Zdążyć przed śmieciarką
i
zdjęcie: Jilbert Ebrahimi/Unsplash
Marzenia o lepszym świecie

Zdążyć przed śmieciarką

Urszula Jabłońska
Czyta się 6 minut

Masz starą, niepotrzebną szafę i nie wiesz, co z nią zrobić? A może drapak dla kota albo lustro z lat 70.? Nie wyrzucaj. Daj ogłoszenie na stronie „Śmieciarki” na Facebooku. Na pewno znajdzie się ktoś chętny.

Na Kabatach dziś do oddania zeszłoroczne kasztany. „Umieściłam zdjęcie na stronie grupy, zanim wyrzucę, bo tutaj dziwne rzeczy się ludziom przydają” – napisała właścicielka pod zdjęciem. Na Grochowie ktoś oddaje duży rower miejski. W komentarzach dziesiątki zainteresowanych, więc oddający zarządza losowanie. Zapewnia, że nagra je i opublikuje wkrótce. Przy rondzie Wiatraczna na chętnego czeka szuflada z kolekcją saszetek z cukrem z całego świata, na Jelonkach dwie szklane butelki po piwie PRL, a na Ochocie duży karton po rowerze. Na Ursynowie ktoś szykuje się do rozkrzewiania drzewka szczęścia. Może są chętni na sadzonki? Co najmniej dziesięć osób. Zgłasza się pani z Gocławia, która też może oddać kilka sadzonek, już ukorzenionych, gdyby nie starczyło dla wszystkich.

Jednak na stronie facebookowej grupy „Uwaga, śmieciarka jedzie” najwięcej jest zdjęć warszawskich śmietników i skarbów, które można tam znaleźć. Na Narbutta piękny stary drewniany stolik w dobrym stanie. Ciekawy rattanowy fotel czeka na chętnych na śmietniku w Pruszkowie. Kontener pełen skarbów na Niepodległości. Na zdjęciach widać nóżki od szafki, dywan, kawałek musztardowego fotela. Zainteresowany będzie musiał sam sprawdzić, co jeszcze kryje się w kontenerze.

Chętnych do poszukiwań nie brakuje. Na warszawskiej „Śmieciarce” udziela się ponad 40 tys. osób. Grupa ma lokalne filie w 42 innych rejonach i miastach Polski: Poznań, Śląsk, Trójmiasto, Legionowo, Gliwice.

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Zaczęło się spontanicznie. W 2013 r. Dominika Szaciłło, z zawodu projektantka wzornictwa przemysłowego, mieszkała na Saskiej Kępie w bloku z lat 70. Z okna miała widok na altankę śmietnikową, a w niej co jakiś czas pojawiały się fajne stare meble. W okolicy mieszkało sporo starszych osób, które stopniowo pozbywały się wiekowych rzeczy. Dominika dostrzegała wśród wyrzuconych mebli perełki polskiego wzornictwa albo po prostu porządne, drewniane szafy czy stoły, o które dzisiaj wcale nie tak łatwo. W sklepach meblowych dominuje tandeta. Zwykle udawało się jej coś uratować, ale tak naprawdę nie miała w domu miejsca na kolejne meble.

„Pewnego dnia zobaczyłam krzesła z lat 50., które nie do końca były w moim stylu, ale były bardzo ładne – opowiada Dominika. – Wiedziałam, że za chwilę przyjedzie śmieciarka i je zabierze. Zrobiłam im zdjęcia i wrzuciłam na szybko założony fanpage na Facebooku. Nazwę wymyśliłam w sekundę. Udostępniłam fanpage’a znajomym. Może ktoś dołączy? Może na innych śmietnikach też pojawiają się fajne rzeczy? Po godzinie znajomi zabrali krzesła. Kilka osób zalajkowało »Śmieciarkę«”.

Na początku w grupie chodziło tylko o meble vintage. Na warszawskich śmietnikach na ratunek czekały „hałasy”, czyli krzesła typu 200–190 projektu profesora Rajmunda Teofila Hałasa (cena, którą osiągają po odnowieniu, to około 500 zł za sztukę), „chierki”, czyli fotele 366 projektu Józefa Chierowskiego wyprodukowane w latach 60. w Dolnośląskiej Fabryce Mebli w Świebodzicach (w portalu Yestersen można je kupić za ponad 1000 zł), czy na pierwszy rzut oka niepozorne drewniane zydle Olgierda Szlekysa i Władysława Wincze z 1945 r. (ich ceny dochodzą do 1500 zł). Na „Śmieciarce” pojawiało się coraz więcej zdjęć śmietników z adresami.

