Co by zrobił Kantor, czyli obyś żył w ciekawym Miesiącu Fotografii
i
Jagoda Valkov, „Ona jest obecna” z serii „Szczęśliwa wina”, 2020. Dzięki uprzejmości artystki.
Doznania

Co by zrobił Kantor, czyli obyś żył w ciekawym Miesiącu Fotografii

Stach Szabłowski
Czyta się 12 minut

Czy Tadeusz Kantor poszedłby ze Strajkiem Kobiet? Jeszcze niedawno to pytanie było równie nieważkie, jak wszystkie kwestie należące do dziedziny czystej gdybologii. Ostatnio jednak nabrało ciężaru, który zaważył na losie Powagi sytuacji – głównej wystawy Miesiąca Fotografii w Krakowie. Zamiast wernisażu tej wystawy odbył się protest przeciw cenzurze, czytano oświadczenia, wznoszono transparenty oraz okrzyki. Sama wystawa z przyczyn politycznych nie została otwarta, stając się wielką nieobecną festiwalu.

Dawno nie miałem okazji nie obejrzeć wystawy tak wymownej jak Powaga sytuacji. Zamknięta pozornie milczy, ale w rzeczywistości mówi elokwentnie o tytułowej powadze sytuacji, w której się znajdujemy. Mówi także o polityczności medium fotografii – i samego Miesiąca Fotografii. Na festiwalu rozpoczętym nieotwarciem jednej wystawy jest mnóstwo takich, które otwarte zostały. Można zobaczyć na nich m.in. zmilitaryzowane zwierzęta, smog z płonących syberyjskich lasów i człowieka o tysiącu tożsamości. Można także wejść do jacuzzi i wykąpać się w pieniądzach.

Pieniądze, zwierzęta, tożsamość, pożary, zdjęcia – wszystko to są rzeczy bardzo polityczne.

Polityczny jest również Tadeusz Kantor, w którego krakowskiej świątyni – Cricotece – nie otwarto Powagi sytuacji. Ale najbardziej polityczne ze wszystkiego okazały się starania Cricoteki, aby nie uwikłać się w politykę.

Co wylazło spod wiecznej zmarzliny

Start Miesiąca Fotografii zbiegł się z początkiem epidemicznej odwilży. Nadeszły ostatnie dni maja, luzowanie obostrzeń, zrywanie masek i swobodne oddychanie powietrzem tegorocznej brawurowej wiosny, pierwszy weekend otwarcia knajp – i otwierania wystaw. Wypuszczony z kwarantanny Kraków szalał, jakby nie było wczoraj, kiedy srożyła się pandemia – i jakby nie było jutra, kiedy nadejdzie czwarta fala. Euforyczna atmosfera; trudno sobie wyobrazić lepszy moment na inaugurację festiwalu.

Z odwilżami jest jednak tak, że kiedy stopnieją lody, spod zmarzliny wyłaniają się stare, niezałatwione sprawki niczym – nie przymierzając – niesprzątnięte psie kupy, przed chwilą ukryte pod śniegiem, a po roztopach wychodzące na światło dzienne.

Epidemia niczego nie unieważniła, niczego nie rozwiązała. Antropocen jako źródło cierpień trwa w najlepsze, w Polsce nakładając się dodatkowo na dziadocen. Lasy dalej płoną, siły rozumu i oświecenia ścierają się z opioidami religii, a na projekty artystyczne wciąż brakuje pieniędzy.

Miesiąc Fotografii dziarsko wziął się za bary z powyższymi i wieloma innymi problemami. Zespół festiwalu zaproponował zaangażowaną, krytyczną edycję, przypominając, że kultura nie jest ornamentem zdobiącym rzeczywistość, lecz frontem konfrontacji z rzeczywistością.

Kulminacją tego zaangażowania miała być Powaga sytuacji w goszczącej MFK Cricotece. Wystawę wykuratorowała Agnieszka Rayss, wybitna fotografka, wykładowczyni i współzałożycielka międzynarodowego kolektywu Sputnik Photos. Do udziału zaprosiła artystki i artystów, którzy posługują się fotografią (m.in. Zbigniewa Liberę, Maurycego Gomulickiego, grupę Łódź Kaliska, Dominikę Gęsicką i Weronikę Pawłowską), a także kolektywy działające na pograniczu aktywizmu i performansu, takie jak współczesne Czarne Szmaty i historyczna Pomarańczowa Alternatywa.

Maurycy Gomulicki, Neon Nazi 2020”, fot. dzięki uprzej

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Przebieranki, draka czy Gesamtkunstwerk?
i
Tomasz Machciński, Bez tytułu, 2009 © Tomasz Machciński. Dzięki uprzejmości Fundacji Tomasza Machcińskiego i artysty.
Przemyślenia

Przebieranki, draka czy Gesamtkunstwerk?

Joanna Kinowska

Kłopot z Tomaszem Machcińskim mają krytycy i krytyczki, historycy i historyczki sztuki. Jak opisać jego twórczość, z czym ją porównać, która etykieta się do tego nada? Urodzony w 1942 r. artysta samouk, tworzący swoje i dla siebie, okazjonalnie odsłaniający twórczość widzom, na szczęście sam wiele wyjaśnia. Niedawno ukazał się Album, pierwsza monograficzna prezentacja części jego dorobku w formie książkowej. W ramach tegorocznej edycji Miesiąca Fotografii w Krakowie możemy zaś oglądać jego wystawę Tysiące twarzy, setki miraży.

Odkrycie œuvre Machcińskiego przypomina wielkie przywracanie Vivian Maier czy Jacques’a Henri Lartigue’a. Ta pierwsza, co prawda nie mogła już nic powiedzieć, bo odkryto ją za późno. Ale casus Lartigue’a jest niemal identyczny. Jego dzieło zachwyciło 50 lat później. Zaczęto przepychać mu wtedy miejsce w annałach i encyklopediach, nazywać go ojcem fotografii reportażowej, amatorskiej, wernakularnej (choć akurat to ostatnie słowo przyszło później). Ojcem nazywać, choć „ojciec”, kiedy robił swoje najlepsze zdjęcia, miał między sześć a dziewięć lat. Zdążył skorzystać ze swojego sukcesu. Z Machcińskim jest podobnie. Zachwyt przyszedł niedawno, pokazują go muzea i galerie, do których w kolejkach stoją artyści po akademiach. A tu nagle wielkie dzieło samouka, znakomite i inne od całej reszty. Będzie przepisywanie podręczników?

Czytaj dalej