. Ciekawy ruch naprzód, szkoda, że dopiero w 2021 r. Ale wróćmy do zdjęć. Antonio Faccilongo w swoim długoterminowym projekcie pt. Habibi ukazuje historię intymną, zapomnianą czy w ogóle nierozpoznaną przez świat – oto palestyńscy więźniowie (czasem siedzący już kolejne dekady) mają rodziny. Co ciekawe w lutym tego roku urodziło się 96. palestyńskie dziecko, którego ojciec przebywa w zamknięciu, a spermę przeszmuglował żonie poza mury. Wiele jest w tej historii spokoju, cichego dramatu, wyczekiwania, niedomówień i tajemnicy, a w widzu rośnie poczucie niezgody i absurdu.

"Habibi", zdjęcie: Antonio Faccilongo, Włochy, Getty Reportage
„Habibi”, zdjęcie: Antonio Faccilongo, Włochy, Getty Reportage
"Habibi", zdjęcie: Antonio Faccilongo, Włochy, Getty Reportage
„Habibi”, zdjęcie: Antonio Faccilongo, Włochy, Getty Reportage
"Habibi", zdjęcie: Antonio Faccilongo, Włochy, Getty Reportage
„Habibi”, zdjęcie: Antonio Faccilongo, Włochy, Getty Reportage

Najbardziej przejmującą według mnie historią jest jednak projekt Reborn Karoliny Jonderko. Na wielu poziomach mocniejszy: autorka w czuły sposób opowiada intymną, znów ukrytą historię, która mocno angażuje widza. Jonderko, specjalistka od bycia blisko z poważnymi problemami, od kilku lat przygląda się fenomenowi lalek „reborn”, które do złudzenia przypominają niemowlęta. Przed nami cały wachlarz kobiet i różnych motywacji, sytuacji, uczuć. Dostajemy szalenie atrakcyjne, przykuwające wzrok oraz liryczne zdjęcia. Często chwytają za serce, dotykają, przeszywają, momentami oczy zachodzą łzami. Te kadry zostają dłużej z widzem. Powracają, nabierają mocy. Fotografka jest prawdziwym rzecznikiem swoich bohaterek.

"Reborn", zdjęcie: Karolina Jonderko, Polska
„Reborn”, zdjęcie: Karolina Jonderko, Polska
"Reborn", zdjęcie: Karolina Jonderko, Polska
„Reborn”, zdjęcie: Karolina Jonderko, Polska
"Reborn", zdjęcie: Karolina Jonderko, Polska
„Reborn”, zdjęcie: Karolina Jonderko, Polska

Niezgoda na wybory i przypisanie miejsc trochę przyćmiewa ogromną radość. Troje Polaków w finale! Większość redakcji i znajomych radowała się, pisząc: „Trzech Polaków!”. Prawda, tylko jak się czują dziewczyny? A może powinniśmy pisać, zgodnie z przewagą: „Trzy Polki w finale”. Wtedy tylko: jak się czuje Tomasz Markowski? Jakoś za trudno powiedzieć „Dwie Polki i Polak”, to zdecydowanie za mało sexy lead. Ale to kwestia otwarta, do zauważenia, zastanowienia. Jest dwa do jednego, wygrywamy, przegrywając leksykalnie. A i tak od wielu lat nie mieliśmy aż tylu powodów do dumy w jednej edycji WPP. Brawo cała trójka!

Natalia Kepesz, polska fotografka na stałe mieszkająca w Berlinie, sportretowała uczestników paramilitarnych obozów. Wyraziste zdjęcia, wręcz kłujące. A przecież to młodzież na wakacjach. Oczywiście kontekst budzi niełatwe skojarzenia. Zabawa w wojnę to najstarsza z dziecięcych zabaw, tylko ta na zdjęciach Kepesz jest inna niż ta, o której myślimy, czy pamiętamy z pacholęctwa.

"Niewybuch", zdjęcie: Natalia Kepesz, Polska
„Niewybuch”, zdjęcie: Natalia Kepesz, Polska
"Niewybuch", zdjęcie: Natalia Kepesz, Polska
„Niewybuch”, zdjęcie: Natalia Kepesz, Polska
"Niewybuch", zdjęcie: Natalia Kepesz, Polska
„Niewybuch”, zdjęcie: Natalia Kepesz, Polska

Tomasz Markowski wygrywa za znakomite zdjęcie sportowe. W punkt, w moment, złoty strzał. Metry przed metą pierwszego etapu Tour de Pologne i wypadek. Widowiskowy, ale także taki, który boli od samego patrzenia. Ha, a ponoć w 2020 r. nie było sportu? [Można było to wywnioskować z regulaminu Grand Press Photo, który wycofał kategorie „Kultura” i „Sport” ze względu na zmniejszenie liczby imprez – przyp. J.K.]. Przewidzieli tę nagrodę jednak jurorzy konkursu Stowarzyszenia Fotoreporterów – Fotoreporter Roku 2020 – przyznając Markowskiemu wygraną w kategorii „Sport”.

"Tour of Poland Cycling Crash", zdjęcie: Tomasz Markowski, Polska
„Tour of Poland Cycling Crash”, zdjęcie: Tomasz Markowski, Polska

Po brawach przychodzi trudny moment refleksji. Od prawie 20 lat przyglądam się tym konkursom bardzo wnikliwie. Nigdy dotąd nie byłam aż tak znudzona materiałami, aż tak zdziwiona budową reportaży. Nie wydaje mi się, żebym przez te trudne, pandemiczne 12 miesięcy oglądała więcej zdjęć niż zwykle, ale to, co widziałam, było po prostu lepsze, było o czymś, robiło na mnie większe, a czasem piorunujące wrażenie. Abstrahując od kolegowania się z fotografującymi, co zwykle wzmaga radości z ich sukcesów, lub przy braku tychże, wzbudza głębszy smutek. Wyniki WPP po prostu nie wyzwoliły wiele pozytywnego. Nie wiem, dlaczego wygrały dane prace. Nie wiem, co radzić środowisku, ponad to, co zwykle – rób swoje. W wynikach najważniejszego konkursu fotografii prasowej, niezwykle bliskiej mi dziedziny, mam zaledwie trzy zachwyty i dwa odkrycia na cały rok i 54 nagrody. To ja wracam do serialu.

Czytaj również:

Adieu-Wiedersehen
i
Izu, 1978 r., zdjęcie: Seiichi Furuya
Opowieści

Adieu-Wiedersehen

Seiichi Furuya

Jak to możliwe, że codziennie dokumentując życie Christine, nie zauważył w jej oczach pragnienia śmierci? Japoński fotograf Seiichi Furuya w eseju poświęconym tragicznie zmarłej żonie pyta o winę i odpowiedzialność.

Minęły ponad dwa lata, odkąd ją poznałem.
Pierwszy film, który razem oglądaliśmy, to Harakiri
.
Rok temu byliśmy już po ślubie.
Zacząłem robić jej zdjęcia w dniu, w którym się poznaliśmy.
Widziałem w niej kobietę przemykającą przed moimi oczami – modelkę, czasem kobietę, którą kochałem, innym razem postać kobiety, która należała do mnie.
Czuję, że to mój obowiązek, by nadal robić zdjęcia kobiecie, która ma dla mnie tak wiele znaczeń.
Jeśli uznajesz robienie zdjęć za swoiste utrwalenie czasu i przestrzeni, dzieło to – dokumentacja życia jednego człowieka – będzie wyjątkowo emocjonujące.
Stawiając jej czoła, fotografując ją i patrząc na jej zdjęcia, widzę i odkrywam także siebie.

Czytaj dalej