Społeczność zaczęła rosnąć, Dominika zaprosiła kolejnych administratorów, zmieniła fanpage’a na grupę, na której łatwiej publikować posty. Szybko ewoluowała też nieco idea. Po co szukać skarbów na śmietnikach, jeżeli można opublikować zdjęcia niepotrzebnych rzeczy na stronie grupy, jeszcze zanim się je wyrzuci? „Śmieciarkę” zalały fotografie zbędnych butów, kolczyków, firanek, ubrań, wazoników, drapaków dla kotów, raz pojawił się nawet kiosk szklany do postawienia we wnętrzu supermarketu. Dla jednej osoby to śmieć, a ktoś inny może akurat właśnie czegoś takiego szuka?

Dziś „Śmieciarka” to taki trochę ruch społeczny. Wciąż udzielają się tutaj miłośnicy dizajnu (Dominika zna ludzi, którzy byli bezrobotni i nie mieli pomysłu na siebie, a dzięki „Śmieciarce” zajęli się wyszukiwaniem i renowacją starych mebli), ale także osoby niezamożne, które dzięki grupie mają szansę na darmowe meble, ubrania czy domowe sprzęty. Pojawiła się też grupa ludzi, którzy starają się nic nie wyrzucać. To oni publikują zdjęcia butelek (świetnych dla osób, które często robią nalewki), pustych opakowań po kremach (przydają się dziewczynom, które same robią kosmetyki), kartonów (w sam raz na przeprowadzkę), ostatnio ktoś oferował nawet gruz. Dlaczego nie? Najwyżej nikt nie będzie tym zainteresowany. Są też oferty niematerialne. W styczniu korepetytorzy wrzucali ogłoszenia, że w ramach noworocznych postanowień oferują darmowe korepetycje z matematyki czy angielskiego.

Na „Śmieciarce” niewiele jest ograniczeń, ale za to są bardzo restrykcyjnie przestrzegane. Nie wolno sprzedawać rzeczy ani ich wymieniać, tu wyłącznie oddaje się za darmo. Nie należy oddawać lekarstw (jest to zakazane polskim prawem) ani zwierząt (adminki czasem przymykają oko na mniejsze zwierzęta, np. ślimaki). Koniecznie trzeba dać znać pod zdjęciem, jeżeli się zabrało mebel ze śmietnika, żeby inni nie jechali na darmo.

„Sama już raczej nie wrzucam zdjęć śmietników – mówi Dominika Szaciłło. – Zwłaszcza że wyprowadziłam się pod Warszawę, mało chodzę po mieście. Za to pewnie niedługo będę się pozbywać na »Śmieciarce« nadmiaru własnych przedmiotów. Ale dzięki grupie mnóstwo osób złapało zajawkę na ratowanie rzeczy. Chodzą grupowo po śmietnikach, pomagają sobie wyciągać meble z kontenerów, przetrzymują dla siebie nawzajem upatrzone sprzęty”.

W ten sposób dziesiątki tysięcy przedmiotów umykają przed śmieciarką i wysypiskiem i znajdują nowe domy. Tak jak rattanowy fotel ze śmietnika w Pruszkowie (zniknął po kilku godzinach), kolekcja cukrów z całego świata (szybko znalazła się osoba, która też zbiera saszetki z cukrem, ale nie miała jak podjechać, więc kolekcję zgarnął ktoś inny) czy piękny stolik z Narbutta (zgarnięty w mgnieniu oka, za to na jego miejscu pojawiło się fajne lustro).

Nikt nie chciał tylko zeszłorocznych kasztanów.

Czytaj również:

Gra w zero waste
i
zdjęcie: Taylor Kiser / Unsplash
Dobra strawa

Gra w zero waste

Marta Dymek

Kupić wielorazowy kubek do kawy i zestaw bambusowych słomek czy wpłacić na fundację i podpisać petycję? Z perspektywy kuchni sprawdzamy, co jest lepsze dla świata.

Zero waste wydaje mi się jednym z najpopularniejszych obecnie terminów. Wspominano o nim w ostatnich miesiącach w prasie i telewizji, doczekał się własnych portali, sklepów, kolektywów i całego mnóstwa hasztagów. A przede wszystkim nad zero waste odbyło się sporo dyskusji – ale raczej nie debat oksfordzkich, tylko takich bardziej z szatni przed WF-em: „A widziałeś, co ona napisała? Megaprzypał…”. A mnie trochę brakuje dyskusji oraz wymiany myśli. Zwłaszcza dlatego, że wokół zero waste zebrały się dwie drużyny. Pierwsza mówi, że przez indywidualną praktykę ekologicznych zwyczajów możemy wiele zmienić. Z kolei druga krytykuje tych pierwszych i twierdzi, że indywidualne starania służą jedynie naszej próżności i są naszym projektem tożsamościowym.

Czytaj dalej