Bawmy się, jakby nie było jutra
i
Christoph Büchel, "Barca Nostra", 2018-2019, 58. Biennale Sztuki w Wenecji „Obyś żył w ciekawych czasach”, zdjęcie: Andrea Avezzù, dzięki uprzejmości: Biennale w Wenecji
Doznania

Bawmy się, jakby nie było jutra

czyli sztuka bez przyszłości na Biennale w Wenecji
Stach Szabłowski
Czyta się 14 minut

„Obyś żył w ciekawych czasach” – powiada stara chińska klątwa. Jest fałszywa jak ruskie pierogi czy ryba po grecku. W Chinach nigdy nie było takiego powiedzonka; wymyślił je pewien brytyjski dyplomata. Ta klątwa to podróbka dalekowschodniej mądrości, ale nie jest przecież pozbawiona sensu i kryje się w niej pewna (post)prawda.

Innymi słowy mamy do czynienia z fake newsem – czymś, co w sam raz nadaje się na tytuł Biennale w Wenecji, największej wystawy sztuki współczesnej na świecie.

Ten świat ma się fatalnie, w każdym razie według artystów, z których wielu wieszczy w Wenecji, że wkrótce zatonie zalany przez wzbierające oceany, migracje uchodźców, fale upału, ale też plastiku, społecznych nierówności i przemocy. W przeciwieństwie do świata opisująca go sztuka ma się kapitalnie. Nigdy nie była tak odjazdowa i spektakularna jak dziś, nawet w Wenecji, w której tradycyjnie pokazuje swoje wypasione oblicze. Zwiedzanie Biennale to wspaniała zabawa. Czy jednak wypada się bawić w czasach tak ciekawych, że strach się bać? Cóż, Ralph Rugoff, kurator tej imprezy, twierdzi, że najbardziej ludzcy jesteśmy, kiedy się bawimy. A więc do dzieła!        

Płynie grób!

W przeddzień rozpoczęcia preview Biennale dla dziennikarzy i ludzi z branży, siedziałem ze znajomymi na wyspie Giudecca przy aperolu, gdy nagle wśród tramwajów wodnych i motorówek taksówek pojawił się paskudny, odrapany wrak. Płynął na płaskiej barce przez kanał oddzielający Giudeccę od centrum miasta.

Ktoś zapomniał dorzucić do parkometru i go zholowali – żartowaliśmy sobie. Wenecja jest niewyczerpanym źródłem pretekstów do beznadziejnie suchych żartów na temat codzienności ludzi, którzy zamiast samochodów mają łódki. Ten dowcip okazał się jednak ponadprzeciętnie słaby i nie na miejscu. Nazajutrz, już na Biennale, znów nadziałem się na wrak, ustawiony na nabrzeżu przy halach starego Arsenału, w których odbywa się główna część wystawy. Odechciało mi się śmiać. W 2015 r. ten statek był pełen uchodźców; wypłynął z Libii, obrał kurs na Lampedusę, ale nie dotarł do celu. Z katastrofy uratowało się 27 osób. Ile zginęło? Szacuje się, że co najmniej 800, może więcej, bo nikt nie wie dokładnie, ilu ludzi upchali przemytnicy na tej zdezelowanej krypie. Ciał wielu ofiar do dziś

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Pracownia, czyli cały świat
Przemyślenia

Pracownia, czyli cały świat

Stach Szabłowski

Stach Szabłowski opowiada o artystce, która zrobiła na nas, redakcji „Przekroju”, wielkie wrażenie podczas ostatniego biennale w Wenecji. Wrażenie, które utkwiło pod powieką i zostanie tam na zawsze.

Na dobrą sprawę międzynarodową gwiazdą Geta Brătescu stała się dopiero po osiemdziesiątce. To znaczy stałaby się kimś w tym rodzaju, gdyby gwiazdorstwo leżało w jej naturze. Cóż jednak zrobić, skoro Brătescu zawsze ceniła sobie wolność? Mniej więcej dekadę temu globalny świat sztuki najpierw odkrył twórczość rumuńskiej artystki, a następnie oszalał na jej punkcie; potem zainteresowanie już tylko rosło. Ona sama robiła tymczasem to, co czyniła od blisko siedmiu dekad – po prostu pracowała, niestrudzenie, ale z entuzjazmem, aż do ostatniego wrześ­nia, kiedy odeszła w wieku 92 lat.

Czytaj dalej